Będziesz

Nie ma innego przykazania większego od tych. Rzekł Mu uczony w Piśmie: Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Jezus widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: Niedaleko jesteś od królestwa Bożego. I nikt już nie odważył się więcej Go pytać.

Przypominanie, czym właściwie i naprawdę jest miłość zakrawa na trud syzyfowy, istną donkiszoterię. Aż dziw bierze, że słowo, przez tak wielu uznawane za najważniejsze w ludzkim słowniku, jest tak nierozumiane i mylnie definiowane. O ile popkulturalna redukcja tego terminu do efemerycznych, psychozmysłowych uniesień lub – idąc po bandzie – do działań seksualnych nie dziwi, to martwi i smuci fakt, że natury i istoty miłości nie pojmuje wielu chrześcijan. A przecież w samej Biblii rzecz stoi czarno na białym. Ot, choćby owo „Będziesz…” w przykazaniu (sic!) miłości. Co oznacza, że miłość jest naszą powinnością, zadaniem, obowiązkiem, a nie wytęsknionym przeżyciem, które „się przydarza”. I to tylko nielicznym, niestety… Miłość staje się udziałem każdego, kto… postanawia miłować. Do czego zresztą jesteśmy przez Stwórcę zobowiązani.

W przykazaniu miłości jest też zawarte zdumiewające wezwanie: do totalności, stuprocentowego zaangażowania w miłosną aktywność, do kategorycznego zatrzaśnięcia wszelkich furtek przeciwieństwu miłości, czyli egoizmowi. Całym sercem, całą duszą, całym umysłem, całą mocą… Takiego miłowania życzę dziś wszystkim. Nie tylko Paniom.

Fot. sxc.hu