Fala radości z Madagaskaru



Zofia Świerczyńska: Jesteście specyficzną grupą młodych ludzi.

Olga Figiel: Owszem. Nie lubimy biernego siedzenia i narzekania, że świat jest beznadziejny, zły, a my – młodzi, nie możemy nic z tym zrobić. I jedyne rozwiązanie, to poddać się tej beznadziei i wtedy będzie lepiej. Chcemy pokazać, że można inaczej, można coś zmienić i właśnie to, że jestem młodym człowiekiem, daje mi ogromne możliwości. Dlatego zainicjowaliśmy Projekt M3 (Młodzi – Misje – Madagaskar). Naszym celem jest pomoc misji na Madagaskarze, gdzie od ponad czterdziestu lat pracują polscy misjonarze ze zgromadzenia św. Wincentego a Paulo. Obecnie jest nas ponad 60 osób - studentów, z których część wyjeżdża na misje na Madagaskar, a część działa tutaj, w Polsce.

Komu konkretnie pomagacie?

Jedziemy do ludzi z marginesu. Nie do szkół, gdzie potrzeba nauczycieli, tylko do takich miejsc, gdzie jeszcze szkół nie ma. Niektórzy wolontariusze pracujący na misjach wybierają te „lepsze” rejony, np. tam, gdzie oprócz pracy można pozwiedzać, odpocząć. A my jedziemy na sam koniec „buszu” jak święty Wincenty. Do ludzi trędowatych, do więzienia, ludzi którzy żyją na ulicy. Bo taki mamy charyzmat, tak działamy.

Na czym polega Wasza praca?

Dzielimy się na dwie grupy. Pierwsza tzw. ekipa edukacyjna pracuje z dziećmi, a druga to ekipa medyczna, która leczy chorych w przychodni Sióstr Szarytek, a także prowadzi dożywianie, czy po prostu opatruje rany. Podejmujemy też pracę duszpasterską. Jeśli jest potrzeba i misjonarze potrzebują pomocy, jedziemy do wioski pośpiewać, zatańczyć, po prostu pobyć z tymi ludźmi. Nie znamy na tyle języka malgaskiego, oni nie rozumieją francuskiego, więc nie możemy poprowadzić katechez tak, jak to robią misjonarze, ale po prostu jesteśmy dla nich. Na każdej Mszy świętej tańczymy i śpiewamy coś polskiego, czyli zawsze Arkę Noego (śmiech). Akurat tej piosenki mogą się szybko nauczyć i łatwo ją przetłumaczyć na malgaski.

Jak jesteście odbierani przez Malgaszów? 

Dla nich to jest znak, świadectwo, że w końcu widzą białych ludzi, którzy nie przyjeżdżają robić zdjęć, opalać się na plaży, tylko idą do wioski, do ludzi. Nie chodzimy po Madagaskarze ubrani jak turyści, jesteśmy ubrani jak nasze dzieciaki – one biegają boso, my też biegamy boso, one biegają w krótkich spodenkach, mimo że jest chłodno, my też biegamy w krótkich spodenkach, bo łatwiej jest umyć nogi, niż wyprać spodnie.

Tegoroczny wyjazd na misje do Madagaskaru trochę różnił się od pozostałych. Dlaczego?

W tym roku zostaliśmy zaproszeni na Malgaskie Dni Młodych przez Malgaszy, których poznaliśmy w trakcie naszej misji. Powiedzieli, żebyśmy przyjechali, zobaczyli, jak to wygląda, bo Malgasze bardzo się cieszą z obecności białych ludzi, a z obecności katolików to już w ogóle!

I odpowiedzieliście na to zaproszenie?

Na Madagaskar pojechaliśmy pracować, a Malgaskie Dni Młodych działy się obok, były finałem naszej misji. Na początku nie podobało się nam, że musimy wyjechać do Fianarantsoa, gdzie odbywały się JMJ Mada, bo wolelibyśmy zostać dłużej, pracując z dziećmi. Ale wiedzieliśmy, że to jest okazja, która już nigdy się nie powtórzy. Także znając realia Madagaskaru i lekki chaos, wynikający z ich mentalności, przeraziliśmy się, jak to w ogóle będzie wyglądać? Co to będzie za spotkanie? I kiedy usłyszeliśmy, że na spotkanie przybędzie 20 tysięcy osób, pomyśleliśmy, że chyba coś kręcą (śmiech). Ostatecznie to my ponieśliśmy klęskę, bo źle oceniliśmy sytuację. Na Malgaskie Dni Młodzieży ostatecznie przyjechało... 25 tysięcy młodych ludzi z całego Madagaskaru! A organizacja była na takim poziomie, że do tej pory jesteśmy zachwyceni.


Czym są i jak wyglądają Malgaskie Dni Młodzieży? 

Malgaskie Dni Młodych odbywają się co parę lat w różnych częściach Madagaskaru. Przyjeżdża na nie młodzież z całej Wyspy na 5-6 dni. Idea i organizacja jest podobna jak w przypadku Światowych Dni Młodzieży. Tak samo, jeśli chodzi o przygotowanie graficzne, muzyczne - były wykonane specjalne plakaty, banery, koszulki, pieśni. Malgaskie Dni Młodych były we wrześniu, a gdy my przyjechaliśmy na misję w lipcu, cały Madagaskar już wrzał i żył tym wydarzeniem!

Podczas JMJ Mada, zaprosiliście tamtejszą młodzież do Polski na Światowe Dni Młodzieży.

Przed wyjazdem na Madagaskar zabraliśmy symbole ŚDM, koszulki z logo ŚDM, flagę. Gdy dotarliśmy do Fianarantsoa, jeszcze zanim zaczęła się Msza święta na otwarcie, zostaliśmy zaproszeni na scenę, by opowiedzieć o ŚDM. Zabraliśmy symbole, wyjaśniliśmy, o co w nich chodzi i przekazaliśmy je na ręce episkopatu. Później, w imieniu młodych z Krakowa, zaprosiliśmy na Światowe Dni Młodzieży do Polski. Po naszym wystąpieniu jeszcze raz przetłumaczono malgaskiej młodzieży, o co dokładnie chodzi. Co ciekawe, nie wszyscy z zebranych wiedzieli, że oprócz JMJ Mada istnieje coś więcej, że są podobne spotkania, tylko w wymiarze światowym, w różnych częściach świata. 

Jak zareagowali na Was młodzi z Madagaskaru?

Malgasze odkrzyknęli nam burzą oklasków i zrobili głośną wrzawę! Byliśmy w szoku! Przecież nic nie zrobiliśmy, właściwie uroczystości dopiero miały się zacząć! A tłum był zachwycony! Jak schodziliśmy ze sceny, ludzie ruszyli w naszym kierunku, chcąc robić sobie z nami zdjęcia. Pytali nas, ile kosztuje przyjazd do Polski, co znajduje się w Krakowie, jak wyglądają ŚDM, zadawali masę pytań. Oddźwięk był ogromny, a był to dopiero pierwszy dzień. Później, spotykając młodzież, rozmawialiśmy z nimi osobiście. Niektórzy pytali, czy będzie Jan Paweł II (śmiech). Ale to chyba wynika bardziej z ich niewiedzy. Tłumaczyliśmy, gdzie w ogóle jest Polska, Kraków. Pokazywaliśmy im zdjęcia, film po francusku o Ojcu Świętym, o Krakowie, o siostrze Faustynie. Młodzi ludzie, którzy patrzyli w ekran, zastanawiali się, co to za budowle, pojazdy. Tłumaczyliśmy, że pojazd na filmie to tramwaj. Jak wytłumaczyć Malgaszowi, co to jest tramwaj? To jest taki pociąg – ale co to jest pociąg? (śmiech)
Malgasze uczyli się z nami hymnu Światowych Dni Młodzieży. Wzięliśmy malgaską Biblię, znaleźliśmy osiem błogosławieństw, fragment o błogosławionych miłosiernych, spróbowaliśmy to zaśpiewać na naszą melodię i… wyszło! Puściliśmy im także francuską wersję, żeby zrozumieli treść całego hymnu. Byli zachwyceni!

ŚDM w Krakowie będzie szansą dla pielgrzymów, by poznać kulturę innych krajów.

To będzie dla nas lekcja szerszego spojrzenia na różne kultury, poznania różnych sposobów modlitwy, przeżywania swojej wiary. Dla nas, Polaków, będzie to trudna lekcja, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś, co wykracza poza ramy naszej liturgii. Dla Malgaszów Kościół jest domem, dla nich nie jest najważniejsze to, żeby było czysto i ładnie, ale żeby przyjechał ksiądz, odprawił Mszę Świętą, na której oni będą tańczyć, śpiewać, żeby wyspowiadał całą wioskę, był z nimi. Będą śpiewać tak głośno, żeby wszyscy ich słyszeli, będą krzyczeć z taką wielką wiarą i taką radością! My tak nie potrafimy, bo nam się wydaje, że fałszujemy, wszyscy śpiewają cicho, gdzieś pod nosem. Może być to dla nas trudne, ale na pewno rozszerzy nasze patrzenie, myślenie.

A czego goście z Madagaskaru nauczą się od nas?

Boję się jednak, że może być w drugą stronę. Że Malgasze, którzy przyjadą na Światowe Dni Młodzieży, zobaczą nasze życie i mogą się rozczarować. Nie mówię tu o ludziach, którzy będą na Światowych Dniach Młodzieży, ale ogólnie o ludziach z Europy, których będą mogli spotkać w czasie swojej podróży do Polski. Zobaczą świat z perspektywy ludzi smutnych, ludzi, którzy mają wszystko, ale są ponurzy, narzekają… Ale mam nadzieję, że jak już spotkamy się na ŚDM w Krakowie, wszyscy będą śpiewać, klaskać, modlić się razem. Będziemy przełamywać nasze bariery i staniemy się jedną wielką grupą, tak jak wtedy na Madagaskarze!