Bł. Jan XXIII - Urok prostoty
O tym ostatnim wiemy naprawdę dużo, darzymy go miłością, chętnie „sięgamy” po jego wstawiennictwo. Jednak obok naszego Karola Wojtyły 27 kwietnia przyszłego roku świętym zostanie ogłoszony również Jan XXIII. Niezbyt dobrze go znamy, a przecież to ktoś, kto także bardzo szybko może stać się NASZYM. Dlaczego? Bo ten papież w pewnym sensie był księdzem naszych marzeń – uosabiał wszystko to, czego z tęsknotą poszukujemy u duchownych.
Nieustraszona łagodność
W tekstach poświęconych tej postaci powtarza się litania określeń, jakimi nazywano Jana XXIII: papież dobry, papież uśmiechu, papież wszystkich, przyjaciel wszystkich, proboszcz całego świata. Czym zasłużył sobie na takie opinie? Otóż Angelo Roncalii miał swoją bardzo jasno określoną linię duszpasterską, którą przez lata konsekwentnie realizował: „Czujna dobroć, cierpliwa i pobłażliwa, lepiej i szybciej działa aniżeli surowość i rózga. Nie mam pod tym względem ani złudzeń, ani wątpliwości” – pisał w swoim „Dzienniku duszy”. W innym miejscu tegoż, kiedy został patriarchą Wenecji, zanotował: „Będę szedł dalej swoją drogą, zgodnie z moim usposobieniem. Pokora, prostota, zgodność w „słowach i czynach” z Ewangelią, nieustraszona łagodność, cierpliwość nie dająca się zwyciężyć, ojcowska, nienasycona gorliwość o dobro dusz”. Jan XXIII, zanim jeszcze został papieżem, nosił w sobie głębokie przekonanie, że jego zadaniem jest „wylewanie kojącego balsamu na rany ludzkości”.
Dzięki takiemu właśnie podejściu niezwykle szybko zjednywał sobie zarówno ludzi prostych (sam pochodził z ubogiej wiejskiej rodziny), jak i przedstawicieli wyższych sfer. Życzliwy dla wszystkich, skracał dystans, a nierzadko łamał także zasady protokołu dyplomatycznego po to, żeby dotrzeć do konkretnego człowieka.
Poczucie humoru
Niewątpliwie pomagało mu w tym dotarciu poczucie humoru, z którego papież Jan XXIII przecież słynął, choć łatwo sobie wyobrazić, że często mógł być to przymiot dość kłopotliwy czy nie do końca rozumiany. Mówimy bowiem o historiach sprzed sześćdziesięciu czy pięćdziesięciu laty, kiedy kapłaństwo – a co dopiero papiestwo! – nierozłącznie wiązało się z pewnym obowiązkiem dostojeństwa. „Sądzi się powszechnie i uważa za słuszne – pisał Jan XXIII - by słowa papieża, nawet w życiu prywatnym, tchnęły tajemniczością i wywoływały uczucie grozy. Wszakże bardziej zgodna z przykładem, jaki dał nam Chrystus i bardziej pociągająca jest prostota (…)”.
Angelo Roncalli był potężnej postury, z czego sam wielokrotnie żartował. Kiedy po wyborze na Stolicę Piotrową usłyszał komentarz jakichś kobiet na temat swojej tuszy, odparł: "Moje panie, konklawe to nie konkurs piękności". Mówił, że papieżem może zostać każdy, czego dowodem jest to, że on nim został. Na słynne już pytanie, ilu ludzi pracuje w Watykanie, odpowiedział: „Chyba połowa zatrudnionych”.
Wierzący ksiądz
Żarty żartami, ale na pewno nie można odmówić Janowi XXIII duchowej głębi, czego dowodzi choćby wspomniany wcześniej „Dziennik duszy”, który pisał przez kilkadziesiąt lat. Z zapisków wyłania się postać człowieka niezwykle przejętego tym, by rzeczywiście kroczyć drogami Boga; człowieka, który wkładał nieustanny wysiłek we własne nawrócenie – od najmłodszych lat po czasy papieskie, mając przy tym głęboką świadomość, że wszystko, co osiągnął zarówno w życiu zewnętrznym, jak i wewnętrznym, jest łaską i dowodem miłosierdzia Boga.
Ciągle walczył o modlitwę - „Przede wszystkim jednak muszę dbać o pozostawanie w świętej zażyłości z Panem”, przywiązywał ogromną wagę do rachunku sumienia, który pozwalał mu widzieć wyraźnie jego „niezliczone grzechy, zniewagi i niedbalstwa”, co tydzień korzystał z sakramentu pokuty i pojednania.
Śledząc życiorys Jana XXIII można by dojść do wniosku, że mamy po prostu do czynienia z klasyczna ścieżką tak zwanej kościelnej kariery – studia w Rzymie, sekretarz biskupa, delegat papieski, potem nuncjusz apostolski, kardynał i patriarcha Wenecji, w końcu wybór na papieża. Nic bardziej mylnego! To historia człowieka, który całe życie kierował się zasadą: „Posłuszeństwo i pokój”, i po prostu pozwalał się prowadzić Duchowi Świętemu. Który nie raz Jana XXIII zaskakiwał.
Rewolucja
Kiedy kard. Roncalii od dłuższego już czasu szykował się do spotkania z Panem twarzą w twarz, w wieku 77 lat został papieżem. Przyjął wybór kardynałów z pokorą, no bo przecież „posłuszeństwo i pokój”, jednak nie miał złudzeń co do tego, że w zamyśle dostojnego grona purpuratów jego głównym zadaniem było… wręczenie kapelusza kardynalskiego swojemu przyszłemu następcy, abp. Montiniemu, który bez tego nie mógł zostać Ojcem Świętym.
W 1961 r. Jan XXIII zanotował w „Dzienniku duszy”: "(…) mniemano powszechnie, że będę papieżem tymczasowym, przejściowym. Ja natomiast staję już u progu czwartego roku pontyfikatu i mam przed sobą perspektywę potężnego programu do zrealizowania w obliczu całego świata, którzy patrzy i oczekuje”.
Ten „potężny program” to przede wszystkim wielka niespodzianka Ducha Świętego – również dla samego Jana XXIII – czyli zwołanie Soboru Watykańskiego II. „Ja sam byłem zaskoczony tymi propozycjami, których nikt mi nigdy nie podsuwał” – napisał papież, wyraźnie podkreślając, że ta idea była czystym i niespodziewanym natchnieniem, nie zaś wynikiem wcześniejszych wnikliwych przemyśleń albo burzliwych debat na temat losów Kościoła i świata.
„Kiedy powiedziałem im [kardynałom] o swojej decyzji – opowiadał Jan XXIII - i spostrzegłem ich zdumienie, dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że rozpocząłem rewolucję. Wieczorem nie mogłem zasnąć, pomyślałem sobie wtedy: Giovanni - dlaczego nie śpisz? Czy to ty, papież, rządzisz Kościołem, czy Duch Święty? To przecież Duch Święty, więc śpij, Giovanni!”
Taki właśnie był Jan XXIII.