A Ty modlisz się czasem o smaczny obiad? Czyli o owocach kryzysu

Nie lubię mieć kryzysów. Prawdopodobnie nie ja jeden. Pewnie nikt nie lubi. Tak się jednak składa, że właśnie wówczas, gdy czytam świadectwa ludzi, którzy z takiego kryzysu niedawno wyszli, dociera do mnie, że chyba ten kryzys bywa potrzebny. Czasem wręcz konieczny.

Pamiętam, jak swego czasu mój przyjaciel miał problemy. Gnębił go smutek i przytłaczające wrażenie bezradności. Przeczuwałem, że jak wszystko się wreszcie skończy, stanie na nogi. Że wówczas się podniesie. Bo przecież do tej pory zawsze się podnosił. I zawsze, kiedy się podnosił, był silniejszy niż przedtem. Wystarczyło się za niego pomodlić. I poczekać. Owoce zwykle przychodziły bardzo szybko. Tak też zresztą stało się i tym razem.

Po wszystkim dostałem od niego wiadomość. Poruszyła mnie do głębi.

„Życie uczy, że nie da się uwierzyć raz na zawsze, osiągnąć pewien poziom wiary i sobie w nim komfortowo trwać. Szatan walczy, jest inteligentny i cierpliwy. Wszystkie nasze religijne uniesienia potrafi przeczekać, a potem wlewać swoją truciznę w nasze serce w nowy wyrafinowany sposób. Najpierw za pomocą samego zapachu pokusy lub zwątpienia, potem małych kropli, a na końcu strumienia, któremu o własnych siłach nie jesteśmy już się w stanie oprzeć. Nie jesteśmy jednak sami”. Tak się zaczęła tamta wiadomość. Po chwili mój przyjaciel zwierzył się, że także i tym razem swoje powstanie zawdzięcza lekturze Słowa. Otworzył Biblię – nieocenione źródło inspiracji i prawdy – by odnaleźć tam fragmenty proroctwa o Samsonie: „W Sorea, w pokoleniu Dana, żył pewien mąż imieniem Manoach. Żona jego była niepłodna i nie rodziła. Anioł Pański ukazał się owej kobiecie, mówiąc jej: «Oto teraz jesteś niepłodna i nie rodziłaś, ale poczniesz i porodzisz syna. Lecz odtąd strzeż się: nie pij wina ani sycery i nie jedz nic nieczystego. Oto poczniesz i porodzisz syna, a brzytwa nie dotknie jego głowy, gdyż chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia. On to zacznie wybawiać Izraela z rąk filistyńskich». Poszła więc kobieta do swego męża i tak rzekła do niego: «Przyszedł do mnie mąż Boży, którego oblicze było jakby obliczem Anioła Bożego, pełne dostojeństwa. Nie pytałam go, skąd przybył, a on nie oznajmił mi swego imienia. Rzekł do mnie: „oto poczniesz i porodzisz syna, lecz odtąd nie pij wina ani sycery ani nie jedz nic nieczystego, bo chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia aż do swojej śmierci”». Urodziła więc owa kobieta syna i nazwała go imieniem Samson»” (Sdz 13, 2-7, 24).

Wiecie, co się stało? Okazuje się, że w tym niepozornym fragmencie Pisma mój przyjaciel odnalazł akurat to, czego na ten moment najbardziej potrzebował. Bardzo możliwe, że gdy Ty czytasz ten sam fragment, nie porusza Cię on tak samo jak mego przyjaciela. I to jest zupełnie naturalne. Bo Pismo, jak uczy nas Kościół, jest żywe. Jednego dotyka ten fragment, innego inny. A za jeszcze jakiś czas, może być zupełnie na odwrót.

Zastanowiłem się jednak, co takiego poruszyło mojego przyjaciela w tym fragmencie. Bo a nuż, gdy mnie przydarzy się podobny kryzys, będę chciał szukać podobnie jak on: w Księdze Sędziów. Kto wie? Czytałem więc dalej z uwagą list.

Jak się okazuje, uwagę mojego przyjaciela przykuł wpierw fragment o pojawieniu się Anioła: „Przyszedł do mnie mąż Boży, którego oblicze było jakby obliczem Anioła Bożego, pełne dostojeństwa”. „Stefan – zaczął w swoim liście – czuwa nad nami potężny Stwórca. Stwórca, któremu służą Istoty o niewyobrażalnej inteligencji i dostojeństwie. To nie są infantylne aniołki lub słodkie cherubinki ani święci jak z reklam coca-coli. Mądrość mieszkańców Nieba jest poza jakimkolwiek ludzkim wyobrażeniem, ale nie jest oderwana od naszej rzeczywistości. Przejawem wielkiej Bożej Miłości jest fakt, że cała Niebiańska Potęga walczy o nas. Nasi Aniołowie Stróżowie, Święci Patronowie na czele z Królową Nieba i Ziemi czuwają nad nami, zabiegając nie tylko o zbawienie wieczne dla nas, ale i wspierając nas w codziennym trudzie”.

Faktycznie, uzmysławiając sobie to wszystko, trudno pozostać obojętnym. Trudno przejść obok tego tak „o”. Wielka odpowiedzialność. Ale i wielki honor. „Z naszej strony ważne jest, abyśmy naszych Niebiańskich Opiekunów zauważyli i pozostawali z nimi we wdzięcznej korespondencji. Co jest do niej potrzebne? Wiara! Potrzebujemy nie tylko wiary ogólnej, ale i codziennej, która pozwala być przekonanym, że Bóg nas prowadzi. Musimy nie tylko zaufać, że Bóg istnieje, ale i zaufać Bogu. Uwierzyć w Jego wszechpotężną Miłość, a skutkiem tego uwolnić się z wszelkiego lęku”.

„Prośmy Boga i zostawmy mu realizację naszych pragnień. On wie lepiej, co jest dla nas dobre, i nas kocha, zna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. W przeciwieństwie do nas nie traci z oczu też głównego celu, jakim jest życie wieczne. Warto prosić Pana Boga nawet o smaczny obiad i miejsce parkingowe, gdy go brakuje. Uświadommy sobie obecność Kochającego i Wszechmocnego Taty w naszej codzienności. Zaczynajmy prosić z wiarą w drobnych sprawach, a nie dopiero wówczas, gdy mamy już tak skomplikowaną sytuację, że «sobie nie radzimy»”.

W innym miejscu cytowanej Księgi Sędziów mój Przyjaciel zwrócił uwagę na coś jeszcze: „(…) lecz odtąd nie pij wina ani sycery, ani nie jedz nic nieczystego”. Dla niego to przesłanie było aż zanadto proste. „Stefan, jeżeli chcemy jednoczyć się z Panem, nie możemy sobie pozwolić na żaden romans ze złem. Jeżeli palisz, to rzuć palenie. Jeżeli obmawiasz, to nie obmawiaj. Kasa trzyma Cię za serce? Ratuj się modlitwą! Na kobiety musimy patrzeć jak na siostry, itd. Już w „Dzienniczku” Pan Jezus mówił do Siostry Faustyny o tym, jak grzech wstrzymuje Jego łaskę dla duszy. Dlatego tak ważne jest, abyśmy podjęli walkę o nasze uświęcenie. Wyjdźmy na plac boju w świadomości swej duchowej nędzy i postawie zawierzenia, a całe Niebo przyjdzie nam na pomoc! Najgorszy grzech stanie się przeszłością, a w naszym sercu zapanuje wieczna wiosna. Szczęście jest możliwe na tym świecie. Pochodzi ono jednak od jednoczenia się ze Stwórcą, a nie stworzeniem”.

Czy teraz rozumiesz, po co temu mężczyźnie był tamten kryzys? Bo on rozumie to aż nad wyraz dobrze. Doskonale. Mało tego. Dzięki jego przeżytemu kryzysowi pozyskana w ten sposób Mądrość może dziś dotrzeć tak do mnie, jak i do Ciebie. Niezwykła matematyka, przyznasz? Jeden kryzys, a beneficjentów aż tylu…