Dziś trzeba być za życiem

Jak dziś mówić o wartości życia? Czy pokolenie czarnych marszy czerwonych błyskawic jest otwarte na taką rozmowę? Czy młodzi ludzie chcą słuchać prawdy o aborcji? Wielokrotnie, także jako mama nastolatków, stawiam sobie podobne pytania. I jestem przekonana, że trzeba im o tym mówić otwarcie, bo stawką jest ludzkie życie. 

Nie jest tajemnicą, dawałam temu wyraz wielokrotnie, że jestem pro-life. Nigdy nie miałam wątpliwości, po której stronie tego sporu należy stanąć. Dostawałam za to po głowie, byli tacy, którzy próbowali publicznie zdyskredytować moje wyraziste poglądy w tej kwestii, posuwając się do kłamstw i insynuacji, ale zdania nie zmieniłam. To, że jestem pro-life, wynika nie tylko z wiary w Boga. Jestem przekonana, że miarą naszego człowieczeństwa jest stosunek do najsłabszych. I tego uczę swoje dzieci.
    
Na moją postawę pro-life wpłynęły przede wszystkim spotkania z tymi, którzy dla obrony życia zrobili bardzo wiele. Często po cichu, bez rozgłosu, bez kontrowersyjnych plakatów. Bardzo skutecznie, bez błysków fleszów i kamer, działali, by zmieniać świadomość ludzi i bronić życia. Dziś chcę napisać o dwóch takich osobach. Rozmowy z nimi były dla mnie bardzo istotne i pokazywały, że warto być po dobrej stronie. I warto stać za życiem.
    
Kiedy myślę „pro-life”, pierwsze skojarzenie mam z ks. Tomaszem Kancelarczykiem ze Szczecina, szefem Fundacji Małych Stópek. To organizacja otaczająca opieką kobiety spodziewające się dziecka, które na wieść o ciąży rozważały aborcję. Spotkanie z ks. Tomaszem, czasem wielogodzinne rozmowy, ostatecznie zmieniało ich postawę. Aborcja przestawała być braną pod uwagę możliwością. Jakich argumentów ksiądz używa, by przekonać te kobiety do urodzenia dziecka: „(…) mówię jedno: „Zapewniam cię, że jeśli dokonasz aborcji, nie zapomnisz tego. Możesz wykształcić w sobie mechanizm wyparcia, ale to będzie w tobie tkwiło”. Pokazuję też alternatywę: „Nie mówię ci, że będzie lekko, bo urodzenie, wychowanie dziecka to ogromny trud, ale nigdy nie będziesz tego żałowała. Masz dwie drogi, ty musisz wybrać. Jest dziecko, jest trud, ale nie ma żalu i wyrzutów sumienia, albo nie ma dziecka, ale jest ogromny ból, który będzie się potęgował, kiedy będziesz patrzyła na inne kobiety z dziećmi” (cyt. za. ks. Tomasz Kancelarczyk, Chodzi mi o życie, Kraków 2021). Za tymi słowami ks. Tomasza idzie konkretne działanie, czyli wsparcie materialne, bo to, co łączy te wszystkie aborcyjne historie, z którymi ks. Kancelarczyk się spotykał, to brak poczucia bezpieczeństwa i tego materialnego, i tego psychicznego. Dlatego ks. Tomasz wraz ze swoimi współpracownikami robi wszystko, by ratować dzieci przed aborcją, ale także, by przed jej skutkami ratować ich mamy. Bo z aborcją nie jest tak jak z wyrwaniem zęba czy usunięciem wyrostka. Aborcja zostawia w psychice kobiety ogromny ślad.
    
Wie o tym dobrze s. Maksymiliana, która za oceanem, w Chicago, pracuje z kobietami po aborcji. „Codziennie widzę łzy, codziennie te łzy ocieram, czasami jest też ból psychiczny, duchowy” – opowiadała mi ta zakonnica. Podczas pracy w poradni dla kobiet, które chcą się pogodzić ze swoją historią, a także przygotować – często po bardzo wielu latach – do spowiedzi, odbyła już bardzo wiele rozmów: „Przychodzi bardzo dużo kobiet, które aborcji dokonały dwadzieścia, trzydzieści lat temu, jeszcze w Polsce. To najczęściej są kobiety w okresie klimakterium. Pamiętam pewną panią, kiedy ją poznałam, miała osiemdziesiąt pięć lat. I ona mi mówi: „Siostro, pięcioro dzieci wychowałam, pięcioro zabiłam… (…) Ja się boję śmieci, bo ja nie wiem, co z tymi dziećmi jest. Jestem o nie tak niespokojna, ja nie wiem, czy one cierpią, gdzie one są, co one robią” (cyt. Za. M. Terlikowska, Dzięki Bogu jestem zakonnicą! Historie spełnionych kobiet, s. 155). Przychodzą też młodsze kobiety, bywa, że po wsparcie zgłaszają się mężczyźni, którzy nalegali na aborcję swojego dziecka. Siostra ich słucha, nie ocenia, nie krytykuje, nie daje dobrych rad. Po prostu jest. 
    
Warto wspomagać materialnie organizacje pro-life, ale warto także modlić się w intencji życia, choćby włączając się w dzieło duchowej adopcji. Warto modlić się nie tylko o życie dla dzieci, ale też ogarniać modlitwą te wszystkie kobiety, które dziś stają przed takim dramatycznym wyborem, a także za te, które przez dziesięciolecia nie potrafią sobie poradzić z wyrzutami sumienia. One także bardzo takiego wsparcia potrzebują.