Bezrozumna owca

Poniedziałek, 4 Niedziela Wielkanocna, rok II, J 10,1-10

A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych. Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli znaczenia tego, co im mówił. Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości.

 

 

Pierwsze skojarzenie, jakie zazwyczaj pojawia się w naszym umyśle po przeczytaniu powyższej Ewangelii jest następujące: Dobry Pasterz – Jezus, owca – Ja (i Ty). No wszystko pięknie, ładnie, ale tylko jeżeli chodzi o pierwszą część. Nikt pewnie nie podejmie się dyskutować nad stwierdzeniem, że Jezus to Dobry Pasterz. Każdy, kto w minimalnym nawet stopniu słuchał, bądź czytał Pismo Święte, nie będzie podważał tej tezy (w przeciwnym razie strzeliłby sobie „samobója”).

Trudności przychodzą z tą drugą częścią skojarzenia: Ja (i Ty) przyrównani do owcy (pewnie jeszcze gorzej  byłoby,  gdyby zamiast owcy pojawił się baran!). Jak człowiek, istota rozumna i wolna może być przyrównywana do zwierzęcia, który kieruje się instynktem!? W dodatku jeden z najwybitniejszych myślicieli w dziejach chrześcijaństwa - św. Tomasz z Akwinu nazwie człowieka „koroną wszystkich stworzeń”. A tu proszę, żadna «korona», ale bezrozumna owca!

Niestety, ze smutkiem trzeba stwierdzić, że w konfrontacji człowieka ze złem, grzechem staje się on czasem taką „bezrozumną owcą”. Ileż to już razy w życiu, po dokonaniu jakiegoś złego aktu moralnego, przychodziła refleksja: „po co ja to w ogóle zrobiłem, przecież to była (przepraszam za kolokwializm) czysta głupota? Gdybym mógł raz jeszcze wybrać albo cofnąć czas, nigdy bym tego nie zrobił…”.

Sam spotkałem w życiu osoby, które przez wiele lat żyły jak bezrozumna owca. Słyszały nawoływania swoich pasterzy (rodziców, przyjaciół, kapłanów), lecz one wówczas wiedziały lepiej, chodziły swoimi drogami. „Przecież to moje życie! Po co mieszasz mi w życiu?! Jestem wolny, mogę sam wybrać!”. W wielu przypadkach i my sami pozostajemy głusi na doby głos zachęcający do poprawy życia.

W tym kontekście jeszcze bardziej wybrzmiewają słowa: „słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je” (por. J 10,3). Słuchać głosu Pasterza i za nim kroczyć, ot sztuka, która wielu tak trudno przychodzi. Nawet gdyby przydarzyło się człowiekowi przez wiele miesięcy czy nawet lat żyć jak bezrozumna owca, powinien nasłuchiwać głosów. A może w końcu trafi do niego głos, w którym rozpozna Dobrego Pasterza, w którym usłyszy swoje imię. 

Samo błądzenie, bycie «bezrozumną owieczką» nie jest największą tragedią człowieka. Tragedią człowieka byłoby świadome odrzucenie usłyszanego głosu i ciągłe upieranie się przy swoim.