„Kiedy nie wiadomo o co chodzi…” - homilia na XVI Ndz. Zw, C

Niedziela, XVI Tydzień Zwykły, rok I, Łk 10,38-42

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona.

Zamiast gości oddam swoje córki!

  Dzisiejsze Słowo to niejako kontynuacja tematyczna poprzedniej niedzieli spod hasła „będziesz miłował…”.  Jakże często dzisiaj słowo „miłość” jest powtarzane bez sensu, bez wagi. A w chrześcijaństwie ono zawsze ma jakieś konkretne imię. Dzisiaj śmiało możemy zamienić „będziesz miłował” na „będziesz gościnny”, bo to właśnie wokół gościny krąży Słowo Boże. Księga Rodzaju opisuje spotkanie Abrahama z „trzema ludzkimi postaciami”. Od razu gospodarz traktuje ich jako posłańców Boga, a widzimy to chociażby po przywołaniu słów „o Panie…”. Abraham natychmiast przyjmuje ich w swoim namiocie i każe przygotować swojej żonie Sarze, dla nich jedzenie z najczystszej mąki i wybranego, tłustego i pięknego cielęcia.
    Wagę gościnności w czasach Starego Testamentu jeszcze mocniej pokazuje nam scena z 19 rozdziału Księgi Rodzaju, gdzie znajdujemy opis odwiedzin domu Lota przez dwóch gości (aniołów). Schemat odwiedzin jest bardzo podobny do tych abrahamowych, ale niesłychane jest to, co dzieje się później. Rozpustni mieszkańcy Sodomy oblegają dom Lota i żądają wydania im gości, aby „mogli sobie z nimi poswawolić”. Jak reaguje Lot? Jego odpowiedź jest szokująca… „Mam dwie córki, które jeszcze nie żyły z mężczyzną, pozwólcie, że je wyprowadzę do was; postąpicie z nimi, jak się wam podoba, bylebyście tym ludziom niczego nie czynili, bo przecież są oni pod moim dachem!” Bezpieczeństwo gości stawia ponad czystość seksualną swoich córek!


„Wiedziałam, że tak będzie, w tej miejscowości mieszkają sami…”

    Rozmyślając nad tematem chrześcijańskiej miłości, co również dotyczy gościnności, przypomniała mi się historia pewnego ojca Jezuity, którą opowiadał nam w seminarium podczas dnia skupienia. Z jednym ze swoich współbraci udał się na wyprawę do Asyżu o żebraczym chlebie. Każdego dnia największy problem pojawiał się wieczorem, kiedy trzeba było znaleźć sobie nocleg. Raz zaszedłszy do pewnej małej wioski postanowili, że zapukają z pytaniem o nocleg do pierwszego napotkanego domu. Okazało się, że dom ten pełen był rozbawionych gości, którzy zeszli się tam na urodziny gospodyni. Sam jubilatka przeprosiła przybyszów, że nie może ich gościć z „widocznych” względów. Na odchodne dołożyła jednak ważną klauzulę: „jeżeli nie znajdziecie żadnego noclegu, to wtedy wróćcie do mnie”.Pukali od drzwi do drzwi. Nikt nie chciał ich przyjąć, poza bratem księdza proboszcza, który otworzył drzwi na plebanię. Zaproponował jednak tylko nocleg na podłodze w garażu. Jeden z wędrowców miał poważne problemy z kręgosłupem i taki rodzaj spania niestety nie wchodził w rachubę. Postanowili więc skorzystać z „ostatniej deski ratunku”. Kiedy powrócili do pierwszego zabudowania we wsi, tam już z daleka dostrzegli gospodynię, która czekała na nich z wyciągniętymi rękami i słowami: „wiedziałam, że was tutaj nikt nie przyjmie, w tej wiosce mieszkają sami katolicy…”. Kazała im zasiąść do stołu z gośćmi, a sama udała się w tym czasie szykować im posłanie. Jak się później okazało, była to rodzina świadków Jehowy…


Zła Marta

    Spoglądając w dzisiejszą ewangelię, rysują się nam dwie skrajne postawy. Marty gospodyni, zabiegającej o to, co potrzebne dla ciała i Marii, która „obiera najlepszą cząstkę” – słucha Jezusa. Ale przecież Jezus nie krytykuje Marty! Zwraca jej tylko delikatnie uwagę, że „troszczy i niepokoi się o wiele, a potrzeba mało, albo tylko jednego”.
Nie znaczy to, że przy rodzinnych spotkaniach mamy siedzieć przy słonych paluszkach i oranżadzie po to, aby poświęcić czas tylko i wyłącznie na rozmowę oraz pogłębiane więzi i relacji. Tutaj trzeba spojrzeć na cały kontekst sprawy…. „potrzeba mało, albo tylko jednego…” Czasem nasze stoły uginają się od jedzenia i picia, ale nikt przy nich na serio nie rozmawia… Liczy się tylko liczba wymienionych talerzy i szklanek i żeby ciągle było coś nowego i świeżego na stole. I niejednokrotnie od takiego stołu odchodzimy najedzeni, ale puści… Nasyceni, ale bez życia… Zajmijmy się najpierw osobą, która siedzi przed nami, jej sprawami, jej życiem, zanim chwycimy za nóż i widelec. Bądźmy po prostu uczniami Chrystusa przez miłość, przez gościnność! Bo potrzeba mało, albo tylko jednego…
AMEN

Fot. sxc.hu