Co to znaczy być żoną swojego męża...
W zdecydowanej większości małżeństw nie sprawdza się żaden z powyższych scenariuszy - ani ona nie pozostaje taka sama, ani on się nie zmienia na „bardziej”. I m.in. o tych codziennych, ale bezpodstawnych rozczarowaniach opowiadają uczestniczki spotkań “Jaką żoną jestem?”. Spotkania odbywają się w kilku miastach w Polsce. Grupy liczą od kilku do kilkunastu kobiet. Powstały z inspiracji Ilony Phan – Tarasiuk, wrocławianki, która od lat prowadzi bloga HYPERLINK "http://www.zona-spelniona.blogspot.com" http://www.zona-spelniona.blogspot.com i zajmuje się szeroko pojętym coachingiem kobiet.
To nie grupa terapeutyczna
Żona od dwóch lat, żona od lat dwunastu, od sześciu, pięciu, jeszcze raz sześciu. Spotykają się dwa razy w miesiącu. Na stole: herbata, kawa, ciastko, czasem talerz kanapek, no i kilka egzemplarzy tej samej książki: „Jaką żoną jestem” autorstwa Lindy Dillow. - I pamiętajcie, nie można krytykować i obmawiać swoich mężów - przypomina prowadząca spotkania. Łatwo nie jest.
Większość z tych książek, które leżą na stole, zakupił jeden z mężów. Sprzedawca w niewielkiej księgarni, ale w całkiem dużym mieście, pytał z troską: - Na pewno pan wie, co jest w tej książce?
Nie wiedział, ale skoro żona prosiła. Zresztą za każdym razem, kiedy ona wraca ze spotkania, coś się dobrego wokół nich dzieje. - Często pytam: jak było? Jako odpowiedź dostaję tylko tajemniczy uśmiech i ok - nie nalegam. Fajne jest to, że widzę, jak ją te spotkania mobilizują, jak dodają jej energii. Nie potrafię może tego sprecyzować, ale dzieje się coś bardzo pozytywnego - mówi Michał, maż Małgosi od pięciu lat. Kiedy w ich świecie pojawił się mały Jerzy, małżeństwo zeszło na drugi plan. Pierwsze stało się rodzicielstwo. I każdy dzień nieprzespanych nocy, po nich sfrustrowanych dni pełnych pracy i zmęczenia, oddalał ich od siebie. Kiedy wreszcie przychodził wolny wieczór, zamykali się w swoich porzuconych światach pasji lub zwyczajnie - zasypiali. W pewnym momencie napięcie tak narosło, że każda różnica zdań kończyła się dużą kłótnią, bądź równie uciążliwą - dużą ciszą. Małgosia myślała, że coś powinni zrobić, ale co? I właśnie wtedy w ich mieście ruszyły warsztaty prowadzone w oparciu o książkę Lindy Dillow. Prowadzenia podjęło się kilka animatorek. I w tej chwili w 6 grupach, w niewielkim, około 12 - tysięcznym mieście uczestniczy prawie 30 żon!
Każde spotkanie prowadzone jest w oparciu o kolejne rozdziały. Do nich dołączone jest studium biblijne z konkretnymi pytaniami, cytatami z Pisma Św., a nawet zadaniami.
- Jestem w 6 miesiącu ciąży. To nasze drugie maleństwo. Kiedy zasiadam do książki, a przyznam, że czasem na ostatnią chwilę, tuż przed spotkaniem, to naprawdę brakuje mi sił, by stanąć w prawdzie przed tymi zadaniami, ale robię je - wbrew zniechęceniu - mówi Marysia. Do tej pory nie opuściła żadnego ze spotkań, a na lodówce powiesiła kartkę z napisem: Po pierwsze: nie narzekaj! – to owoc jej przemyśleń z jednego z pierwszych spotkań.
Jaką żoną jesteś?
To pytanie zadaje autorka każdej kobiecie, która sięga po lekturę. A co one same mówią po jej przeczytaniu. Po pierwsze, że to książka zmieniająca patrzenie na siebie i swoje małżeństwo. Po drugie, zachwycają się, że to dzieło „niezwykle natchnione”. Jedna z czytelniczek mówi: W czasie lektury śmiałam się, płakałam, a przede wszystkim modliłam się i zmieniałam swoje nastawienie do męża. Polecam każdej żonie i życzę odwagi do zmieniania się na lepsze.
Po pierwszych kilku stronach można pomyśleć, że to lektura naiwna. Szczególnie uderza tzw. język zachwytu. Jednak strona po stronie i można odkryć, że ta książka każe stanąć przed konkretnymi wyzwaniami. Co dzieje się w moim małżeństwie? A właściwie: jaka ja w nim jestem, jaka jestem dla mojego męża? Niektóre sprawy są bardzo bolesne, intymne. Jednak każda z uczestniczek sama wyznacza granicę swojej otwartości. Nie można oceniać swoich wypowiedzi, a na pewno nie ocenia się mężów! - To nie są spotkania pt.: jaki jest mój mąż i czego dla mnie nie zrobił, ale jaka ja jestem i co tak naprawdę ja dla niego zrobiłam? Czy po prostu wzięłam nasze małżeństwo jako rzeczywistość zastaną i daną mi raz na zawsze? – komentują uczestniczki grup.
Żona według projektu
Na jednej z pierwszych stron Dillow pyta czytelniczki: Dobrze wiesz, co to znaczy być żoną swojego męża. Ale jak często zastanawiasz się, co dla niego oznacza mieć ciebie za żonę? I wokół tego pierwszego, głównego pytania postawione są inne, które przeprowadzają przez kolejne rozdziały książki: Co tak naprawdę jest dla mnie ważne? Co czuje mój mąż, mając mnie za żonę? Czy jestem skłonna zmienić swoją postawę? Co mi da zbliżenie się do niego? Jak to jest się ze mną kochać? Dlaczego chcę być na niego wściekła? Czy to jest możliwe, by razem wzrastać, gdy wszystko się rozpada? Bogactwem książki Dillow jest jej własne świadectwo i świadectwa kobiet, które mają za sobą różne doświadczenia związane z małżeństwem i które przeszły drogę przemiany. W większości przypadków te historie zaczynały się od zmiany własnego wnętrza.
Dobry brak wiary
- Nie wierzyłam, że coś się może jeszcze zmienić. Nie wierzyłam, że on się może zmienić. I moment, w którym właśnie przestałam w to wierzyć, był zbawienny dla naszego małżeństwa. Znamy się od 10 lat z mężem. Wydawało mi się, że on nie może mnie już niczym zaskoczyć, że on nie może mi już niczego dać, że on, on, on... I w końcu: dobrze, jeśli nie on, to, co ja mogę zrobić? Przede wszystkim wyjść zza tego muru obojętności i zaangażowania, za którym ukryłam się już kilka lat temu. Byłam przykładna: wychowywałam dzieci, gotowałam, prałam, nawet zarabiałam,. Nawet jak mi się coś nie podobało, w ciszy znosiłam kolejne sytuacje, nie proponowałam żadnych alternatywnych rozwiązań, a moje małżeństwo po cichu umierało. I kiedy wyszłam z inicjatywą, nie pamiętam, chyba najpierw dotyczącą wspólnego wyjazdu, mój mąż z wrażenia zaniemówił. Co ważne: odpowiedział otwartością na tę zmianę we mnie i tak zaczął się nasz nowy etap, na tej samej, naprawdę ciągle tej samej drodze małżeństwa – mówi Magda.
Czasem z nostalgią wsłuchuje się w problemy młodych żon i mam. Chciałaby coś doradzić, zapewnić, że wiele z tych problemów, jak choćby nieprzespane noce przy maleńkich dzieciach miną bardzo szybko, ale Magda nie mówi nic. Wie, że każda z nich ma swoją drogę: - Każda z nas musi przeżyć swoje życie na swój sposób. Każda z nas, mimo wielu podobieństw, ma inne małżeństwo, innego męża.
To piękne bogactwo, ale i pewna trudność, bo nikt nie ma dla nas gotowych rozwiązań na nasze problemy. Cieszę się jednak z naszych spotkań, z tego, jak się dzielimy refleksjami po kolejnych rozdziałach, nawet z tych łez smutku i żalu, które się pojawiają. To inspirujące! Ale najważniejsza prawda jest taka, że każda z nas i tak idzie sama po tej drodze, a właściwie nie sama, nawet nie z mężem, ale z Bogiem, który właśnie małżeństwo zaplanował dla nas jako pomysł na nasze zbawienie.