Była bezradna czy bezsilna?

Słownik definiuje te oba pojęcia: bezradność i bezsilność, prawie jak synonimy. Bezradny jako «niemogący sobie poradzić w życiu lub w trudnej sytuacji» i bezsilny jako «nieumiejący sobie z czymś poradzić, niemogący czemuś podołać». Bezsilność wydaje się jednak głębsza, szersza. Z bezradnością jakby łatwiej sobie... poradzić, w ogóle coś z nią można spróbować zrobić. Tego, że pada deszcz, nie zmienimy, ale na to, czy zmokniemy, już możemy mieć wpływ – ot, wystarczy wziąć parasol lub go zapomnieć.  

 

Trwa Wielki Post. Matki uważniej spoglądają w stronę krzyża. Są wśród nich:

 

Matki synów i córek, 

matki narkomanów,

matki anorektyczek,

matki dzieci z glejakami,

matki małych emigrantów przerzucanych przez płot,

matki inwigilowanych,

matki donosicieli,

matki jednego dziecka,

matki ośmiorga dzieci,

matki bez dzieci.

 

One wszystkie doskonale znają to uczucie bezsilności. Zmierzają się z nim od początku swojego macierzyństwa. I choć zazwyczaj przemierzają drogę krzyżową z Jezusem - upadają pod ciężarem krzyża, z ulgą spoglądają w stronę Weroniki, zachwycają się dobrocią Szymona z Cyreny, to czasem chciałyby, ten jeden jedyny raz, przejść drogę z nią. Drogę krzyżową Maryi. Nie obok niej, ale z nią. Jakie były jej stacje? Może też się potknęła i przewróciła, w końcu droga była długa? Może nie miała sił? Może któraś z obelg rzucanych w stronę jej syna zabolała bardziej? Co zrobiła po tym, jak umarł? Matki wiedzą, że to ma znaczenie, czy usiadła, czy stała, czy płakała, czy owładnęła nią cisza. To ważne.

 

Ks. Jan Kaczkowski. Glejaka wykryto u niego w 2012 roku. Na początek dano mu sześć miesięcy życia, potem czternaście, do dziś dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W swoich rozważaniach internetowych na Wielki Post ksiądz Jan mówi: „Nie jestem w stanie wyobrazić sobie cierpienia matki, która od dzieciństwa, więcej, od poczęcia, jest fizycznie blisko z własnym synem, a teraz obserwuje jego agonię, biczowanie, sąd i nic nie może zrobić. To jest chyba najgorsze doświadczenie – dziecko umiera, dziecko jest katowane, a ja nic nie mogę zrobić. W dramacie Matki Najświętszej widzimy dramat wszystkich matek.” 

 

I ksiądz Jan dalej pyta: „Czy można powiedzieć jakieś pocieszenie rodzicom, którzy tracą własne dzieci? Uważam, że nie, bo sam jestem w takiej sytuacji. Nie jestem w stanie przygotować moich rodziców na moją własną śmierć. Chociaż próbowałem. Uważam jednak, że popełniłem błąd. Każdy musi wejść w to doświadczenie we własnym rytmie. Próbowałem za nich (rodziców) odrobić pewne etapy. To się nie udało. Teraz pozwalam, żeby każdy z nas przeżywał to we własnym tempie.

Biedna, nieszczęsna moja mama i biedne, nieszczęsne mamy moich kolegów i koleżanek, współchorych. Jak Wam pomóc? Czasem mówicie, że jak wasze dzieci umrą, to chciałybyście się rozpaść na kawałki. Doświadczone matki, które straciły już dzieci, wtedy kiwają głowami i z takim uśmiechem (że wiedzą więcej) oświadczają: chciałybyście. To tak, jakby dobitnie mówiły, że to się nie stanie”. 

 

W kościołach mówią, że Maryja pod krzyżem uczy pokory. Może. Matki jednak wiedzą, że ona tam daje lekcje czegoś mocniejszego. Jest taki czas, że nie można zrobić już nic. Nic w sensie działania. Niezależnie od naszych pragnień, możliwości. Niezależnie od miłości. Wtedy można już tylko być pod krzyżem. A potem, może najtrudniejsze, trzeba odwrócić się i zacząć schodzić z tej Golgoty. Po prostu trzeba.