Efekt Jezusa

Czwartek, II Tydzień Zwykły, rok II, Mk 3,7-12

Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: Ty jesteś Syn Boży. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.

 

 

Nie wiem, czy jeszcze w innym miejscu Ewangelista wspomina o tylu miejscach geograficznych jak w dzisiejszym fragmencie. Galilea, Judea, Jerozolima, Idumea, Zajordanie, okolice Tyru i Sydonu. Tych ludzi było niepoliczalnie wielu. Może proporcjonalnie był to taki tłum, jak podczas ostatniej pielgrzymki papieża Franciszka na Filipiny.

Pewna część osób chciała Jezusa słuchać, ale byli też i tacy, którzy za wszelką cenę pragnęli się Go dotknąć. Znali bowiem skutek uzdrowień, których dokonał On wcześniej. Jestem skłonny stwierdzić, że nie Jezus był im potrzebny, ale skutek spotkania z Nim.

Dla tej konkretnej grupy „efektem Jezusa” było odzyskane zdrowie (na marginesie przypomniałem sobie film „Efekt motyla”, który polecam obejrzeć). Oni nie potrzebowali Jezusa jako postaci. On ich niewiele interesował. Potrzebowali odzyskać zdrowie. Człowiek, który ma potrzebę, szuka skutecznych środków zaspokajających. Jeżeli Jezus je dawał, przyszli do Niego.

Bóg jest skuteczny! Ale czy ja daję się Jemu skutecznie uzdrowić?