Czy Jezus nie kocha bogatych?

Poniedziałek, VIII Tydzień Zwykły, rok II, Mk 10,17-27


 Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. On Mu rzekł: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego . Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego. A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: Któż więc może się zbawić? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe.

       

Ilekroć w przeszłości słyszałem opis tego spontanicznego spotkania pełnego rozterek, poszukującego świętości, religijnego młodego (por. Mt19, 16-22) mężczyzny z Chrystusem, zawsze zadawałem sobie pytanie: Czy Jezus rzeczywiście nie lubi bogatych, zaradnych, przedsiębiorczych lecz sprzyja biedzie, nieudacznictwu, bierności życiowej jako jedynej drodze do zbawienia?

Myślę, ze takie rozumienie tej perykopy pokutuje wśród wielu. Kiedy jednak bliżej przyglądam się tej scenie, zauważam, że zaprezentowany przez Marka archetyp postawy zagubionego w hierarchii wartości człowieka należy zupełnie inaczej interpretować, mimo że występuje szczególnie we współczesnym świecie pełnym hedonizmu i konsumpcji.

To charakterystyczne odejście w smutku to w gruncie rzeczy dokonany wybór pomiędzy przywiązaniem do skarbu na ziemi, czyli tego, co “tu i teraz”, a wiarą i tęsknotą do skarbu w Niebie. Nie zatem status ekonomiczny sam w sobie, lecz przywiązanie do “posiadłości” powoduje odrzucenie zaproszenia do pójścia za Chrystusem.

Przejeżdżam w niedzielę obok nowo otwartej kolejnej gigantycznej galerii w Krakowie – widzę typowy niestety obraz: parking zapchany po brzegi, samochody parkujące na trawnikach, ”pielgrzymujące“ rodziny. Z drugiej strony czytam statystki dot. spadającej ciągle liczby uczestniczących regularnie w niedzielnych mszach świętych – zasmucające. Przypuszczalnie przeważająca większość w tym tłumie to ochrzczeni, uważający się za katolików. Znakomita parabola Chrystusa, dotycząca dysproporcji wielkości wielbłąda i ucha igielnego nie odnosi się zatem w moim przekonaniu do zasobności portfela utrudniającej życie w pełni wiary, a przede wszystkim pokazuje brak umiejętności stawiania w naszym życiu hierarchii. Nawiązuje kapitalnie do słów dzisiejszej Ewangelii (Mt 6,24-34), których w niedzielny wieczór nie sposób nie pamiętać: “Nie możecie służyć Bogu i Mamonie (...)Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.“

Sądzę nadto, że pobożny młody człowiek dopadłszy w ostatniej chwili stóp Nauczyciela w swoim szacunku był jednak nieco nieszczery, pyszny w swojej wierze i zachłanny, co Chrystus obnażył najpierw ripostując pytaniem o powód nazywania Go dobrym, a następnie, nie chwaląc za przestrzeganie przykazań lecz wyznaczając zadanie ponad siły pytającego o radę (sprzedaj-rozdaj-pójdź za Mną!). Czy nie jest to częsta postawa wielu z nas, uczestniczących w nabożeństwach, przestrzegających Dekalogu, modlących się, czytających Słowo?

Dzięki Ci Najdroższy Jezu, że w spojrzeniu pełnym miłości odpowiadasz na to każdego dnia jak wówczas zdumionym apostołom, że nawet jeśli sprzedam – rozdam – pójdę za Tobą to Zbawienie dokonuje się i tak ostatecznie Twoją mocą, bo ”u Boga wszystko jest możliwe”.

 

Fot. sxc.hu