Dlaczego?

Środa, I Tydzień Zwykły, rok II, Mk 1,29-39

 A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: Wszyscy Cię szukają. Lecz On rzekł do nich: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

        Chodząc po kolędzie mam okazję rozmawiać z parafianami o ich problemach i tragediach rodzinnych. Ostatnio, podczas wizyty w jednym z domów, kobieta z płaczem opowiadała o śmierci najbliższej jej osoby - o synu. Pytanie, jakie wówczas postawiła, brzmiało: "dlaczego Bóg mi to uczynił?". Rzeczywiście, pierwsza nasza reakcja w takiej sytuacji jest skierowana wobec Boga. Najczęściej towarzyszy jej żal, złość, rozczarowanie. Zawsze zastanawiałem się, czy to nie jest przypadkiem pokusa złego ducha, aby człowiek zwątpił w Miłość Bożą - aby stracił wiarę.
        Spoglądając na tę kobietę, nie byłem w stanie dać jej gotowej odpowiedzi. Powiedziałem tylko, że Chrystus, chodząc po ziemi nikogo nie skrzywdził, nie zabił, ale każdemu wyświadczał dobro i wyciągał pomocną dłoń. Dzisiejsza Ewangelia jest tego dowodem. Jezus pochyla się nad niedolą, cierpieniem, chorobą, aby uwolnić nas z niej.
        Jezus Chrystus nie chce śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił i miał życie wieczne. Nasze życie może i jest tajemnicą, ale Bogu zależy na nim.

Fot. sxc.hu