360 Sekund - Akademik Wiary - ks. Eugeniusz Ploch - odc. 7 DA - dobre miejsce (video)
Akademik Wiary. Zapraszamy! To nasze siódme spotkanie. Wsłuchajcie się i mówcie o tym dalej.
Akademik Wiary. Zapraszamy! To nasze siódme spotkanie. Wsłuchajcie się i mówcie o tym dalej.
Projekt ABBA to głoszenie kerygmatu połączone z modlitwą o uzdrowienie organizowane przez Profeto.
Projekt ABBA to głoszenie kerygmatu połączone z modlitwą o uzdrowienie organizowane przez Profeto.
Od czterech lat codziennie na kanale YouTube PROFETO ks. Michał publikuje wprowadzenia do modlitwy Ewangelią dnia pod tytułem "Jedno Słowo". Chcemy poszerzyć formułę i zaprosić Was na spotkanie w formie warsztatów, gdzie pod przewodnictwem ks. Michała Olszewskiego SCJ będziemy się uczyć, jak modlić się Słowem Bożym na co dzień – tym JEDNYM, a czasem kilkoma. Zapiszcie się niezwłocznie, liczba miejsc bardzo ograniczona.
Już 16 września zapraszamy na konferencję dla kobiet organizowaną przez Fundację Alegoria i Współ-dzielnia.
W planie trzy konferencje poświęcone relacjom:
"Jak odważnie nażywać się życiem i już nigdy nie zapominać o sobie?" – Marta Iwanowska-Polkowska, trenerka rozwoju osobistego
"Orbitowanie wokół współzależności w relacji" – Joanna Walczak, terapeutka, seksuolożka
"Przyciąganie czy dawanie przestrzeni? Wolność i więź w relacji z dzieckiem" – Aga Rogala, pedagog
Nadchodzący rok szkolny będzie dla nas dość wyjątkowy, szczególnie dla naszych dzieci. Nasz starszak zacznie przygodę z bądź co bądź obowiązkową już edukacją, będzie chodził już do zerówki, zaś nasza córka pójdzie po raz pierwszy do przedszkola. Wprawdzie będzie mieć, myślę, trochę prościej, ponieważ pójdzie już do grupy czterolatków, w której dzieci są już przyzwyczajone do trybu pracy przedszkola i oswojone ze wszystkimi pierwszymi etapami adaptacji przedszkolnej. Adaptacja w przedszkolu to kluczowy moment w życiu małych dzieci. Dla niektórych maluchów jest to łatwe i naturalne przejście, podczas gdy dla innych może być to trudne doświadczenie. Jednak często pomijamy fakt, że również rodzice muszą się dostosować do tej nowej sytuacji. Jak zawsze przed rozpoczęciem września rodzice mocno przeżywają powroty swoich pociech do szkół i przedszkoli, zastanawiając się przy tym, kiedy ten czas tak szybko minął. Dla mnie samej to też dość ciekawy moment w macierzyństwie, ponieważ pierwszy raz moje dzieci będą już nie tak bardzo zależne ode mnie. A wiąże się to nie tyle z pewną dumą, ekscytacją, trochę wolnością i odpoczynkiem, ile niestety i smutkiem. Oznacza to też zakończenie pewnego etapu. Teraz poniekąd opieką i wychowaniem dzielić się będę z innymi, a moje dzieci wchodzą w świat samodzielności, większej świadomości siebie.
Czasami zastanawiam się, jak to jest, że raz jesteśmy oazą spokoju i potrafimy cierpliwie znosić wszystkie próby swoich dzieci, ich trudne i dobre emocje, zmęczenie, stresy i lęki związane z prowadzeniem domu czy karierą zawodową. A raz jesteśmy chodzącą burzą z piorunami. Raz potrafimy się zatrzymać, wsłuchać w swoje pragnienia, być rodzicem empatycznym, akceptującym, a za moment zerwać wszelkie swoje postanowienia, wręcz zaprzeczyć ich słuszności i skuteczności. I co istotne, niemalże zawsze potrafimy szybko i płynnie przechodzić pomiędzy te przeciwstawne stany. Matki tym bardziej czują się wtedy przygnębione swoją niekonsekwencją, tym, że potrafiły już wypracować ze swoimi dziećmi bliską relację, by za chwilę dać upust swojej bezradności. Czujemy się jak oszustki i niejednokrotnie dość boleśnie same się za to karzemy.
Jesteśmy sumą różnych przeciwstawnych uczuć, emocji i zachowań z wielu powodów, a szczególnie w kontekście rodzicielstwa. Istnieje wiele czynników wpływających na nasze reakcje i podejścia do wychowywania dzieci. Zastanawiam się, czy da się te nasze przeciwieństwa pogodzić i z czego wynika ta nasza rozbieżność w reakcjach jako rodziców.
Choć film ten obejrzałam kilka dni temu, ciągle mam przed oczami jego niektóre sceny. Szczególnie te, w których widać przerażone i wypełnione bezbrzeżnym smutkiem oczy dzieci. Jestem mamą, nie mogę bez emocji patrzeć na krzywdę wyrządzaną tym niewinnym i najsłabszym.
Przez bardzo wiele lat zaczytywałam się literaturą Holocaustu. Pamiętniki, wspomnienia, proza. Pochłaniałam wszystko, co ukazywało się na ten temat na rynku. Różne „perełki” wyszukiwałam w zakurzonych antykwariatach. Chciałam zrozumieć to całe zło. Chciałam się dowiedzieć, co kieruje człowiekiem, który w tak okrutny sposób potrafi zniszczyć, a w konsekwencji zabić drugiego człowieka. Z każdą kolejną lekturą miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Mogłam szukać dalej, ale… nie dałam rady. Od kiedy jestem mamą, nie przeczytałam żadnej książki na ten temat. Po prostu nie byłam i nadal nie jestem w stanie tego zrobić. Twarze tamtych dzieci z kart książek miały twarze moich dzieci. Sama myśl, że coś tak okrutnego mogłoby spotkać tych, których kocham nad życie, powodowała ścisk żołądka. Nadal mam te książki w domu, ale wciąż nie jestem gotowa, by po nie sięgać.
Dlatego też z tak wielkimi obawami oglądałam film Sound of Freedom. Dźwięk wolności z Jimem Caviezelem. On też opowiada o krzywdzie dzieci, podstępnie porwanych przez handlarzy żywym towarem. Dziewięcioletni chłopiec i jego o dwa lata starsza siostra w brutalny sposób z bezpiecznego domu trafiają w ręce tych, którzy nie mają żadnych skrupułów. Oto niewinność dziecka zostaje nagle skonfrontowana z perwersyjnym światem pedofilii, dla których nie ma żadnego tabu. Światem, w którym liczą się jedynie seks i pieniądze. Ogromne pieniądze, bo na handlu dziećmi przestępcy zarabiają biliony dolarów. Czy dla tych dzieci jest jakiś ratunek?
Kiedy moje dzieci były małe i wychodziłam z nimi na spacer, w różnych miejscach – w parkach, sklepie, komunikacji miejskiej – słyszałam pytanie, które zazwyczaj zadawały mi starsze panie: „A jak sobie pani radzi z tyloma dziećmi? Niech pani powie, bo moja córka nie radzi sobie z jednym”. No cóż, nie powiem, łatwo nie było, ale przetrwaliśmy ten czas. Szkód w sprzętach i ludziach nie było. Dziś, jak sama patrzę na wielodzietne mamy, które przed sobą pchają podwójny wózek, a z boku, niczym winogronka, oblepiają je starsze dzieci, sama się zastanawiam, jak sobie wówczas radziłam i jak one dziś sobie radzą. Prawdą jest, że dopóki dzieci były zdrowe, wszystko hulało jak w zegarku. Karmienie, spacer, drzemka, obiad, spacer, zabawa, czytanie, kąpanie i o dwudziestej upragniona cisza. Schody zaczynały się wtedy, kiedy któreś zaczynało chorować albo, nie daj Boże, chorowały wszystkie naraz albo jeszcze wspólnie z mamą. Wtedy to już całkowita kaplica. Niejednokrotnie przeżywaliśmy takie „atrakcje”. Na szczęście i z tych opresji wyszliśmy cało.
Nocne wstawania, karmienia, przewijanie, raczkowanie, zjadanie z podłogi porozrzucanych przez rodzeństwo klocków, smarowanie pluszaków i mebli tłustym kremem na odparzenia, kreatywne zabawy… I ciągle ktoś czegoś chciał. A to płacz, że siostra zabrała zabawkę, a to pisk, że ktoś kogoś szturchnął albo źle spojrzał. Każdego dnia miliony bodźców, które powodowały u mnie ogromne zmęczenie. Wieczorem, kiedy dom pogrążał się w ciszy, a małe dzieci słodko sobie spały, czułam się totalnie bez życia. Ostatkiem sił kończyłam jakąś pracę, coś pisałam lub czytałam, a najczęściej – padałam ze zmęczenia po przeczytaniu kilku linijek tekstu. O ile nie usnęłam wcześniej z dziećmi. W tamtym czasie miałam jedno marzenie – niech już te dzieci urosną, niech będą samodzielne, niech się czymś zajmą, niech pozwolą mi się wyspać i w spokoju poczytać książkę.
Pora na część drugą…
Przed tygodniem poruszyliśmy temat pożegnań. Pożegnań lata i wszystkiego, co się z nim wiąże. Wakacji, wspólnych spacerów bosymi stopami po gorącej łące, kąpieli w ciepłych jeziorach czy wreszcie górskich wędrówek po szlakach z osłoniętymi kapeluszami głowami. Wspomnienia, nostalgia, tęsknota. Trudno przed tym uciec, bez wątpienia.
Postawiliśmy więc sobie przed tygodniem pytanie, czy taki koniec wakacji, jak obecnie przeżywamy, i koniec lata zarazem (koniec lata, który to już tuż-tuż), musi oznaczać same tylko smutki i tęsknoty. Jak wejść możliwie łagodnie w ten jesienny czas obowiązków i znanych nam zwyczajów? Co zrobić, aby nie wpaść w niebezpieczną powakacyjną nostalgię? Co robić, aby to twarde lądowanie po eskapadach nad jeziorami, w górach czy nad morzem okazało się nieco bardziej miękkie? Co zrobić, by nie narzekać?
Przed tygodniem zaproponowałem nam wszystkim pierwsze rozwiązanie. Z jednej strony najprostsze, z drugiej jednak nad wyraz wymagające. I po ludzku często trudne. Chodzi o wdzięczność. O wdzięczność za wszystko to, co się w te wakacje zadziało. Po ludzku trudne, gdyż w sytuacji, gdy coś się nam kończy zwykle ciężko rozpalonej od emocji głowie docenić wszystko, co było. Podziękować. Pocieszyć się z tego, co już za nami. Po szczegóły odsyłam do poprzedniego materiału.
Szybko minęło, nie? Naprawdę szybko. Pamiętam, jak dopiero co jeździłem rowerem po budzących się do życia miejskich parkach. Jak specjalnie zatrzymywałem się, aby przez chwilę powąchać zapachu kwitnących wkoło kwiatów. Jak z ulgą zrzucałem z siebie kolejne warstwy ubrań, by móc znów jeździć na lekko. Jak spoglądałem w przepysznie błękitne i ciepłe niebo. Pamiętam… Bo to przecież było tak zupełnie niedawno. Niedawno, ale jednak… Ale już powoli będzie się kończyć… Kończy się bowiem lato, kończą się wakacje. Pora przeformatować swoje codzienne nawyki. Zacząć znów nastawiać budziki na wcześniejszą godzinę. Wyszukać w szafie dłuższe spodnie. Wydobyć ze strychu grubsze buty. Tak, to ten czas…
Uczniowie wracają do szkół. Dzieci do przedszkoli. A dorośli wchodzą na nowo w utarte ścieżki odprowadzania jednych i drugich, a następnie jazdy do pracy. Dla każdego z nas jesień oznacza zwykle to samo. Powrót. Obowiązki. I przeżywana nostalgia za tym, co było. Czego doświadczaliśmy zupełnie niedawno.
Czy jednak koniec wakacji musi oznaczać same tylko smutki i tęsknoty? Jak wejść możliwie łagodnie w ten jesienny czas obowiązków i znanych nam zwyczajów? Co zrobić, aby nie wpaść w niebezpieczną powakacyjną nostalgię? Co robić, aby to twarde lądowanie po eskapadach nad jeziorami, w górach czy nad morzem okazało się nieco bardziej miękkie?
Bo wydaje się, że jest kilka rozwiązań, które mogą nam pomóc. Zastanówmy się…
Henryk Sienkiewicz w powieści Quo vadis opisuje scenę śmierci lekarza Glaukosa. Wydany przez Greka Chilona, zostaje skazany na spalenie. Chilon, przechadzając się po ogrodach cesarskich, zobaczył płonącą na palu, ale jeszcze żywą swoją ofiarę. Wstrząśnięty do głębi, dopiero teraz zrozumiał ogrom swej zbrodni. W poczuciu winy wzniósł oczy w górę i zawołał: Glaukosie, w imię Chrystusa przebacz! I usłyszał odpowiedź: Przebaczam.
Dlaczego przebaczył? Dlatego że religia chrześcijańska jest między innymi religią przebaczenia.
Kluczem do przebaczenia drugiej osobie jest świadomość tego, że i nam ktoś kiedyś coś przebaczył. Ktoś, kto doświadczył przebaczenia, doskonale wie, co znaczy żyć w świadomości, że ktoś nie ma wobec niego dozgonnej urazy. Przebaczenie nie jest łatwym procesem. Jednak przebaczenie, albo nieprzebaczenie, pokazuje nam, w ilu procentach jesteśmy albo nie jesteśmy chrześcijanami. Ponadto mój brak przebaczenia może być tamą do przebaczenia mi moich win ze strony Pana Boga. Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Panie, przebacz nam tak, jak my innym przebaczamy. Tak i nam przebacz.
Każda Eucharystia jest zgromadzeniem w imię Jezusa Chrystusa, który jest wśród nas obecny, nie tylko w postaciach eucharystycznych, ale także w Słowie Bożym, które usłyszeliśmy.
W zasadzie w każdym z nas Jezus staje się obecny dla drugiego człowieka. To też jest realna obecność Boga, którą musimy się nauczyć dostrzegać i konsekwentnie przenosić na codzienne życie. Inaczej mówiąc, mamy się nawzajem miłować i szanować, bo jest w nas Bóg, co więcej, każdy z nas jest świątynią Ducha Świętego.
Mateusz Ewangelista mówi, że za każdym razem, kiedy jesteśmy nawet w małej grupce, ale modlimy się i rozmawiamy o Bogu, On już jest między nami. Widzimy, jak wielką moc ma wspólnota i jak ważna jest wspólnota, bo razem zawsze jest łatwiej wyznawać wiarę, pozbywać się problemów i szukać nowych możliwości rozwoju naszej wiary.
Temat dzisiejszej Ewangelii jest bardzo trudny, bo dotyczy upomnienia, czyli tego, co zrobić, by pozyskać, uratować brata.
Współczesny świat nie jest nastawiony na to, aby w pokorze przyjmować upomnienie, nie lubimy być upominani, choć oczywiście zależy to od tego, w jaki sposób druga strona to czyni. Każde upomnienie, jeżeli jest czynione w duchu ewangelicznym, czyli z szacunkiem i troską, jest najpiękniejszym przejawem miłości i zatroskania o przyszłość.
W Dniu Dziecka Profeto dołącza do projektu „Droga do Jezusa” i rozpoczyna emisję komentarzy do Ewangelii dla dzieci.