Choroba trądu
Niedziela, VI Tydzień Zwykły, rok B, Mk 1,40-45
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: «Bacz, abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich". Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Dzisiejsza Ewangelia opisuje spotkanie Jezusa z człowiekiem trędowatym. Kim był człowiek chory na trąd w tamtych czasach? Przede wszystkim był odrzucony przez społeczeństwo.
Prawo wykluczało go ze wspólnoty religijnej i obywatelskiej. Musiał żyć w odosobnieniu, z dala od miast i wiosek. Księga Kapłańska mówi, że musiał on ubierać się w podartą odzież, włosy mieć w nieładzie, dolną część twarzy osłoniętą. Kiedy zbliżał się do zdrowych ludzi, miał obowiązek ostrzegać ich, wołając: „nieczysty”. Taki właśnie człowiek stanął przed Jezusem i upadł na kolana, prosząc: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” (Mk 1,40). Pan Jezus wyciągnął swoje ręce, dotknął go i rzekł: „Chcę, bądź oczyszczony” (Mk 1,41).
Biblia często porównuje chorobę trądu do choroby grzechu: grzech jest trądem, a grzesznik trędowatym. Można powiedzieć, że grzech jest trądem duszy, niszczącym i rozkładającym duchowy organizm, życie moralne człowieka, a często także zdrowie i spokój oraz porządek społeczny. I grzech, tak jak trąd, jest chorobą zaraźliwą, czasem o zasięgu epidemii. Może on niszczyć nie tylko życie jednostek, ale także całych społeczeństw.
Tak jak nieleczona choroba trądu prowadzi do śmierci fizycznej, tak również nieleczona choroba trądu grzechów prowadzi nieuchronnie do śmierci duchowej. Chorobę trądu duchowego leczy Chrystus w sakramencie pokuty.
Nie tak dawno czytałem o młodej kobiecie, która już jako dziecko wpadła w złe towarzystwo, a potem, odwiedzając dyskoteki i nadużywając alkoholu, zeszła na manowce. Gdy miała siedemnaście lat zaszła w ciążę, a następnie poddała się aborcji. Swojego życia jednak nie zmieniła i tak też doszło po dwóch latach do drugiej aborcji. Jednak poczucie winy z powodu zabójstwa dwojga dzieci wzrastało w niej coraz bardziej i stawało się codzienną wielką męczarnią. Po jakimś czasie zaczęła chodzić do szkoły pielęgniarskiej. Pod wpływem zdobywanej wiedzy o rozwoju dziecka w łonie matki rosła u niej jeszcze większa świadomość popełnionego zła. Wewnętrzna rozpacz, pustka i strach, połączone z nienawiścią do mężczyzn stale jej towarzyszyły. Ponieważ nie wiedziała, jak się uwolnić od ciężaru winy, postanowiła popełnić samobójstwo. Chciała skoczyć z siódmego piętra wysokiego domu. W sercu jednak coś jej mówiło, żeby tego nie robić. Kiedy skończyła dwadzieścia trzy lata, poszła do spowiedzi i przeżyła całkowite nawrócenie. Zaczęła rozumieć, że Pan Bóg ją bezgranicznie kocha i przebaczył jej dzięki Jezusowi. Prosiła Pana Boga, by przyjął w swojej wielkiej miłości jej dzieci do nieba. Pomimo ciężkiej winy, otworzyła się przed nią całkiem nowa droga. Została także uzdrowiona z nienawiści do mężczyzn. Dzisiaj ma własną rodzinę i jest szczęśliwą matką dwójki dzieci, połączona z mężczyzną, który też żyje głęboką wiarą.
Jezus czeka na powrót syna marnotrawnego. Widząc jego żal, przebacza mu i podnosi, bo po to przyszedł na ziemię. Jest smutny jednak, gdy ludzie „trędowaci na duszy” nie widzą swego grzechu i mają się dobrze. Dlatego skarży się siostrze Faustynie: „Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech. Ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie moje ogarnia ją i usprawiedliwia” (Dz. 1728).
„Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” (Mk 1,40) wołał do Chrystusa człowiek trędowaty. Jeśli chcesz, możesz oczyścić moją duszę z trądu grzechów i nałogów, powinniśmy wołać do Jezusa również i my, klękając często u kratek konfesjonału.
Gdy Jezus dotknie duszę, choćby nie wiem jak trędowatą, wraca zdrowie, radość i poczucie własnej godności. Nie bójmy się zbliżyć do Jezusa z pokorą, z uznaniem własnych win i słabości. To nas nie przekreśli, nie poniży, jak nie poniża człowieka chorego pójście do lekarza.
Chrystus jest najlepszym lekarzem ludzkich dusz, bo sam wziął na siebie nasze słabości. On pragnie zdrowia każdego z nas. Z wiarą i ufnością otwórzmy nasze serca, aby Jezus mógł je dotknąć i na nowo odrodzić.