7 wyzwań na Wielki Post - NAWRÓĆ SIĘ
Kiedy ksiądz posypuje nasze głowy popiołem, słyszymy przypomnienie: „Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz”. Może jednak użyć w tym momencie innych słów i powiedzieć: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Od wezwania do nawrócenia rozpoczyna się również pierwsze czytanie liturgii Środy Popielcowej: „Nawróćcie się do mnie całym swym sercem...” (Jl 2, 12).
Nawrócenie kojarzy nam się często ze spektakularną przemianą życia – ktoś był na przykład handlarzem narkotyków, a dzięki łasce stał się przykładnym chrześcijaninem. Albo ateista, wiedziony jakąś dziwną siłą, nagle wchodzi do kościoła, dostrzega Najświętszy Sakrament i w jednej chwili zaczyna żarliwie wierzyć w obecnego tam Chrystusa (to przypadek słynnego dziennikarza i pisarza André Frossarda). Lubimy takie historie, bo dowodzą one nie tylko niezwykłej mocy Boga, ale także Jego pomysłowości.
Nie dziwi więc, że zwierzenia naszych współwyznawców w stylu: „muszę się nawrócić” traktujemy niekiedy z przymrużeniem oka i dopatrujemy się w nich subtelnej duchowej kokieterii. Czy słusznie?
W Nowym Testamencie polskie „nawrócić się” opisują dwa czasowniki. Epistrefo oznacza w dosłownym tłumaczeniu zawrócić naokoło, do; odwrócić kogoś wokół. W ten sposób określilibyśmy właśnie przytoczone wyżej sytuacje diametralnej życiowej metamorfozy. Natomiast drugi czasownik metanoeo mówi o zmianie w myśleniu, uczuciach, w rozumowaniu, pojmowaniu, zmianie celów, praktyk i zasad.
Przypomnijmy sobie starszego syna z Łukaszowej przypowieści o Miłosiernym Ojcu (Łk 15, 11-32). Niby był wierny, bo nie zostawił przecież domu i nie zajął się własnymi sprawami wszystko inne mając w nosie, jak zrobił to jego młodszy brat. Ale czy można w nim dostrzec lekkość i radość człowieka szczęśliwego, spełnionego? Nie. On – mentalnie – jest raczej niewolnikiem a nie synem; wyrobnikiem swojego ojca a nie jego dziedzicem. Historia tego mężczyzny może zachwiać i naszą pewnością, że kto jak kto, ale my jesteśmy wobec Boga w porządku, bo przecież chodzimy do kościoła, modlimy się, co niedziela dajemy na tacę, a dwa razy w miesiącu uczestniczymy w spotkaniach swojej wspólnoty.
Nawrócenie rozumiane jako metanoia - przemiana sposobu myślenia, a w konsekwencji i postępowania, to wielkie wyzwanie, z jakim ci, którzy wybrali już Boga, powinni mierzyć się ciągle i do końca życia. Jak podkreśla Jan Paweł II, „tutaj na ziemi nawrócenie nigdy nie jest celem w pełni osiągniętym”. Właśnie o tym mówią biblijne teksty, wzywające do śmierci starego człowieka i narodzin nowego. Do czego więc mamy dążyć? Do tego, żeby w każdym calu być ludźmi Ewangelii.; żeby świat przestał się kręcić wokół nas, a zaczął krążyć wokół Boga i bliźniego (to definicja metanoi Oliviera Clémenta, nawróconego ateisty i marksisty).
W Księdze Ezechiela można wyczytać przepiękną obietnicę, w której Bóg nas zapewnia, że „da nam serce nowe i ducha nowego tchnie do naszego wnętrza, odbierze nam serce kamienne, a dam nam serce z ciała” (por. Ez 36, 26). To oznacza, że On jest źródłem i motorem naszej mentalnej przemiany, czyli nie musimy prężyć naszych duchowych muskułów i samodzielnie podnosić sobie kolejnych pobożnych poprzeczek. Po pierwsze i przede wszystkim mamy być otwarci na Niego – otwartością praktyczną a nie abstrakcyjną, czyli spędzać z Nim czas, czytać Pismo, uczestniczyć w mszy, regularnie się spowiadać. Nic spektakularnego? Nie szkodzi. Jezus, czego dowodem Ewangelia, bardzo lubi ubogie środki. A te są nad wyraz skuteczne.
Fot. sxc.hu