Empatia, wrażliwość… Po prostu człowieczeństwo…

Od 2017 roku w każdy pierwszy piątek Wielkiego Postu polski Kościół włącza się w inicjatywę duszpasterską papieża Franciszka i okazuje solidarność oraz duchową bliskość osobom skrzywdzonym wykorzystaniem seksualnym. Ważne, żeby nie był to wyłącznie jednorazowy gest. To wsparcie potrzebne jest na co dzień.

Wykorzystanie seksualne powoduje rozmaite szkody w różnych obszarach życia osoby skrzywdzonej. Skutki takiej krzywdy odciskają piętno na wszystkich aspektach jej życia – fizycznym, psychicznym, duchowym, a także na jej relacjach rodzinnych czy społecznych. Dlatego tak istotna jest pomoc kierowana do tych osób – i ta instytucjonalna, i ta zwykła, jak najbardziej ludzka. By mogła być ona skutecznie realizowana, potrzeba oczywiście konkretnych struktur, instrumentów. Bez tego niewiele dałoby się zrobić. Ale najistotniejsze w tym wszystkim jest po prostu człowieczeństwo. Nawet najlepsze instytucje i struktury nie będą skutecznie pomagać, jeśli osoby skrzywdzone spotykać się będą tam z osobami bezdusznymi, nieempatycznymi służbistami czy takimi, które będą lekceważyć ich ból i cierpienie. Warto walczyć o instytucje, ale jeszcze bardziej warto walczyć o wrażliwość tych, którzy są na pierwszej linii.

„Opowiadanie swojej historii, to, że zarówno sama opowieść, jak i osoba, która ją opowiada, zostają wysłuchane i zrozumiane, wciąż jest jedną z najlepszych dostępnych metod leczenia traumy” – pisze Rebecca Solnit w eseju zatytułowanym Syndrom Kasandry. Trudno się z nią nie zgodzić. Jak bowiem bardzo traumatyzujące dla osób skrzywdzonych były te spotkania, w których nie zostały wysłuchane, w których nie dawano im wiary, w których podważano ich emocje i odczucia. Wielokrotnie czytałam i słuchałam takich historii. Historii, w których po drugiej stronie po prostu zabrakło człowieka. Ile z nich słyszało negatywne komentarze wypowiadane pod swoim adresem: „To wariatka”, „Ona to sobie wymyśla”, „Ona nie wie, co mówi”, „Coś się jej wydawało”. Wszystkie te zdania można sprowadzić do jednego: „Nie chce mi się wierzyć w to, co mówisz”. A ta wiara w słowa osoby skrzywdzonej jest bardzo istotna i terapeutyczna.

Żeby wypowiedzieć swoją krzywdę, trzeba nie lada odwagi. „Najpierw jest wewnętrzne wahanie, wątpienie w siebie, wyparcie, pomieszanie, które sprawiają, że mówienie staje się trudne lub wręcz niemożliwe, równocześnie pojawia się strach przed karą lub ostracyzmem, które mówienie może za sobą pociągnąć” – pisze Rebecca Solnit. Osoby skrzywdzone doskonale znają te emocje. Ten strach przed ocenianiem, niezrozumieniem powodował, że wiele z nich całymi latami nie mówiło o krzywdzie, właśnie dlatego, że istniała obawa, że nikt im nie uwierzy. Dusiły to w sobie, ta tajemnica ich niszczyła, ale strach przed wypowiedzeniem tego, co się wydarzyło, był jeszcze bardziej niszczący. I jeszcze ta obawa, czy znajdą adekwatny język, żeby to traumatyczne doświadczenia ubrać w słowa. To też nie lada wyzwanie.

Znam osoby, które spotkały się z wysłuchaniem, empatią, ogromną wrażliwością i delikatnością tego, przed kim się otworzyły i komu postanowiły powierzyć swoją historię. Dla nich było to niezmiernie ważne doświadczenie. Ale znam też historie zupełnie inne. Takie, o jakich pisze przywoływana już Rebecca Solnit. To wszyscy ci, którzy „próbują przemówić, upokarzając, zastraszając lub sięgając po otwartą przemoc, w tym także taką, która zabija”. Zabija nadzieję, zabija człowieczeństwo.

Dlatego tak istotne jest wysłuchanie osób skrzywdzonych, ale także okazanie im wsparcia i solidarności. Modlitwa i post są istotne, ale za nimi muszą iść bardzo konkretne czyny. Mówił o nich w swojej homilii sprzed kilku lat abp Wojciech Polak, delegat KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży. „Musi być więc w nas wszystkich determinacja, aby wyjaśniać wszystkie przypadki wykorzystania seksualnego dzieci i młodzieży. Musi być otwartość i gotowość do przyjęcia i wysłuchania osób skrzywdzonych, nieosądzania ich i nieodrzucania. Musi być chęć, by im pomóc przełamać lęk i strach, by być przy nich. Musi być też wiedza i wrażliwość, by rozpoznawać symptomy, które mogą nam powiedzieć, że być może zostało popełnione zło i trzeba szybko działać, by osoby skrzywdzone nie pozostały ze swym bólem i zranieniem same. Ale musi też być w nas wiara i nadzieja, że sam Pan da nam siłę, że w tym trudnym zmaganiu jest z Nami, że On jest po naszej stronie, bo jest po stronie skrzywdzonego człowieka”. Warto wziąć sobie te rady do serca. Być może ktoś zechce przed nami wyznać swój ból i swoją krzywdę. Istotne, byśmy w takiej sytuacji potrafili zdać egzamin z człowieczeństwa.