Gdy Jezus wyrzucał złego ducha

Piątek, XXVII Tydzień Zwykły, rok I, Łk 11,15-26

 Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy. Lecz jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy, to przez kogo je wyrzucają wasi synowie? Dlatego oni będą waszymi sędziami. A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże. Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze wszystką broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda. Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza. Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: „Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem”. Przychodzi i zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów, złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy niż poprzedni». 

 

Jezus w swoim nauczaniu jest bardzo konkretny. Można by powiedzieć, iż nawet trochę się zdenerwował na lekceważący ton wypowiedzi osób obserwujących Jego działanie. Chrystus wyrzucając złego ducha, uwalnia człowieka od trudnego bagażu. Oczywiście nie wiemy, w jaki sposób dana osoba otworzyła się na obecność zła, jednakże Bóg człowieka nigdy nie przekreśla.

Zderzenie życia duchowego z fizycznością bywa czasami niezrozumiałe i trudne do przyjęcia. Z jednej strony ktoś spogląda ze zdziwieniem na stygmaty czy charyzmaty, a z drugiej dowiadując się o opętaniu czy zniewoleniu ktoś powie: mamy dwudziesty pierwszy wiek i takich spraw po prostu nie ma. Walka o nasze wnętrze, czyli wspomniany dom naszego serca, dokonuje się nieustannie. Niestety nie zawsze mamy tego świadomość. Zło bardzo powoli wkracza na salony serca, ale jednocześnie bardzo walczy o to, by tam maksymalnie długo pozostać. Cała rzeczywistość zagrożeń duchowych bywa czasami lekceważona, a niekiedy to właśnie w tej sferze poszukuje się siły i na przykład uzdrowienia.

Pojawiają się czasami osoby będące nawet w różnych grupa charyzmatycznych, które na własną rękę podejmują modlitwy o uwolnienie czy podobne praktyki. Pospolita prywata w tej posłudze krzywdzi także tych, którzy ją w sposób nierozważny stosują. Spotykam co pewien czas osoby będące ofiarami takich poczynań. W walce ze złem pokora i świadomość potęgi sakramentów jak i obecności Boga w swoim Kościele jest koniecznością.

Całkiem niedawno ktoś opowiadał o spotkaniu przy grillu osób z odnowy w Duchu Świętym. W rozmowie przy kiełbasce pojawiła się  sprawa dręczenia i wspólnota rozpoczęła omadlanie. Manifestacja złego nawet ich nie ostudziła w działaniu. Wiele razy Bóg pokazywał mi podczas modlitwy nad osobami dręczonymi z jak wielką mocą i łaską pochyla się na ludźmi. To zawsze umacnia wiarę, buduje również zaufanie wobec planu, jaki Bóg ma na nasze życie.