Człowiek posłany przez Boga - III Niedziela Adwentu
Niedziela, III Tydzień Adwentu, rok B, J 1,6-8.19-28
Kto ty jesteś?, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: Ja nie jestem Mesjaszem. Zapytali go: Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem? Odrzekł: Nie jestem. Czy ty jesteś prorokiem? Odparł: Nie! Powiedzieli mu więc: Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie? Odpowiedział: Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem? Jan im tak odpowiedział: Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.
Dzisiejsza niedziela Gaudete, słowami proroka Izajasza zachęca do radości: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój, jak oblubienicę strojną w swe klejnoty. Zaiste, jak ziemia wydaje swe plony, jak ogród rozplenia swe zasiewy, tak Pan Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość i chwalba wobec wszystkich narodów” (Iz 61,10-11).
A jednak – mimo tej zachęty do radości – stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha, oczekując objawienia się synów Bożych (por. Rz 8,18-22). Jak mają nie wzdychać: pustynia, bombardowane góry czy ziemia palestyńska, gdzie raz po raz wsiąka krew ludzka? Ta sama ziemia, która już raz ujrzała Zbawiciela!
Pomimo, że jesteśmy już tak blisko tajemnicy Bożego Narodzenia, przyjścia Pana, Kościół każe nam uczyć się cierpliwości i wytrwałości. Na drodze naszej adwentowej wędrówki spotykamy Bożych posłańców, którzy przygotowują nas do spotkania z Jezusem w tajemnicy Bożego Narodzenia. Wśród nich ważne miejsce zajmuje Jan Chrzciciel.
Spójrzmy przez chwilę na jego osobę. Widzimy go najpierw na pustyni, gdzie przygotowuje ludzi na przyjście Mesjasza – wyposzczony, wysmagany wiatrami i spiekotą – trzcina kołysząca się na wietrze! Jego misję, jako proroka, św. Jan Ewangelista ujmuje krótko: „Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego” (J 1,6-7).
Ostatecznie za zdecydowane głoszenie zasad moralnych zostaje uwięziony. Dopiero tam, w więzieniu, dowiaduje się o działalności Mesjasza. Pełen wątpliwości i niepewności, jakby rozczarowany, posyła do Jezusa swoich uczniów, którzy wprost pytają, czy on jest Mesjaszem. Jan bowiem bardziej spodziewał się surowego sędziego, niż łagodnego i miłosiernego Nauczyciela.
Za pośrednictwem swoich uczniów dowiaduje się o spełnieniu przepowiedni Izajasza sprzed siedmiuset lat: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Dobrą Nowinę (por. Mt 11,4) – znaki nadejścia ery mesjańskiej. Nie było mu dane na własne oczy przekonać się o tym, co słyszał, musiała go zadowolić relacja uczniów, musiał im uwierzyć.
Poza tym pojawienie się Mesjasza nie wpłynęło w żaden sposób na zmianę jego losu – nadal pozostał w więzieniu, a Jezus nawet go tam nie odwiedził, nie wykazał też wobec tłumów ubolewania z powodu sytuacji Jana. Niedługo potem, nie doczekawszy innych wielkich znaków mesjańskich, a zwłaszcza zmartwychwstania, Jan Chrzciciel kończy tragicznie swoje prorockie życie i to niemal na oczach Jezusa.
Mimo wszystko pozytywną nutę jego życia odzwierciedlają słowa, wypowiedziane pod adresem Jezusa: „Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,29-30). Swoją misję spełnił wystarczająco dobrze – między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana (por. Mt 11,11).
Pomimo, że był współczesny Jezusowi, że doczekał się Jego przyjścia – pozostał nadal prorokiem Adwentu, oczekiwania. Takim był dla swoich współczesnych i takim pozostał dla nas. To pokazuje, jak inaczej mierzy się czas u Pana: jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień (por. 2 P 3,8).
Gdy dzisiaj wsłuchujemy się w ten adwentowy „głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską” (J 1,23), lepiej rozumiemy prawdę, że gdy Bóg przychodzi, nie można żyć po staremu. Trzeba podjąć wysiłek odwrócenia się od starego, egocentrycznego sposobu życia. Dopóki nie będziemy unikać „wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5,22), nie dokona się nasze zbawienie.
Musimy nieustannie czynić surowy osąd dotychczasowego życia i szukać pokoju oraz prawdziwej wolności. W czasie tego Adwentu prośmy Ducha Świętego, by poruszał nasze serca, usłyszanym dziś w Ewangelii słowem Jana Chrzciciela i prowadził nas do pokuty i nawrócenia.