Bezpowrotna podróż

Nie raz powtarzałam już, że jednym z moich ulubionych zajęć w macierzyństwie jest obserwacja swoich dzieci. Nie tylko uwielbiam odnajdywać w ich wyglądzie czy charakterze pewne podobieństwa do nas samych czy członków naszej rodziny, ale zachwycam się również tym, co jest indywidualne w nich i tożsame tylko dla nich. Poza tym zauważam wiele różnic w ich osobowości, temperamencie, w sposobie radzenia sobie z trudnościami czy z różnymi wyzwaniami. Czasami aż wyrywam się, by im pomóc, zaradzić w czymś, a czasami powstrzymuję się z ciekawości, by zobaczyć, jak one sobie poradzą, jaki sposób działania wybiorą. Często czuję dumę, kiedy bez naszej pomocy docierają do upragnionego celu, a czasami ściska mnie w środku, kiedy widzę ich trudne emocje, frustrację czy pokrętne dochodzenie do celu. Wiem, że do wszystkiego dochodzi się z czasem, a nasza zbyt częsta ingerencja tylko by im przeszkadzała.

Ponadto uwielbiam w swoich dzieciach, choć to cecha dzieci w ogóle, że one nigdy nie ustają w działaniu, zawsze są czymś zajęte, zawsze jest coś, co mogą zdobyć, i potrafią być w tym dążeniu bardzo wytrwałe. Co ich odróżnia od dorosłych? Przede wszystkim odczuwają radość bez większego powodu, to, że są tak niewinne i niezdolne do kłamstwa, do zakładania masek, udawania kogoś, kim nie są. Są szczere do bólu, a kiedy w grę wchodzą drobne kłamstewka, wiem, że to już podpatrzyły u nas.

I z pewnym niepokojem właśnie patrzę na uciekający czas i na to, że ich dzieciństwo nabrało tempa. I pomimo niekiedy mojej niecierpliwości, bezradności – smutno mi, że ten czas może nam uciec tak niepostrzeżenie i nieodwołalnie. I że tu i teraz powinniśmy tworzyć bliskość i wspomnienia na przyszłość. Czasami w tym codziennym zabieganiu zapominamy albo nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to wielkie szczęście, że nasze dzieci są jeszcze takie małe, niewinne i są z nami w domu. Początki macierzyństwa to nieustanne obowiązki, zmiany, dopiero kiedy moje dzieci poszły do przedszkola, kiedy zaczęły prowadzić z nami niekiedy bardzo poważne dysputy – zatęskniłam bardzo za czasem, kiedy były od nas tak mocno zależne.

Już teraz zauważam pewne symptomy, że nasze dzieci dojrzewają, zmieniają się również względem nas. W domu naszym nie brakuje czułości, bardzo wszyscy lubimy się nią obdarowywać, natomiast na zewnątrz nasz syn już daje nam do zrozumienia, że nie bardzo chce pokazywać rówieśnikom swoje uczucia względem nas. Nie ukrywam, to dla mnie trochę już smutne, ale staramy się szanować jego zdanie. Niemniej, jak fizycznie nie chce czasami okazywać publicznie swoich uczuć, tak z powiedzeniem nam o swoich emocjach nie ma problemu, co jest dla mnie zaskoczeniem, ponieważ ze swojego dzieciństwa pamiętam, że raczej takiej otwartości nie mieliśmy. Wiedziało się, że się kochamy czy lubimy, ale bardzo ostrożnie podchodziło się z wypowiadaniem tego na głos. Tym bardziej mnie rozczula szczerość naszych dzieci i to, że potrafią dokładnie nam wyjaśniać swoje odczucia.

Choć za tym kryją się też pewne trudności, ponieważ rozwój emocjonalny dzieci ma swój zaprogramowany rytm i my, rodzice, musimy bardzo ostrożnie pomóc dzieciom przejść przez każdy z etapów w taki sposób, by im tego nie utrudniać, nie narazić ich kształtującego się poczucia własnej wartości. Poza tym trzeba dbać o wiele detali w naszym zachowaniu, bo dzieci nas naśladują i często nasze postępowanie determinuje ich późniejsze decyzje. Dlatego tak ważne jest nasze empatyczne podejście do ich wychowania, czyli by faktycznie wsłuchiwać się w ich potrzeby, pozwolić na popełnianie błędów, chwalić i doceniać starania, a także szanować ich jako człowieka, a nie kogoś nam podległego.

Czy można zatem jakoś opóźnić proces dorastania naszych dzieci? Tego niestety nie da się zrobić, ale poprzez bliskość i poświęcony im czas damy im najwięcej nauki na przyszłość, a sobie właśnie wydłużoną chwilę na autentyczne cieszenie się z ich dzieciństwa. Szczególnie w sytuacjach stresowych warto przypomnieć sobie o uciekającym czasie, by samemu się wyciszyć i docenić to, że jeszcze możemy coś uczynić, by pomóc realnie naszym pociechom. To nie muszą być nie wiadomo jak doniosłe rzeczy. W codzienności zauważamy rzeczy, które już nam doskwierają i tylko czekamy, by w końcu dziecko coś pojęło i zrozumiało. Dla mnie swego czasu trudnością były conocne wędrówki naszych dzieci do naszego łóżka. Powody były różne, a to bały się ciemności, a to jakieś duchy i inne stwory, a czasami po prostu potrzeba przytulenia się, wtulenia się, pogłaskania czy po prostu bycia blisko. Kiedyś z tym zażarcie walczyłam, dzisiaj pozwalam na spanie w różnych konfiguracjach, a widok ich spokojnych buziek jest czymś, co bardzo koi nasze serca.

Podobnie jest z wieloma czynnościami domowymi. Często wolimy sami coś zrobić, bo będzie szybciej z mniejszym ryzykiem nieporządku. Mamy świadomość, że dziecku jest potrzebna odpowiednia ilość naszej uwagi, a jednak wybieramy rozwiązania praktyczne. Dlatego od jakiegoś czasu staram się to zmieniać i pozwalam dzieciom angażować się w wiele czynności domowych. Nie tylko spędzamy wartościowo czas, ale zaletą dodaną jest też nauka obowiązkowości i sprawczości. A wspomnienia można zbierać i warto dzieci w to zaangażować. Nasze dzieci bardzo lubią oglądać swoje pierwsze fotografie, swoje stare ubranka, pierwsze mleczne zęby, pierwszy raz obcięte włosy. Lubią słuchać opowieści o swoim wczesnym dzieciństwie. Mają z tego tyle radości, a co będzie, jak będą dorosłe?

Nie ma co ubolewać nad uciekającym czasem, tylko już teraz warto chwytać chwile, jak się to zwykło mawiać. Czas poświęcony na budowanie relacji z własnym dzieckiem jest nie tyle najlepszą inwestycją w ich dorosłe oblicza, ile największym skarbem, jaki mogą od nas dostać. Cieszę się, że w codzienności udaje nam się znaleźć chwile, by na moment zwolnić i pozwolić, by rzeczy działy się czasem same, by móc obserwować kogoś, kto nadaje sens naszym wszelkim poczynaniom. I sami choć przez chwilę poczuć się jak dziecko.