Czysta wiara człowieka
Czwartek, Św. Scholastyki, dziewicy (10 lutego), rok II, Mk 7,24-30
Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, nie mógł jednak pozostać w ukryciu. Zaraz bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, padła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka z pochodzenia, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki. I powiedział do niej Jezus: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom, bo niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom». Ona Mu odparła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jedzą okruszyny po dzieciach». On jej rzekł: «Przez wzgląd na te słowa idź; zły duch opuścił twoją córkę». Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku; a zły duch wyszedł.
Zachowanie Jezusa względem pogańskiej kobiety, Syrofenicjanki, może nas zaskakiwać, a może nawet i gorszyć. Aby jednak je zrozumieć, musimy umiejscowić to spotkanie w kontekście wydarzeń, które miały miejsce wcześniej (por. Mk 7, 1–23).
Ponieważ swoją nauką i postawami Jezus wzbudzał niepokój i kontrowersje wśród faryzeuszy i uczonych w Piśmie, przyszli oni do Niego z Jerozolimy, aby Go upomnieć. Czuli się do tego upoważnieni, ponieważ uważali się za strażników wykładni Prawa Bożego. Widząc, że uczniowie Jezusa nie dokonują rytualnych obmyć przed posiłkami, zaczynają atakować Jezusa jako ich mistrza i oskarżać Go o niezachowywanie świętego Prawa. Trzeba wiedzieć, że obmycia te nie miały tylko znaczenia higienicznego, ale przede wszystkim służyły odzyskaniu religijnej „czystości”, którą można było utracić nawet nieświadomie przez kontakt z poganinem, zmarłym, chorym czy jakąkolwiek rzeczą uważaną za religijnie nieczystą. W swojej obronie Jezus wyrzuca faryzeuszom, że stworzyli setki ludzkich zwyczajów, które tworzą pozór wierności prawu, a tak naprawdę karmią tylko ich religijną pychę oraz, co jest najważniejsze, oddalają ludzkie serca od miłości Boga i bliźniego, która jest sercem Prawa Bożego. Następnie Jezus zwrócił się też do tłumów, tłumacząc, że nic zewnętrznego nie może człowieka uczynić nieczystym. Może to uczynić jedynie zło, które rodzi się wewnątrz duszy człowieka, a potem objawia się w jego zewnętrznych czynach. Tej nauki Jezusa nie byli w stanie zrozumieć nawet uczniowie, przesiąknięci do szpiku kości religijną mentalnością, która tak mocno akcentowała zewnętrzne rytuały i praktyki pobożności.
Nie mogąc się przebić ze swoim sposobem myślenia nawet do serc uczniów, Jezus w końcu postanawia opuścić tych, którzy tkwią w swoich koncepcjach mentalnych i udać się na terytorium pogańskie – w okolice Tyru i Sydonu. I tutaj właśnie dochodzi do bardzo znaczącego spotkania z pogańską kobietą, która dowiadując się, że jest On w pobliżu, przyszła do Niego, upadła Mu do nóg, jak się pada przed Bogiem, i prosiła go, „żeby złego ducha wyrzucił z jej córki”. W greckim tekście tej Ewangelii nie ma mowy o opętaniu przez diabła, ale o „demonie”, który w pewien sposób obezwładnił to dziecko. Często określano tak chorobę, która czyniła człowieka niezdolnym do panowania nad sobą i wywoływała w nim nieludzkie postawy. Osoba kobiety i jej córka tak naprawdę symbolizują pogańską ludzkość, która żyjąc bez Boga, jest opanowana przez „demona”. W mentalności Żydów pogan uznawano nie tylko za nieczystych, ale pozbawionych Bożej miłości, Bożej troski, odłączonych zupełnie od Niego. Izraelici – wybrani i umiłowani przez Boga – nazywali ich pogardliwie psami. Dlatego też na prośbę kobiety Jezus prowokacyjnie używa obiegowego powiedzenia, odnoszącego się właśnie do takiego traktowania pogan przez Żydów: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom”. Czyni to w obecności uczniów, którzy z pewnością w tym momencie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Izraelici bowiem uważali się za dzieci Boga, których On sam karmi swoim chlebem – to jest swoim słowem, swoją mądrością, wiedzą, poznaniem prawdy (por. Prz 9, 1–6; Iz 55). Poganie wobec nich byli jak nieczyste domowe psy.
Wydaje się jednak, że Jezus musiał doskonale znać serce tej kobiety i był go pewien, skoro odważył się na taką próbę względem niej. Chciał przez to wytłumaczyć uczniom to, czego nie mogli pojąć wcześniej. Okazało się bowiem, że pogańska kobieta zrozumiała coś, czego uczniowie nie będą w stanie pojąć jeszcze bardzo długo! Zrozumiała, że Bóg kocha wszystkich ludzi bez wyjątku i dla wszystkich ma jednakowe miłosierdzie. Dlatego Syrofenicjanka nie obraża się na Jezusa, co może zrobiłby każdy z nas. Ona uznaje z pokorą, że słowo Boga, będące jak chleb, zostało najpierw skierowane do narodu żydowskiego. Ale Boża miłość i Boża mądrość nie zna limitów, jest bezgraniczna i dosięga swoim działaniem wszystkich. Do tego jest tak niewyczerpana, że wystarczy zasmakować jej okruszyn, aby doświadczyć jej zbawczej mocy. Kobieta wyznaje to z pokorą Jezusowi wobec Jego uczniów. On wysłuchuje jej prośby i uzdrawia jej córkę ze względu na jej słowa. Dlaczego miały one taką moc? Bo w nich Syrofenicjanka pokazała, że poznała prawdziwe oblicze Ojca, który nie ma względu na osoby, który przekracza wszystkie ludzkie koncepcje, dzielące ludzi na czystych i nieczystych, godnych Jego miłości i niezasługujących na nią, dobrych i złych, wybranych i potępionych, Żydów i pogan… Oto prawdziwa czysta wiara człowieka: poznać Boga takiego, jakim jest naprawdę, a nie takiego, jakim Go uczyniliśmy! Święty Piotr zrozumie to dopiero długo po zmartwychwstaniu Jezusa, kiedy to w Jafie będzie miał objawienie, że wszystkie potrawy są czyste (Dz 10, 9–16), a potem zobaczy, że Bóg zsyła Ducha Świętego także na pogan (Dz 10, 44–48). Czy nasza wiara karmi się poznaniem prawdziwego oblicza Boga?