Cud za cudem

Sobota, Św. Floriana, męczennika (4 maja), rok I, J 6,16-21

Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: To Ja jestem, nie bójcie się! Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.

 

Cud za cudem...Kolejne wydarzenia opowiedziane spokojnym językiem Ewangelisty – rozmnożenie chlebów, chodzenie po wodzie, nieoczekiwane i natychmiastowe znalezienie się uczniów u brzegu jeziora. Ale można też zapytać – dokąd poszedł Pan Jezus po rozmnożeniu chlebów? Dlaczego nie było Go razem z uczniami? Nastały ciemności, zerwał się silny wiatr, który wzburzył jezioro. Nieprzyjemnie i niebezpiecznie. Przeplataniec z życia wzięty– przed chwilą było wspaniale, działy się cuda, a teraz wieje, leje… A gdzie jest Pan? Trzeba płynąć, a Jego jeszcze nie ma. I oto przedziwny widok – Ktoś zmierza po wodzie w stronę ich łodzi. Kim On jest, że chodzi po wodzie?

Ile razy Jezus powtarza nam, że mamy się nie bać, ponieważ On jest z nami? A skoro On jest, to naprawdę nie musimy się bać. Po prostu trwajmy w ufności, bez lęku.