Czas czuwania

Niedziela, I Tydzień Adwentu, rok B, Mk 13,33-37

         W rozpoczynającym się okresie Adwentu z nową gorliwością chcemy słuchać słowa Bożego, przyjąć do swojego serca i nim żyć. Zauważamy, że w świecie i w naszym życiu osobistym nie dzieje się najlepiej. Do niejednej sytuacji z naszego życia moglibyśmy odnieść słowa proroka Izajasza z dzisiejszego pierwszego czytania: „Oto Tyś zawrzał gniewem, bośmy grzeszyli przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani. My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata. My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher” (Iz 64,4-5).

        Czy aż tak źle jest z nami? Każdy może zadać sobie pytanie: Jak jest z moim sercem? Z moim postępowaniem? W czym objawia się moja niewierność wobec Boga i Jego przykazań?

        Do istoty Adwentu należy, abyśmy na serio podjęli rozpatrywanie ciemnych stron naszego życia. Najpierw, abyśmy potrafili dostrzec je w swoim życiu, a następnie przyznali się do nich i uznali swoją winę. A z tym nie jest łatwo. Znaczny wpływ ma na to współczesna rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Dostrzegamy w niej wiele zła, brutalności i niesprawiedliwości, więc swoje złe postępowanie tłumaczymy często tym, że tak postępuje współczesny świat.

      Wiemy, że dla leczenia choroby sprawą decydującą jest postawienie diagnozy. Zanim lekarz znajdzie jej ognisko i pozna przejawy, nie jest możliwe żadne skuteczne leczenie. Co więcej, często jest tak, że chory pierwszy musi powiedzieć, co mu dolega. Pewna kobieta, która była alkoholiczką, w gronie licznych osób wyznała: „Dopiero, kiedy nie ukrywałam dłużej, że jestem chora, że alkohol mną rządzi; kiedy poznałam, że sama sobie nie dam rady; kiedy odrzuciłam swoją dumę, wtedy zaczęło się moje leczenie, moja poprawa”.

       Dla nas i dla całej ludzkości jest tylko jeden ratunek: przyznanie się wobec Boga do własnej nędzy i popełnionych grzechów. Wtedy wydobędzie się z głębi naszych serc wołanie: „Tyś, Panie, naszym Ojcem, «Odkupiciel nasz», to Twoje imię odwieczne” (Iz 63,16). „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” (Iz 63,19). Sami siebie nie wyzwolimy. Potrzebujemy pomocy od Niego.

       Potrzebna jest też postawa czuwania. Stąd Jezus w dzisiejszej Ewangelii zachęca nas do niej: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących” (Mk 13,35-36). Czuwać, znaczy mieć oczy otwarte i widzieć całą rzeczywistość swojego życia. A do niej należy również niewierność i odsuwanie się od Boga. Ludzie czuwający dostrzegają swoje nieszczęścia i dlatego wołają: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił…” (Iz 63,19).

     Człowiek czuwający to także ten, który otwarty jest na swój pozytywny rozwój. Pozwala się jak glina formować swemu Stwórcy. Nie przesypia żadnej okoliczności, służącej jego dobru i wzrastaniu w Nim. Jest pełen oczekiwania i nadziei. Potrafi odczytywać znaki, jakie Bóg mu daje. Wie, że lato jest blisko, gdyż gałązki drzewa figowego stają się soczyste i wypuszczają liście (por. Mk 13,28). Trwając w postawie czuwania, nie ujdzie jego uwadze również i to, że wraz z Bożym Narodzeniem, z małym Dzieciątkiem rozpoczyna się jego zbawienie. Usłyszy, gdy będzie mu głoszona radość i uwierzy, że możliwy jest pokój na ziemi.

       Na początku Adwentu rozlega się wołanie: „Czuwajcie…” (Mk 13,33-37). Odnieśmy to wezwanie do siebie. Zastanówmy się, na którym odcinku życia musimy czuwać najbardziej. Może jeszcze raz zło trzeba w swoim życiu nazwać po imieniu i uznać je w sobie. Może jeszcze raz konieczne będzie podjęcie walki ze swoją słabością czy nałogiem. Niech ten Adwent stanie się dla nas czasem nadziei i zwycięstwa dobra nad złem w naszym życiu.