Być błogosławionym

Środa, XXIII Tydzień Zwykły, rok I, Łk 6,20-26

Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.

 

Jedne z ważniejszych naszych ludzkich oczekiwań, to pragnienie szczęścia. Szukamy go na różne sposoby i w różnych miejscach, czasami po omacku. Utożsamiamy je bardziej z tym, co mamy, niż z tym, jakimi naprawdę w życiu jesteśmy, czy też możemy być. Dlatego tak trudno nam zrozumieć Chrystusa, który w różnym rodzaju ludzkiego cierpienia dostrzega przestrzeń na perspektywę szczęścia i bycia błogosławionym. Ci, którzy świadomie przeżywają braki swojej egzystencji, są bardziej otwarci na marzenia i tęsknoty, a nade wszystko na nadzieję, która jest owocem przyjęcia Jezusowej, „Dobrej Nowiny”. Szczęście jest zawsze przed nimi. Świadomość tego dodaje im sił i staje się motorem napędowym nawet w najtrudniejszych życiowych sytuacjach. Bo to, co prawdziwie dobre, może ich dopiero spotkać.

Wszelkiego rodzaju sytość usypia serce i ostudza zapał. Czego jeszcze można pragnąć, gdy się ma za dużo? Może tylko tego, by mieć więcej i więcej ... A w takim myśleniu trudniej o miejsce dla Boga, który może uszczęśliwić na wieki człowieka. Jest On jakby mniej potrzebny zwłaszcza wtedy, gdy człowiek sam się uszczęśliwia po swojemu. Sytemu prawda o wieczności wydaje się być bardziej mrzonką niż rzeczywistością, wszak bardziej do niego przemawiają „konkrety” codziennego życia, które w jakimś stopniu potrafią zniewolić serce, przeżywające niestety tylko pozorną pełnię. Jeśli tak jest, to Chrystusowe „biada” ma otrząsnąć nasz sposób postrzegania świata i otworzyć nas na szersze jego widzenie, także w perspektywie wieczności. Dla tych zaś, których życie na różny sposób przygniata, tak że odczuwają na własnej skórze niesprawiedliwość, ubóstwo, głodują, płaczą, czują się znienawidzeni, Chrystus ma nadzieję, błogosławieństwo, zapewnienie o szczęściu, które spotkają po drugiej stronie życia, bo Bóg obdaruje ich tym, czego nie są w stanie sobie wyobrazić, a co nie przemija, a więc nigdy się nie skończy. Warunek jest jeden – przyjąć ewangelię Syna Bożego, zawierzyć Jego Słowu bardziej niż swoim własnym siłom. Szczęścia zaś szukać pod Jego dyktando, a wtedy człowiek się nie zawiedzie.

[udostępnij]