Boży jałmużnik

Sobota, Św. Floriana, męczennika (4 maja), rok I, Dz 6,1-7

Wówczas, gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy. Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali stoły - powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. Upatrzcie zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa. Spodobały się te słowa wszystkim zebranym i wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha świętego, Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii. Przedstawili ich Apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce. A słowo Boże rozszerzało się, wzrastała też bardzo liczba uczniów w Jerozolimie, a nawet bardzo wielu kapłanów przyjmowało wiarę.

 

Chcąc być Bożym jałmużnikiem, trzeba się cieszyć szacunkiem wspólnoty, być pełnym Ducha i mądrości. Inaczej diakonia nie będzie pokorną służbą, ale urzędową opieką społeczną, która może pomagać tylko wtedy, gdy zgadzają się wszystkie papiery. Kościół, który jest ślepy na ubogich, staje się salonową zgrają tych, którzy znają się jedynie na wybornym jadle i wyśmienitych trunkach; którzy mają co prawda ręce czyste, ale niestety puste.