Dlaczego?

Czwartek, I Tydzień Zwykły, rok II, Mk 1,40-45

Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony! Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

           Dlaczego? Jak to mogło się stać?”. Zgodnie z obyczajem tamtych czasów wielki mistrz zapewne nosił na piersi relikwiarz, który miał chronić jego posiadacza od nieszczęśliwych wypadków siłą ukrytych w nim relikwii, ale także zatrzymać rękę przeciwnika. Któż z chrześcijan mógłby się ośmielić uderzyć w taką świętość? A jednak ośmielano się i to nie raz zbrukać to, co święte i zniszczyć, co wydawało się nietykalne.
          To samo przydarzyło się również Izraelitom, ale tak to już bywa, gdy Boga i Jego dzieła próbujemy używać i traktować instrumentalnie. Bóg i rzeczy kultu to nie ,,królicza łapka” noszona  ,,na szczęście”.
         Osobnym tematem, który trudno tu omówić ze względu na jego obszerność i bogactwo wątków,  jest temat zabobonów i talizmanów, a więc i magii. Wystarczy podkreślić, że w momencie, gdy jakiejś rzeczy nadajemy specjalne znaczenie i upatrujemy w niej szczególnej, chroniącej nas lub naszych bliskich, mocy -  wchodzimy na teren magii lub okultyzmu. Ale jak się w takim razie ma rzecz z krzyżykami, obrazkami i medalikami? Przecież to tzw. Boże rzeczy, pobłogosławione, poświęcone. Dlaczego nie działają tak, jak tego od nich oczekujemy? Musimy sami sobie odpowiedzieć na pytanie, po co nosimy -  jeśli nosimy -  takie przedmioty? Chyba nie dla ozdoby. To może na szczęście? Chyba też nie. Chyba raczej, aby sobie i innym (bardziej jednak sobie) przypomnieć o istnieniu Boga, o Jego miłości do mnie, o Jego nauce, o tym, co czynić, a czego unikać. Aby sobie przypominać o rozmowie z Nim, a więc o modlitwie  i o naszej słabości, która otwiera nas na Wszechmocną miłość. To jak noszone przy sobie zdjęcie ukochanej przez nas osoby, o której chcemy pamiętać i które nam ją przypomina. To ktoś, kto gdzieś realnie żyje lub żył, a przecież także Bóg żyje i jest. Jest obok nas i w nas.
Boże błogosławieństwo, którego symbolem może być noszony przedmiot, chroni nas także przed zakusami złego. Jednak nie łudź się -  jeśli szukasz guza grzesząc i występując przeciw Bożej nauce, to go znajdziesz, a wtedy ni relikwiarz, ni medalik ci nie pomoże.
           Izraelici potraktowali Boga i Arkę Przymierza jak talizman i srogo się na takim podejściu zawiedli. Tolerowali grzechy synów Helego i jak jest napisane w Księdze Samuela „Grzech owych młodzieńców był wielki względem Pana, bo lekceważyli ofiary dla Pana” (Sm 2,17). Szukali pomocy u Pana, ale nie przebaczenia i łaski nawrócenia. Postąpili jak zadufany w sobie kierowca szybkiego samochodu. ,,Zawiesiłem różaniec na lusterku, więc nic złego nie może mi się stać. Mogę pędzić na złamanie karku.” Takich życiowych szaleńców, nie tylko w samochodach, jest wokół nas, a może i w nas, znacznie więcej. 
           Inaczej postąpił trędowaty w Ewangelii. Jego słowa, „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” zdradzają człowieka, który już dużo przemyślał, i który daje Bogu pole do działania w swoim życiu. ,,Jeśli chcesz” -  bo może Twoja wola jest inna, może wolisz, abym pozostał jeszcze trędowaty i coś sobie jeszcze uświadomił, do czegoś doszedł? Czytając dzisiejszy fragment Ewangelii, oczami wyobraźni widzimy nędzę i nieszczęście trędowatego, ale i zauważamy zgodę chorego na przyjęcie woli Jezusa. Nie woła, MUSISZ, lecz JEŚLI CHCESZ. Prawdopodobnie wyrzucony na margines społeczeństwa dostrzegł również dobrodziejstwa tego trudnego stanu rzeczy. Może miał za sobą nawrócenie? Przewartościowanie wielu spraw, zakończenie nieodpowiedzialnego, hulaszczego życia? Cierpienie nie zabrało mu wiary, a może  pozwoliło ją znaleźć pod stertą dotychczasowej pewności siebie i zadufania w sobie możliwości. Tego już chyba nie odgadniemy, ale nie możemy uważać tych domysłów za bezpodstawne. Bo i my, nie raz i dwa przyciśnięci do muru przez cierpienie i trudności, odnajdujemy drogę do Boga. Ne mamy już prawie siły, ale mamy jeszcze wiarę, aby wołać i błagać o pomoc, mając nadzieję, jeśli nie na zmianę sytuacji, to choćby na odnalezienie odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” i na odnalezienie Bożej łaski, która stanie się naszym udziałem, jeśli mądrze będziemy jej szukać i przyjmować. Wtedy zamiast narzekania i słów przekleństwa z naszych ust wyjdą słowa akceptacji, błogosławieństwa i uwielbienia za trudne, ale wielkie dobro. Znajdzie się też miejsce na akty strzeliste wiary i nadziei. A może i świadectwa o miłosierdziu Boga, który poniża i wywyższa, rani i sam leczy, podnosi z upadku i z gnoju dźwiga ubogiego, z gnoju wszelakiego ,,trądu”.

Fot. sxc.hu