Czy potrafię wierzyć Bogu?

Sobota, Św. Tomasza z Akwinu, prezbitera i doktora Kościoła (28 stycznia), rok I, Hbr 11,1-2.8-19

Bracia: Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. To dzięki niej przodkowie otrzymali świadectwo. Dzięki wierze ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie. Dzięki wierze przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. Dzięki wierze także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie, jak niezliczone ziarnka piasku na wybrzeżu morza. W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i witali, uznawszy siebie za obcych i gości na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, wykazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się być nazywanym ich Bogiem, gdyż przysposobił im miasto. Dzięki wierze Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: «Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo». Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen jest wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, na podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

 

Gdy Abram usłyszał głos, który zaproponował mu lech lecha, które było nie tylko odejściem od tego, do czego był przyzwyczajony przez ostatnie 75 lat swojego życia, ale wręcz „śmiercią dla wszystkiego, co było wokół”, nie wahał się ani chwili – natychmiast uwierzył obietnicy spełnienia jego największych marzeń. I ćwierć wieku później przekonał się o prawdomówności Boga, gdy roześmiany trzymał na swoich drżących kolanach syna, który był „uśmiechem Boga” (Icchak).

A po jakimś czasie (nie wiemy, czy upłynęło 7, 13 czy 30 lat – tradycje rabiniczne nie są zgodne w tym aspekcie) z jeszcze mocniej bijącym sercem wzniósł drżącą rękę uzbrojoną w nóż, by zabić w sobie miłość do dziecka, które zajęło w jego sercu miejsce należne Bogu. Co ciekawe, autor listu do chrześcijan pochodzenia żydowskiego najwyraźniej odwołuje się do nieortodoksyjnego przekazu opisującego wydarzenia na wzgórzu Moria, według którego ojciec wiary jednak zabił syna obietnicy. Według tej tradycji dopiero po upływie kilku chwil, gdy Abraham zobaczył wypływające z Izaaka życie i wyznał wiarę w Jedynego Boga, Pan Zastępów wskrzesił młodzieńca. Dlatego syn Abrahama jest zapowiedzią Chrystusa nie tylko przez swoje posłuszeństwo woli ojca (pięknie o tym mówią targumy), ale również przez intuicję dotyczącą faktu wskrzeszenia.

I choć lektura midraszy, targumów i apokryfów podejmujących próbę opowiedzenia tego, co w Biblii zostało przedstawione za pomocą 400 słów, jest fascynującą podróżą przez historię wiary bohaterów Słowa i tych, którzy nazywają siebie ich potomkami, to ważniejsze jest dla mnie znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy JA DZISIAJ chcę i potrafię wierzyć Bogu…? 

I do zmierzenia się z tym pytaniem zachęcam również Ciebie… +