Dziecko ma prawo do prywatności

Jeśli ktoś jeszcze uważa, że media społecznościowe ukazują prawdę o życiu, ten jest albo naiwny, albo dopiero co obudził się z długiego, zimowego snu. Media społecznościowe to życie kreują. A to, czy odbiorcy w ten wyreżyserowany świat uwierzą, to już inna sprawa. 

Jesteśmy rodziną, która sporo podróżuje. Lubimy wszyscy zapakować się w auto i wyruszyć w trasę, by poznawać nowe miejsca. Przy okazji lubimy też dzielić się zdjęciami nowo poznanych  miejsc w mediach społecznościowych (a w zasadzie mój mąż lubi, bo ja jestem zdecydowanie mniejszą pasjonatką mediów społecznościowych, choć na profilu męża moje zdjęcia regularnie się pojawiają). Zazwyczaj znajdzie się ktoś, kto podpowie, co jeszcze w danym regionie warto zobaczyć, za co jesteśmy zawsze bardzo wdzięczni. Nie raz ktoś napisze, że go zainspirowaliśmy i sam chętnie wybierze się w miejsca, w których i my byliśmy. To też jest miłe. I choć w dużej mierze są to wyjazdy rodzinne, nie widać tego na publikowanych przez nas w Internecie zdjęciach. Łatwo wysnuć z tego wniosek (i są tacy, którzy to robią, dając temu wyraz w komentarzach pod postami z wyjazdów), że z nas rodzice egoiści, którzy porzucają ciągle dzieci i sami podróżują. Nic bardziej błędnego. Owszem, od czasu do czasu jeździmy na randki, sami, bez dzieci, ale w bardzo wielu wyjazdach dzieciaki nam towarzyszą. Póki chcą jeździć z nami, korzystamy i pokazujemy im piękne i ważne miejsca. Mamy bowiem świadomość, że ten czas jest krótki i niebawem atrakcyjniejszy będzie dla nich wyjazd z paczką znajomych niż z rodzicami. 

Wiele lat temu podjęliśmy bardzo świadomą decyzję, że w naszych mediach społecznościowych naszych dzieci nie będzie. Nie publikujemy ich wizerunku, nie piszemy o nich, nie dzielimy się ich śmiesznymi dialogami i powiedzonkami, nie wrzucamy świadectw szkolnych. Nie informujemy o ich sukcesach (wyjątkiem były przełomowe momenty typu matura czy studia). Nie wrzucamy zdjęć z ważnych dla nich uroczystości. W końcu nie publikujemy wspólnych zdjęć z wyjazdów, w których dzieci nam towarzyszą. Nie robimy tego nie dlatego, że nie mamy o czym pisać ani czym się chwalić, w dużej rodzinie naprawdę tematów nie brakuje, ale by chronić prywatność naszych dzieci. One mają prawo do tego, by pozostać anonimowe. Zdjęcia z wyjazdów z ich udziałem wysyłamy dziadkom i zostawiamy sobie na pamiątkę. Nie musimy dzielić się nimi z całym światem. 

Dla wielu rodziców ochrona dziecka w Internecie nie jest niestety priorytetem. Kiedy przeglądam media społecznościowe, co raz natykam się na zdjęcia dzieci, które rodzice publikują, a które pod żadnym pozorem nie powinny się tam znaleźć (choćby zdjęcia dzieci kąpiących się czy siedzących na nocniku). Wielokrotnie widzę publikowane zdjęcia dzieci z informacją, na co chorują (dziś wirus żołądkowy, wczoraj wysoka gorączka), jakby informacja o ich zdrowiu była rzeczą publiczną. Albo takie, które z pozoru mają wywoływać uśmiech oglądającego, bo dziecko coś niemądrego zrobiło albo nabroiło, a tak naprawdę w jakiś sposób to dziecko upokarzają. Zdaję sobie sprawę, że to mocne słowo, ale tak to odbieram. Dzisiejsze cztero-, pięcio-, sześciolatki, których rodzice aktywnie publikują w Internecie ich zdjęcia, z czasem na pewno będą bardzo wdzięczne swoim rodzicom za to, co o nich pisali. 

Można się oburzać, że nie mam poczucia humoru, że nic mi do tego, co kto na swoim profilu publikuje. Jasne, to jego sprawa, dopóki nie szkodzi swoim zachowaniem własnemu dziecku. A publikowanie informacji wrażliwych na temat dziecka jest działaniem na jego szkodę (na boku pozostawiam sprawy związane ze zbiórkami na leczenie, kiedy wiele szczegółów dotyczących choroby dziecka ujawnić należy, ale to są zupełnie inne kwestie). Tak jak działaniem na szkodę dziecka jest publikowanie w Internecie relacji z rozmaitych tzw. challenge'y, których bohaterami są dzieci. Wiele z nich niestety ociera się wręcz o patologię. Publikowanie treści wyśmiewających najmłodszych powinno być prawnie zakazane. Dla dobra tych dzieci. Bo w Internecie nic nie ginie i nigdy nie wiadomo, kto i kiedy dokopie się do publikowanych przez nas przed laty treści i jaki zrobi z nich użytek. Trzeba być tego świadomym, dlatego warto zachować ostrożność. A zdjęcia dzieci stęsknionym babciom, dziadkom, ciociom i wujkom można przesłać innymi kanałami. Nie muszą ich oglądać w społecznościówkach.