„Festiwal dobroczynności” (1–8 listopada)

Pamiętam ten moment bardzo dokładnie. Bardzo wyraźnie. Ciemne drzwi kościoła. Zamknięte. Do środka wchodzę przez zakrystię. Otwiera mi pan kościelny. Idąc główną nawą od ołtarza w stronę głównej bramy, już z daleka słyszę charakterystyczne dźwięki. Ciche, systematyczne cykanie. Nienarzucające się. Wytłumione. Ale nad wyraz wyraźnie słyszalne. Bardzo donośne. Choć i dyskretne zarazem. W ogarniętej bezszelestną ciszą świątyni każdy dźwięk urasta do granic maksimum.

Podchodzę bliżej głównych drzwi świątyni. Przy panującym w kościele półmroku ta część budynku przypomina w tej chwili prędzej jakąś ciemną bezkształtną masę aniżeli bogato zdobioną początkową nawę świątyni. 

Jest! Widzę go! Wielka szara figura jest znacznie większa, niż sobie mogłem wyobrażać. Schowana pod równie ciemnym stropem jest w tej chwili naprawdę trudno widoczna. Gdy jednak się ją wreszcie zobaczy, szokuje, przytłacza swoją bliskością. Ciemny Anioł Śmierci majestatycznie kiwa się nad moją głową. Dzierżąca w lewej dłoni kosę postać uwieszona jest na ledwo widocznym łańcuchu, cały czas miarowo się kiwając. Wisząc na końcówce zegarowego wahadła wieczności, odmierza czas. Każdemu. Bez wyjątku.

Wtedy tamtego dnia zobaczyłem słynnego Anioła Śmierci z kartuskiej kolegiaty. Tej samej, na której wieży widać charakterystyczny zegar. Z trupią czaszką nad wskazówkami. I ciemnoszarą inskrypcją pod: „Memento Mori”. Kartuzi przypominali o śmierci każdemu. To był ich charyzmat. Teraz, gdy żadnego z nich nie ma już na naszej polskiej ziemi, pojawiła się wyrwa. Charyzmat, którym się zajmowali – opieki nad duszami zmarłych – musieli przejąć inni. I przejęli. A konkretnie Księża Marianie, których święty założyciel, Ojciec Stanisław Papczyński, niejednokrotnie spotykał na własne oczy dusze przychodzące do niego z prośbą o pomoc.

I właśnie w takim czasie jak ten obecnie przeżywany dobrze jest napisać konkretnie o nich. O ich posłudze. O ich służbie. A także o ich akcji. Wszak uruchomioną przez zakonników stronę czystyczysciec.pl zdążyło już odwiedzić prawie sześć tysięcy użytkowników. Zakonnicy chcą zachęcić w ten sposób ludzi – zwłaszcza młodszych użytkowników Internetu – do zainteresowania się tematem tak samego czyśćca, jak i tego, w jaki sposób możemy pomóc duszom tam się znajdującym.

Pamiętam, jak swego czasu wpadła mi w ręce książeczka „Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi”, gdzie Maria Simma, austriacka mistyczka, dzieliła się swoim doświadczeniem spotkań z duszami, które już zakończyły swoją ziemską wędrówkę, pozostając teraz w oczekiwaniu na pomoc od żyjących. Po zakończeniu tej książki długo chodziłem z myślami. Od tamtej pory wizyta na cmentarzu zaczęła przybierać nieco inny charakter. Zaś pierwsze osiem dni listopada zacząłem traktować jako festiwal pomocy najbardziej potrzebującym.

Tak się bowiem składa, że nie jest wcale tak, że o czyśćcu nic dziś nie wiemy. Wielu świętych jeszcze tutaj na ziemi odczuwało, co de facto może wydarzyć się po śmierci. Otrzymywali łaskę wizji, widzeń, objawień. Do niektórych wręcz przychodziły nieznane im wcześniej postaci. Dusze tych, którzy moment śmierci mieli już akurat za sobą. Teraz, cierpiąc w czyśćcu i nie mogąc sobie pomóc, przychodzili po pomoc. Wiemy o przynajmniej kilku takich spotkaniach z biografii św. Ojca Pio. Wiemy o spotkaniu św. Gertrudy ze zmarłym zakonnikiem – bratem Hermanem, za którego święta ofiarowywała następnie codzienną Eucharystię i nabożeństwa do Niepokalanej Maryi Panny. Wiemy o spotkaniach z duszami czyśćcowymi zmarłych na polu bitwy żołnierzy św. Stanisława Papczyńskiego. Wiemy o bracie św. Perpetui, Dinokratesie, który to odszedł z tego świata w wieku siedmiu lat, a następnie objawił się swej siostrze podczas snu. Wiemy o św. Małgorzacie Marii Alacoque, która spotkała się z duszą pewnej zakonnicy przebywającej w czyśćcu. Podobne spotkania cechowały także życie św. Siostry Faustyny. Wiemy wreszcie o świadectwie św. Piotra Damiani, któremu jedna z dusz miała powiedzieć, że każdego roku Maryja uwalnia z czyśćca tysiące dusz.

Dziś Kościół daje nam szansę włączenia się w ten bezinteresowny akt miłości, jakim jest modlitwa za dusze czyśćcowe – modlitwa, która zwłaszcza w pierwszych dniach listopada nabiera tak wyjątkowego sensu. Właśnie wówczas bowiem pojawia się szansa, aby każdego dnia (od 1 do 8 listopada) uzyskać dla konkretnej duszy odpust zupełny. Łaskę Nieba. Czyż nie jest to istny dobroczynny „festiwal pomocy najbardziej potrzebującym”?

I na koniec jeszcze jedna zachęta. Zaproszenie. Krótkie promo. Wspomniana już stronka założona przez mariańskich zakonników: czystyczysciec.pl. Główną ideą tej modlitewnej akcji jest wylosowanie na miesiąc listopad konkretnego świętego, do którego przyporządkowana będzie określona grupa dusz czyśćcowych. Grupa, która bardzo ściśle nawiązuje do życiorysu świętego. I tak na przykład wraz ze św. Ignacym Loyolą będziemy modlić się w listopadzie za zmarłych żołnierzy, ze św. Janem Marią Vianney’em za zmarłych księży proboszczów, ze św. Iwo za zmarłych prawników, a ze św. Rafałem Archaniołem za zmarłych podróżników.

Choć strona czystyczysciec.pl działa dopiero kilka dni, zdążyło już ją odwiedzić prawie sześć tysięcy użytkowników, chcących wylosować dla siebie świętego na ten zbliżający się wyjątkowy czas wspominania zmarłych. Wspominania i wstawiania się za nimi. To daje nadzieję. To motywuje do podjęcia działania.

Zatem do roboty.