Drzewa figowe

Sobota, Św. Jana Pawła II, papieża (22 października), rok II, Łk 13,1-9

W tym czasie przyszli jacyś ludzie i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie». I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”».

 

W życiu małżeńskim naszymi „drzewami figowymi” są nasze dzieci. Gdy są już dorosłe, popełniają wiele błędów, z którymi trudno mam, rodzicom, się pogodzić. Chętnie poprawilibyśmy ich nietrafione decyzje. ALE NIE MOŻEMY TEGO UCZYNIĆ. Nasze dzieci nie posmakowałyby goryczy błędnych decyzji, łez, które oczyszczają. Nie wszystko w życiu jest słodkie i różowe. Więc zwracamy im uwagę na niestosowne naszym zdaniem postępowanie, ale zostawiamy im wolną wolę w podejmowaniu decyzji. Jeżeli zwrócą się o radę, chętnie rozmawiamy o problemach, które ich dotykają. Wtedy „nawadniamy i nawozimy” tym, co mamy – naszym doświadczeniem, dobrym słowem, MIŁOŚCIĄ, której nie można kupić, lecz otrzymuje się ją za darmo – prosto z serca.