Dużo ciemności i...

Niedziela, III Tydzień Zwykły, rok A, Mt 4,12-23

Gdy Jezus posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu ziem Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: "Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego, na drodze ku morzu, Zajordanie, Galilea pogan! Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło". Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: "Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie". Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, Jezus ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: "Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi". Oni natychmiast, zostawiwszy sieci, poszli za Nim. A idąc stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim. I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu.

 

Początek nowego roku to czas, w którym tysiące polskich księży wyrusza na tzw. „kolędę”. Większość parafii ma już ją za sobą. Czas więc na podsumowania. Najczęściej myślimy wtedy o danych liczbowych i materialnych. Porażką byłoby jednak, gdyby zapomnieć o analizie „stanu duchowego” katolika.

BIUROKRACJA JEST WSZĘDZIE

Chyba nie złamię jakiejś wielkiej tajemnicy, kiedy napiszę, że my, księża, robimy powizytacyjne statystyki. Ile ludzi, ile rodzin, ile małżeństw, ile rozwodów, ile konkubinatów… Czasem ktoś zapyta, po co to wszystko. Wbrew pozorom jest to bardzo potrzebne dla diagnozy duchowej parafii, dla określenia, w którą stronę ona ma „płynąć”, na co położyć akcenty. Przypomina to może trochę pracę wielkich koncernów, ale prawda jest taka, że największą korporacją w dziejach człowieka jest właśnie Kościół. To firmy uczyły się od Kościoła, jak budować strukturę, a nie na odwrót.

O CO SIĘ MODLIMY?

W odwiedzinach duszpasterskich nie są jednak najważniejsze statystyki. One są tylko ich elementem. Ale właśnie warto sobie zadać pytanie, po co one są. Dlaczego to robię? Dlaczego zapraszam tego w gruncie rzeczy obcego dla mnie faceta do mojego domu? Czy to tylko tradycja, czy może coś więcej…

Na początku mojej wizyty w rodzinie starałem się zapytać, w jakiej intencji/intencjach rodzina chce, abyśmy się pomodlili. Nie raz wtedy usłyszałem – „niech ksiądz zaproponuje…”. Wielu ludzi było całkowicie zaskoczonych tym pytaniem, był problem z wypowiedzeniem choćby jednej intencji. A nawet nierzadko zdarzały się sytuacje, że po zrobienia znaku krzyża nie zdążyłem zacząć zdania o intencjach modlitwy, a gospodarze już sami zaczynali „Ojcze Nasz”. Szkoda, bo ta wypowiedziana intencja to wielkie zaproszenie Pana Boga do mojej codzienności, do tego, co jest dla mnie najważniejsze, gdzie chcę, aby Boże światło padało.

DUŻO CIEMNOŚCI…

Rozmowa z rodziną najczęściej zaczynała się od ich trudności życiowych i problemów. Zdrowie, choroby, brak pracy, samotność, depresje, dzieci w pracy za granicą, alkoholizm, rozwody, zdrady, głodowe świadczenia socjalne, odejście kogoś z rodziny od Boga i Kościoła, brak pracy… 

Jakże wiele nasz świat ma w sobie ciemności! Gdyby spisać to wszystko, co można usłyszeć od ludzi podczas „kolędy”, to można popaść w głęboką depresję! Można by, ale nie idę „po kolędzie” jako rachmistrz, psycholog, lekarz czy pracownik socjalny. Idę przede wszystkim po to, aby „lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło”. Idę, aby Chrystusa – Światłość zanieść za zazwyczaj szczelnie pozamykane drzwi, zanieść w miejsce, które większość katolików uważa za teren prywatny, bo modlimy się przecież w kościele, a jak z niego wyjdziemy, to trzeba się zająć życiem…

Jakże wiele może być ciemności w życiu człowieka, kiedy nie ma tam Jezusa! I nie chodzi tu o pogląd, że „religia to opium dla ludzi”; że ludzie się „naćpają”, a Kościół i księża trzymający ludzi w ciemnocie mają z tego niezły biznes… Życie bez Boga, przekonuję się coraz bardziej, jest dramatycznie puste i ograniczone. Ogranicza się tylko do tego, co widzę, dotykam i smakuję. A przecież jest coś więcej i warto tego „więcej” też posmakować!

I…

Bohater jednego ze śmieszniejszych polskich filmów mówi: „widzę ciemność”. Czy da się widzieć ciemność? Oczywiście, że nie. Ciemność jest tylko brakiem światła. A światłem, które może rozjaśnić każdy mrok, jest przede wszystkim Bóg. Bóg, który dał nam Jezusa, aby On stał się jednym z nas; aby był blisko naszych mroków i ciemności; aby je zrozumiał. Mamy Jezusa po to, aby ostatecznie te ciemności pokonywać, aby nie trwały wiecznie.

Każdemu z nas zdarza się jakiś kryzys, moment, w którym mówimy, że „gorzej to już być nie może”. Pamiętajmy, że jesteśmy dziećmi Boga i tylko jedno pokorne „Jezu, ufam Tobie” może dać nam dużo więcej niż połykane kolejne tabletki!