Blisko
Czwartek, XXXI Tydzień Zwykły, rok II, Łk 15,1-10
Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka staranne, aż ją znajdzie. A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca.
Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać... Dalej nie mogłem pójść czytając. Co ma zrobić grzesznik? Grzesznik niech się zbliży do Jezusa i słucha. To samo mieliśmy u Heroda. Ilekroć go posłyszał (Jana Chrzciciela), odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał (Mk 6,20).
I nie jest ważne, czy to grzesznik, czy tak zwany porządny człowiek - wszyscy zaprogramowani jesteśmy na słuchanie. Jest coś w naszej ludzkiej naturze, że nowe zaczyna się od słuchania relacji świadków. Paweł powie do Rzymian: przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10,17).
Tak się zastanawiam, jak na co dzień mówi do mnie Jezus. Gdzie mam do Niego przyjść i słuchać. I odpowiedź jest znana. Stale mówi do mnie Jezus przez opatrzność, innych ludzi, Pismo oraz mówi do mnie wprost przez natchnienia Ducha Św. Czy to działa?
Na roboczo zaproponuję takie trzy etapy: słyszeć, słuchać, dać posłuch, czyli być posłusznym. To takie trzy jakby postawy w używaniu uszu - sztuczny podział, na potrzeby pokazania tego, o co chodzi.
Słyszeć. Prawie zawsze słyszę. Słyszę, że się mówi, gra coś, ale w mojej głowie „ja wiem, co ma być”. Przy tej postawie wiemy tylko tyle, ile wiemy. Słyszymy, ale wiemy i robimy swoje. Nie zrozumiemy raczej kogoś mówiącego do nas. Dlaczego nie zrozumiemy? Bo nawet jeśli słuchamy, to tyle, żeby uzyskać potwierdzenie. Czasem, wychodząc od ostatniego zdania, przedstawimy swoje gotowe rozwiązanie, albo automatycznie bronić się będziemy przed atakiem.
Mam wrażenie, że większość czasu który poświęcamy na słuchanie, czytanie Pisma Św. jest jednak tym słyszeniem, prawie zawsze wiem już, co będzie dalej. Słyszę i chcę wykonać to, co wiem – to, co mam już w sobie.
Słuchać. Zdarza się jednak, że jesteśmy czymś zainteresowani. Jeśli rozmawiamy w gronie ludzi, których uważamy za swoich lub autorytety, słuchamy. I tak naprawdę, jakbyśmy zapomnieli o sobie – chcemy usłyszeć, co w nich siedzi, zrozumieć, co tam się dzieje. Jakoś poznać to nowe, ciekawe, co jest w innym człowieku. Słucham i chcę zobaczyć, czego on chce.
Dać posłuch – być posłusznym. Chcę wykonać, przyjąć to, co ktoś do mnie mówi. Zgadzam się na to i zastanawiam się, jak to wcielić w życie.
No dobrze, tyle teorii o słuchaniu, a co mówi dzisiaj w Ewangelii Jezus? Jak posłucham, to co słyszę? Szukam Cię. I chcę się uradować wraz z całym niebem tym, że cię znalazłem i doprowadziłem z powrotem do domu – nawróciłeś się.