„Uszanują mojego Syna… wyrzucili go z winnicy”

Poniedziałek, III Tydzień Zwykły, rok I, Mk 12,1-12

I zaczął im mówić w przypowieściach: Pewien człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał tłocznię i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. W odpowiedniej porze posłał do rolników sługę, by odebrał od nich część należną z plonów winnicy. Ci chwycili go, obili i odesłali z niczym. Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, tego zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali. Miał jeszcze jednego, ukochanego syna. Posłał go jako ostatniego do nich, bo sobie mówił: Uszanują mojego syna. Lecz owi rolnicy mówili nawzajem do siebie: to jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze. I chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników, a winnicę odda innym. Nie czytaliście tych słów w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił i jest cudem w oczach naszych. I starali się Go ująć, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem, że przeciw nim powiedział tę przypowieść. Zostawili więc Go i odeszli.


   To praca nadaje sens ich życiu. Z pewnością byli niezmiernie wdzięczni. Nie upływa wiele czasu, kiedy zaczynają czuć się pewnie. „Likwidują” kolejnych posłańców swego dobroczyńcy, chcących odebrać należną mu część zysku. W końcu pozbywają się także samego syna swego pana. Pragną urządzić winnicę na swoja modłę, bez niego i bez zarządzeń i regulacji tego, komu tak wiele zawdzięczają, kto uratował im życie…
  Pokusa nieuszanowania Syna i urządzania Jego winnicy według naszego własnego widzi mi się jest wciąż aktualna. Obyśmy nigdy nie okazali się niegodnymi Winnicy Pańskiej. Amen.


Fot. sxc.hu