Boża ekonomia zbawienia

Wtorek, II Tydzień Adwentu, rok II, Mt 18,12-14

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak wam się zdaje? Jeśli ktoś posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich, to czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się błąka? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło nawet jedno z tych małych».

 

Jako chrześcijanie żyjący w konkretnych realiach tego świata przyzwyczajeni już jesteśmy do wiadomości o stratach lub zyskach firm, o wzroście lub spadku inflacji czy też stóp procentowych. Te kategorie zaczynają nam towarzyszyć w niemal wszystkich dziedzinach życia. Nawet na sprawy związane z wiarą i życiem religijnym niektórzy tak patrzą, pytając: a co mi to da, że pójdę na Mszę św., a co będę z tego miał, że zawrę sakrament małżeństwa, jaki z tego pożytek, że poświęcę czas na modlitwę?...

Tylko że takie interesowne patrzenie na życie i na wiarę może się przełożyć na niezrozumienia Boga jako Dobrego Pasterza, który dla ratowania jednej zagubionej owcy gotów jest zaryzykować całą resztę. Tylko dlaczego nas to dziwi? Dwa tysiące lat temu świadomie oddał wszystko, oddał życie swojego Jedynego Syna. Oddał wszystko, aby mnie jednego odnaleźć i wyzwolić z beznadziei grzechu.

Chociaż odkupił nas wszystkich, to miał na myśli każdego z nas z osobna, każdego szukał i wołał po imieniu. I wciąż tak woła. Każdy z nas liczył się i liczy dla Boga jako ktoś jedyny i niepowtarzalny. I dla naszego ocalenia Bóg nadal ofiaruje wszystko, całą swoją miłość.

Gdy w to uwierzymy, to przestaniemy się dziwić Bożej ekonomii zbawienia i może mocniej zapragniemy już więcej się nie gubić…