Fundament mojego chrześcijaństwa

Sobota, II Tydzień po Narodzeniu Pańskim, rok I, 1 J 4,11-18

Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. Jeśli ktoś wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. My poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, iż będziemy mieli pełną ufność w dzień sądu, ponieważ tak jak On jest w niebie, i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.

 

Św. Klemens Aleksandryjski w komentarzu do dzisiejszego fragmentu listu św. Jana napisał krótko: „Koroną człowieka wierzącego jest miłość” – i właściwie takie lapidarne wyjaśnienie mogłoby nam wystarczyć. A jednak szczególnie w dzisiejszych czasach, nazywanych niekiedy ze względu na doświadczenie epidemiczne eufemistycznie „dniami korony”, warto pójść dalej za myślą św. Klemensa i uważnie rozejrzeć się pomiędzy wersetami pierwszego czytania. Nawet pobieżna lektura zdaje się prowokować do udzielenia kilku ważnych odpowiedzi na pytania o fundament mojego chrześcijaństwa.

Odmieniane przez autora na wszelkie sposoby słowo MIŁOŚĆ nie pozwala wejść jedynie w rolę widza (lub słuchacza) obserwującego żarliwość i zaangażowanie św. Jana, którego najważniejszym pragnieniem jest przekonanie sióstr i braci w Kościele o godności wybrania i umiłowaniu ich jako dzieci Boga. Nie można, a nawet nie wolno ulec pokusie, że przecież nie da się więcej słuchać o miłości, skoro życie biegnie swoim torem i często zwyczajnie nie istnieje szansa dopasowania codzienności do głoszonych treści Ewangelii. Trudno się również zgodzić na małostkowe wnioski o monotonii życia i fakcie, że „nie da się nic zrobić”, bo „tego się nie przeskoczy”, a poza tym łatwiej kochać nieprzyjaciół niż współbraci i współsiostry, którzy znają mnie na wylot i celnie odkrywają przede mną mnie samego. A jednak nie dziwi narastająca wewnątrz frustracja czy niezgoda na uniesienie prawdy, a przekonanie św. Jana, że sprawdzianem miłości jest wolność od lęku, zdaje się urągać doświadczeniu życia i zdrowemu rozsądkowi.

Dlatego wniosek św. Klemensa wynikający z wiary, że „Bóg jest miłością” (1J 4,16b), jest nam niezbędny, by wyciągnąć ręce ku Temu, którego panowanie nie wiąże się z poniżaniem nas, zgorszeniem naszą słabością, zaznaczeniem absolutnej władzy bez szansy na dialog czy wymuszaniem na nas czołobitności lub ślepego, bezmyślnego posłuszeństwa. Wyciągnąć ręce na znak tęsknoty i zaufania to prowokować Boga do poruszenia Serca i ukoronowania każdego z nas miłością, która się nigdy nie skończy.