Docenić chrzest

Niedziela, Święto Chrztu Pańskiego, rok B, Mk 1,7-11

Jan Chrzciciel tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym». W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie».

 

Zdecydowana większość z nas przyjęła chrzest w wieku niemowlęcym, co zawdzięcza niewątpliwie swoim rodzicom. Nasz wysiłek i wkład w otrzymanie tego sakramentu będącego bramą wszystkich sakramentów (św. Tomasz z Akwinu) był znikomy. Może to powodować ryzyko bagatelizowania roli chrztu czy małej świadomości jego znaczenia.

Tymczasem w Kościele starożytnym przyjęcia chrztu poprzedzała bardzo rozwinięta procedura. Nie każdy mógł zostać ochrzczony, np. z powodu wykonywanego zawodu lub braku przekonania o szczerości intencji. Jeśli pozytywnie rozpatrzono prośbę potencjalnego kandydata, zostawał katechumenem, ale okres dalszego przygotowania mógł trwać długo, w zależności od jego chęci do wprowadzania w życie zasad moralności chrześcijańskiej oraz od lokalnych tradycji. Najczęściej było to od dwóch do trzech lat.

Po tym okresie próby kandydat mógł wpisać się na listę ubiegających się o chrzest, czyli rozpocząć przygotowanie bliższe trwające zazwyczaj przez okres wielkiego postu (chrztu udzielano w wigilię paschalną). Ta dość długa procedura miała z pewnością zweryfikować autentyczność wiary kandydata i uświadomić mu wagę chrztu.

Gdyby dzisiaj w Kościele stosowano te same reguły, czy byłbym w ogóle uznany za godnego przyjęcia tego sakramentu?

Czy jako już dorosły i często ukształtowany człowiek mam świadomość, jaką łaskę otrzymałem, będąc jeszcze niemowlęciem?