Bliższe spotkanie trzeciego stopnia

Kiedyś bardzo wstydziłam się przyznać, że na wieść o ciąży pierwsze, co poczułam, to nie wyczekiwana super-, hiperradość, a właśnie przeogromny strach. Lęk o wiele spraw, a także o absurdalne i mało znaczące może rzeczy, które jednak urosły do wielkich rozmiarów. Zawsze zastanawiałam się, czemu inne kobiety nie mówią wprost o swoich odczuciach względem macierzyństwa. Czemu nasze matki nie rozmawiały z nami lub robiły to zbyt rzadko i nie przygotowały nas na oczekiwaną wiadomość o szczęściu, jakim miało być dziecko. Wiadomość okupioną nieraz długimi latami modlitw i starań. Wiadomość o dziecku, które w rzeczywistości było kimś obcym, nieznanym, a mimo wszystko już kochanym. Nie chodzi wcale o straszenie czy wręcz o zniechęcanie do macierzyństwa, ale o mentalną gotowość i wsparcie, której nie otrzymamy z podręczników o rozwoju ciąży, a później dziecka.
    
Chyba nie ma kobiet, które byłyby gotowe na zostanie matką w stu procentach, tak samo, jak nie ma najlepszego czasu na przyjęcie dziecka na świat. Zawsze znajdzie się powód, który mógłby kolidować z pojawieniem się potomstwa. Najlepiej byłoby mieć pieniądze, pracę, minimum czteropokojowe mieszkanie, pewną niezależność. Niestety, życie zwykle weryfikuje nasze plany. Możemy zaraz po poczęciu dziecka stracić dobrze płatną pracę i cała reszta godnego według nas minimum również ulega dramatycznej zmianie. Niczego nie można traktować jak czegoś stałego i pewnego. Człowiek, mimo wszystko, boi się zmian, a oczekiwania często mijają się z rzeczywistością.
    
Po pierwsze, niejednokrotnie sama ciąża okazuje się być stanem nie do końca „błogosławionym”. Szczególnie kiedy jest to pierwsza ciąża. W sytuacji, kiedy małżonkowie zmagają się z wieloma problemami zdrowotnymi, będącymi przeciwwskazaniem do poczęcia dziecka, a cała rodzina i przyjaciele postawieni zostali w gotowości o szturm do nieba i cud się zdarza, ale jest on trudny do przyjęcia, młoda mama zmaga się z wieloma wątpliwościami i trudnościami. Przykre stają się słowa krytykujące ją, kiedy narzeka na dolegliwości ciążowe, kiedy w końcu jej się udało, a inne kobiety wciąż przeżywają osobiste dramaty związane z niepłodnością. Zapomina się, że ta młoda mama zna wartość swojego szczęścia, a jednocześnie odbiera się jej prawo do przeżywania swoich bolączek na swój własny sposób.
    
Po drugie zdarzają się jeszcze sytuacje, gdzie poród nadal jest traumatycznym przeżyciem. Pocieszające jest jednak, to że w dzisiejszych czasach dużą wagę przywiązuje się do tego, by poród stał się przeżyciem rodzinnym, gdzie kobieta nie pozostaje osamotniona i nie musi słuchać argumentów typu: „nie pierwsza, nie ostatnia rodzisz”. Wszystko odbywa się z zachowaniem należytego szacunku i godności kobiety. Coraz więcej kobiet decyduje się również na porody domowe, gdzie cała rodzina uczestniczy w cudzie narodzin. Nastawienie mężczyzn w tej kwestii również uległo znacznej zmianie. Nie tyle bardziej doceniają swoje wybranki, ich trud, ale również sami mają ważną rolę do odegrania w trakcie rodzinnego porodu. Myślę, że stwarza to między małżonkami jeszcze większą więź oraz wiąże ich z nowo narodzonym dzieckiem.
    
Niestety, cud narodzin niekiedy nie ustrzeże matki przed zjawiskiem przygnębienia, a nawet depresji poporodowej. Po pewnym czasie kobiecie bardzo ciężko zrozumieć, dlaczego tak bardzo rozpaczała, dlaczego nie umiała cieszyć się swoim szczęściem. Przy pierwszym dziecku wszystko staje się dla nas, matek, szkołą życia. Pielęgnacja dziecka, nieprzespane noce, zmęczenie, karmienie piersią czy brak pokarmu nierzadko powoduje rezygnację czy rozdrażnienie rodziców. Czasami najbliższe otoczenie może również stać się przyczynkiem do smutku i poczucia winy młodej mamy. Dodatkowo żadna mama nie przejdzie obojętnie obok zmieniającego się ciała czy dolegliwości związanych z połogiem i powrotem do formy sprzed ciąży. Każdy kolejny etap rozwoju dziecka przynosi wiele radości, ale wraz z nim przychodzą trudności związane ze skokiem rozwojowym, ząbkowaniem, rozszerzaniem diety i dylematem, czy gotować samemu, czy dawać słoiczki.
    
Małe dzieci, mały kłopot. Duże dzieci, duży kłopot. I tak z każdym rokiem dziecka dochodzą nowe wyzwania, a z nimi i dylematy. Dziś z pewnością bardzo pozytywnym zjawiskiem są grupy wsparcia dla rodziców. Powszechne stały się blogi parentingowe, prowadzone niekoniecznie przez specjalistów, ale przez zwykłych rodziców, matki, którzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami, doświadczeniem, trochę odkłamując ideał matki Polki, a przy tym stając się bardziej autentycznymi. Co więcej, matki same organizują sobie konferencje, warsztaty, grupy modlitewne.
    
Refleksje na temat początków macierzyństwa przedstawiają się nierzadko jako słodko-gorzka historia. Może banalne stwierdzenie, że jeden uśmiech dziecka rozwiewa wszelkie troski, przez swoją naiwność staje się bardzo prawdziwe. Kiedy jednak człowiek uświadomi sobie, że dla tej małej istoty jest się całym niemalże światem, gwarancją bezpieczeństwa, można się nie na żarty przestraszyć. Niemniej jednak nigdy wcześniej nasze życie nie miało tyle wartości i tak ważnego celu.