Benedykt XVI – wspomnienie

Odszedł od nas Benedykt XVI, papież, który był postacią wyjątkową. Napisać o Nim jednak tylko tyle, że był wyjątkowy, byłoby potwornym banałem i spłyceniem tej wielowymiarowej, skomplikowanej, a jednocześnie jednoznacznie przylgniętej do Chrystusa postaci. Benedykt XVI był uosobieniem przemian, które nastąpiły w Kościele katolickim w drugiej połowie XX wieku, ich współautorem, recenzentem, ale i wykonawcą. Myślę, że nie będzie przesadą napisać o Nim, że skupiał na sobie niczym soczewka całe spektrum kościelnego światła, umiejąc je odpowiednio przetworzyć i wyjaśnić.

Spuścizna niemieckiego papieża jest tak ogromna, że całe pokolenia teologów, historyków Kościoła i publicystów będą miały materiały do wykorzystania w swojej codziennej pracy. Myślę również, że napisać o Nim, że był tytanem pracy, pokornym naukowcem i pasterzem, który roztaczał wokół siebie atmosferę niewymuszonej powagi i skupienia, będzie czymś właściwym i na miejscu. Pamiętam też, jak bardzo się pomyliłem w 2013 roku, kiedy po abdykacji zostałem poproszony o komentarz przez jedną z rozgłośni radiowych. Wydawało mi się wtedy, że kres jest bliski, że papież odchodzi na zasłużony odpoczynek i że nie będzie już w orbicie bieżącego życia Kościoła. On jednak był tym cichym robotnikiem w Winnicy Pana, był tym, który niósł na sobie brzemię trudów Kościoła, tym, który pozostał pogrążony w tym nomen omen benedyktyńskim ideale ora et labora, bez liczenia na doczesne nagrody i splendory, przed którymi całkiem świadomie się ukrył. 

Kościół powinien być wdzięczny za te niespełna dziesięć lat poniekąd podwójnego pontyfikatu, z którego jeden był w pełni służebny, całkowicie bezinteresowny i oderwany od aktualnych trudów, tarć, skandali i gwaru codzienności. Powiedzieć o Benedykcie, że umarł w atmosferze świętości, to nic nie powiedzieć. To był (a głęboko wierzę, że jest w Niebie) olbrzym modlitwy, pokory i poświęcenia, uwięziony w wątłym ciele staruszka – wielkie świadectwo dla świata, w którym każda słabość jest uznawana za wadę i problem.

Przed nami wielka misja podążania ścieżką wyznaczoną przez Benedykta XVI, która była poniekąd kontynuacją ścieżki cierpienia św. Jana Pawła II. Jest to ścieżka trudna, wymagająca poświęceń i tak bardzo potrzebnej dzisiejszemu światu pokory. To też wielki dar dla Kościoła, że to odejście nastąpiło w oktawie Bożego Narodzenia, święta wielkiej pokory i uniżenia. Nie ma przypadków – są znaki. 

Pomódlmy się za duszę świętej pamięci papieża w nadziei, że On za nami oręduje tam w Niebie, tak jak orędował do końca swojej ziemskiej wędrówki.