„Styl Maryjny w Kościele”. Czy to kolejna rewolucja papieża Franciszka?

Jestem w Kościele, jestem Jego częścią. To miejsce nie jest mi obojętne. Złoszczą mnie czasem zbyt duża biurokracja, klerykalizm, brak empatii i wrażliwości, ale zależy mi na tej instytucji. I to bardzo. I chciałabym, by faktycznie realizowała swoją misję.

Bardzo budująca dla mnie była lektura dokumentu kończącego pierwszą sesję synodu o synodalności pt. Kościół synodalny w misji. Zarysowany tam obraz Kościoła jest mi bliski. Ma on być przede wszystkim bardziej relacyjny, nastawiony na człowieka, a mniej biurokratyczny. Ma być domem, miejscem spotkania, wysłuchania. Miejscem, do którego ludzie będą przychodzić przede wszystkim po to, by się wzmocnić i w nim się ogrzać. Dlatego tak istotne jest, by w świetle tych synodalnych zaleceń przemyśleć, czy czegoś w tej kościelnej strukturze nie warto zmienić, a jeśli tak, to zacząć się o tę zmianę głośno upominać. Polityka „bo zawsze tak było” to nie jest dobra droga.

Skoro pojawiają się takie marzenia i pragnienia, oznacza to, że do tego ideału Kościołowi, niestety, jeszcze sporo brakuje. Ciągle bowiem wiele do życzenia pozostawia choćby kwestia otwartości na słuchanie i towarzyszenie tym, którzy dziś znajdują się na peryferiach, ale też tym, którzy są w Kościele, ale zmagają się z różnymi trudnościami. Ciągle wiele osób jest dla ludzi Kościoła niewidzialnych. Między duchownymi a świeckimi wyrastają wielkie mury, brakuje otwartości i wzajemnego zrozumienia. „O ile jeszcze (…) ksiądz zna ludzi, to w drugą stronę już niekoniecznie – bardzo rzadko księża dopuszczają do tego, żeby ludzie poznali ich. Także w ich jakichś słabościach, prywatnym życiu. Plebanie są zwykle twierdzami. A przecież znaczenie mają relacje międzyludzkie…” – zauważa ks. Krzysztof Porosło, jeden z rozmówców Dawida Gospodarka, autora książki Duchowni. Cała prawda o życiu w sutannie. Trudno jednak te relacje budować, skoro w wielu miejscach nie ma współpracy między księżmi a świeckimi, a w wielu innych świeccy traktowani są wręcz jako wrogowie. Wiele osób co prawda zauważa negatywne skutki takiego stanu rzeczy, niewiele się dzieje jednak, by te destrukcyjne postawy czy zachowania wyeliminować. Powód? Znów ten sam, czyli „zawsze tak było”. Tyle że to żaden argument.

Jak każda instytucja tworzona przez ludzi, Kościół także ma swoje mniejsze i większe wady. Dość dobitnie wskazał je ostatnio papież Franciszek. Podczas spotkania z Międzynarodową Komisją Teologiczną mówił wprost, że jednym z największych grzechów Kościoła jest maskulinizacja. Słowa te wypowiedział przed niemal w całości męskim audytorium, ubolewając jednocześnie, że tak niewiele kobiet zasiada w tym zacnym teologicznym gremium. Zresztą nie tylko w tym. Tymczasem kobiety mogłyby naprawdę wnieść istotne spojrzenie na rozmaite problemy Kościoła. To bowiem one – jak zauważył papież Franciszek – „mają inną zdolność do refleksji teologicznej niż (…) mężczyźni”.

To dobrze, że ludzie Kościoła mają coraz większą świadomość, że pewne postawy i zachowania mogą rodzić lub rodzą patologie, które trzeba wyeliminować. Inaczej nie da się zbudować takiego Kościoła, o jakim nieustannie mówi papież Franciszek. Kościoła relacyjnego, dostrzegającego każdego człowieka. „Jeśli ktoś pragnie żyć z godnością oraz w całej pełni, nie ma innej drogi, jak uznanie drugiego człowieka i szukanie jego dobra” – przekonuje papież Franciszek w Evangelii gaudium. A pierwszym sprawdzianem może być na przykład dostrzeżenie obecności kobiet i chęć poznania ich punktu widzenia: „Dostrzegam z przyjemnością, jak wiele kobiet podziela odpowiedzialność duszpasterską razem z kapłanami, wnosząc swój wkład w towarzyszenie osobom, rodzinom lub grupom i ofiarując nowy wkład w refleksję teologiczną. Ale potrzeba jeszcze poszerzyć przestrzenie dla bardziej znaczącej obecności kobiecej w Kościele” – apelował Franciszek. Bo przecież – i jest to fantastyczne stwierdzenie Ojca Świętego – „Kościół jest kobietą”. A bez zrozumienia kobiety i jej teologii nie sposób zrozumieć, czym tak naprawdę jest Kościół. Taką postawę Franciszek nazywa „stylem Maryjnym”, który charakteryzuje się przede wszystkim delikatnością i czułością. Warto ten styl zastosować w całym Kościele.