Homilia - Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy
Niedziela, Niedziela Palmowa, rok A, Mt 27,11-54
On odrzekł: "Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: "Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami". Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu . A gdy jedli, rzekł: "Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi". Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: "Chyba nie ja, Panie?" On zaśodpowiedział: "Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził". Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: "Czy nie ja, Rabbi?" Odpowiedział mu: "Tak jest, ty". A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: "Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje". Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: "Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego". Po odśpiewaniu hymnu wyszli ku Górze Oliwnej. Wówczas Jezus rzekł do nich: "Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei". Odpowiedział Mu Piotr: "Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię". Jezus mu rzekł: "Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz". Na to Piotr: "Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie". Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie. Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: "Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił". Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: "Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!" I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: "Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty". Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: "Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe". Powtórnie odszedł i tak się modlił: "Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!" Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: "Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca". Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu. Zdrajca zaś dał im taki znak: "Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!". Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: "Witaj Rabbi!", i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: "Przyjacielu, po coś przyszedł?" Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go. A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: "Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?" W owej chwili Jezus rzekł do tłumów: "Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pojmać. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pochwyciliście Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków". Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli. Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik. Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i zeznali: "On powiedział: "Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować". Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: "Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?" Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: "Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?" Jezus mu odpowiedział: "Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich". Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: "Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?" Oni odpowiedzieli: "Winien jest śmierci". Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: "Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?" Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: "I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem". Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: "Nie wiem, co mówisz". A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: "Ten był z Jezusem Nazarejczykiem". I znowu zaprzeczył pod przysięgą: "Nie znam tego Człowieka". Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: "Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza". Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: "Nie znam tego Człowieka". I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: "Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz". Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. A gdy nastał ranek, wszyscy arcykapłani i starsi ludu powzięli uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go zgładzić. Związawszy Go zaprowadzili i wydali w ręce namiestnika Piłata. Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieci srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: "Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną". Lecz oni odparli: "Co nas to obchodzi? To twoja sprawa". Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się. Arcykapłani zaś wzięli srebrniki i orzekli: "Nie wolno kłaść ich do skarbca świątyni, bo są zapłatą za krew". Po odbyciu narady kupili za nie Pole Garncarza, na grzebanie cudzoziemców. Dlatego pole to aż po dziś dzień nosi nazwę Pole Krwi. Wtedy spełniło się to, co powiedział prorok Jeremiasz. Wzięli trzydzieci srebrników, zapłatę za Tego, którego oszacowali synowie Izraela. I dali je za Pole Garncarza, jak mi Pan rozkazał. Jezusa zaś stawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: "Czy Ty jestś królem żydowskim?" Jezus odpowiedział: "Tak, Ja nim jestem". A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: "Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie?" On jednak nie odpowiedział mu na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił. A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat: "Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?" Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. A gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego przysłała mu ostrzeżenie: "Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu". Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: "Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił?" Odpowiedzieli: "Barabasza". Rzekł do nich Piłat: "Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?" Zawołali wszyscy: "Na krzyż z Nim!" Namiestnik odpowiedział: "Cóż właściwie złego uczynił?" Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: "Na krzyż z Nim!" Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: "Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz". A cały lud zawołał: "Krew Jego na nas i na dzieci nasze". Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: "Witaj, Królu Żydowski!" Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie. Wychodząc spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego. Gdy przyszli na miejsce zwane Golgotą, to znaczy Miejscem Czaszki, dali Mu pić wino zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał pić. Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. I siedząc, tam Go pilnowali. A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: "To jest Jezus, Król Żydowski". Wtedy też ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami, mówiąc: "Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!" Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: "Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: "Jestem Synem Bożym"". Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani. Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eli, Eli, lema sabachthani?", to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: "On Eliasza woła". Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: "Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić. A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: "Prawdziwie, Ten był Synem Bożym". Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza. Pod wieczór przyszedł zamożny człowiek z Arymatei, imieniem Józef, który też był uczniem Jezusa. On udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Wówczas Piłat kazał je wydać. Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł. Lecz Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu. Nazajutrz, to znaczy po dniu Przygotowania, zebrali się arcykapłani i faryzeusze u Piłata i oznajmili: "Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: "Po trzech dniach powstanę". Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: "Powstał z martwych". I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze". Rzekł im Piłat: "Macie straż: idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie". Oni poszli i zabezpieczyli grób opieczętowując kamień i stawiając straż.
Golgota jest miejscem, na którym poznajemy Boga mocnego i słabego zarazem. Ten, który kocha, jest równocześnie mocny i słaby. Różne osoby przyszły pod krzyż. Są tacy, którzy przyszli zobaczyć, co się ciekawego wydarzy. Obecność pod krzyżem wymaga współodczuwania, współcierpienia, z którego płynie poznanie tajemnicy Krzyża. Jezus pozwolił sobą dysponować. Pozwolił się ukrzyżować, żeby ludzie poznali Jego miłość. Nie można przekonać niektórych do miłości Boga, jeśli Go wpierw nie zaatakują, nie upokorzą.
Królowanie jest przyjmowaniem upokorzenia od tych, których się kocha. Czyż upokorzony nie jest bardziej przekonywujący od tego, któremu wszystko układa się w życiu pomyślnie? Czyż upokorzony, głodny, cierpiący, nie ma nam więcej do powiedzenia, niż ten, który jest zawsze i przez wszystkich szanowany, niedoznający bólu, głodu, niedoświadczający trudu cierpienia? Upokorzenie jest możliwe do przyjęcia i przeżycia zasadniczo wówczas, kiedy człowiek kocha. Doświadczanie upokorzenia wówczas nie niszczy, lecz daje cierpliwość, wyrozumiałość, męstwo i sens tego, co robię dla drugiego.
Królowanie, to panowanie nad sobą. Jeśli to potrafimy, to będzie nam również dana umiejętność nie upokarzania innych. Upokarzamy, gdyż nie nosimy w sobie tej umiejętności panowania nad tym, co nazywa się pragnieniem, potrzebą, spodziewaniem się, oczekiwaniem czegoś w nadmiarze, zarówno od innych, jak i od siebie.
Łotr, mówiący do pana: "Wybaw siebie i nas", nie panuje nad cierpieniem, bólem, rozczarowaniem, że tak trzeba to życie zakończyć. Nie czyni się winnym tego, jak żył. Gdy człowiek nie poczuwa się do winy, cierpi więcej niż ten, w którym jest przyznanie się do "nie przestrzegania dróg Pańskich". Drugi łotr również cierpi, lecz ma poczucie własnej winy. Dokonuje prawdziwej oceny swojego życia i życia osób, z którymi przyszło mu żyć. Rozsądek ujawnia się w stwierdzeniu, że jakiś problem, trudność słusznie mnie spotyka, ponieważ nie zachowałem w życiu zasad, reguł, które porządkują życie. "My ponosimy słuszną karę, za nasze grzechy, ale On nic złego nie uczynił".
Nie jest zdemoralizowany ten, który potrafi zło nazwać złem, a dobro nazwać dobrem. To jest wielkość. To świętość. Łotr dojrzewał do takiego przejrzenia. W sytuacjach związanych ze zbliżającą się śmiercią, można złorzeczyć, ale można też opanować swoją frustrację, korzystając z bliskości Chrystusa, wygrywając życie uznaniem winy. Można być blisko Jezusa, a równocześnie tak daleko od Niego, jak było w to w przypadku złego łotra. Bliskość Boga nie zapewnia jeszcze mądrości naszym decyzjom. Frustracje, bunt, gniew potrafią być tak silne, że zaślepiają osobę, która karmiła się tymi namiętnościami. Można jedynie mieć nadzieję, że Chrystus wobec łotra odniósł te same słowa, które dotyczyły tych, którzy Go ukrzyżowali: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią".
Jezus modlitwą obejmuje żołnierzy, którzy ukrzyżowali trzech skazanych - oni nie wiedzą, co czynią. Modlitwą obejmuje tych, którzy skazali Go bezpośrednio: Judasza, Sanhedryn, Piłata. Oni nie wiedzą, co czynią. Oni stracili rozum. Będąc nieprzyjaciółmi Boga, sądzili, że oddają Bogu chwałę, wydając Jezusa na śmierć. Modlitwa Jezusa obejmuje każdego człowieka, który grzeszy. Człowiek nie wie w pełni tego, co robi. Nie zdaje sobie sprawy z rozmiaru zła swojego czynu, osądu. Czy mamy taką świadomość, że jesteśmy objęci tą modlitwą? Modlitwa jest owocem miłości objawiającej się na krzyżu, żebyśmy z Jezusem tak się modlili do Ojca. Ta modlitwa uznaje zło. Usprawiedliwienie grzechu nie polega na pomniejszeniu zła, lecz na braniu zła na siebie. Gdy widzimy, że nasze czyny ranią innych, to także czyny innych ranią nas, choć oni tego nie zamierzali wprost. Niekiedy przypisujemy innym złą wolę, złą intencję.
Co jest moim krzyżem? Z Jezusem są ukrzyżowani dwaj zbrodniarze. Oni uosabiają dwa rodzaje znoszenia cierpienia. Jeden z nich uznaje swój krzyż: My sprawiedliwie cierpimy za..., ale On nic złego nie uczynił. Inny cierpi bez sensu, cierpi w buncie. Nie widzi tego, co zrobić z tym cierpieniem. Wtedy rodzi się bunt. Istotą buntu jest próba odrzucenia cierpienia, przerzucenia na kogoś innego. Przerzucanie na drugiego, to jakby rozlanie cierpienia.
Ważne jest odkrycie tych miejsc, w których cierpieliśmy bez sensu. Bunt, robienie awantur, konflikty, oszczerstwo, oburzenia, to reakcja na cierpienie. Potrzeba odczuć bezsens rozlewanego cierpienia. Dostrzec, że jest w nas pokusa pomnażania cierpienia. Robienie piekła wszędzie, wciąganie innych w swoje własne piekło. Czy rozlewam to piekło, które mam w sobie? Tak przeżywając cierpienie, nie widzimy jego związku z grzechem i odpowiedzialnością.
My sprawiedliwie cierpimy za nasze uczynki. Tu jest związek cierpienia z osobistym grzechem. Wszystkie cierpienia mają związek z grzechem, ale nie zawsze osobistym. Zabiegajmy o światło w rozeznaniu naszego cierpienia. Gdy jest pycha, uraz, lęki, bunt - to rodzi cierpienie, ale nie ku nawróceniu, lecz ku znoszeniu. Ja słusznie cierpię za swoje grzechy (Za które grzechy słusznie cierpię?). Istnieje cierpienie niezależne od naszych postaw. One są dopuszczone przez Boga. Jezus cierpi, choć nic złego nie uczynił. Takie cierpienie upodabnia do Jezusa. Ono wzywa do zjednoczenia z Jezusem, naśladowania Go w Jego krzyżu. Zadawanie innym cierpienia, by pomóc im do zbawienia, jest przewrotnością diabelską. Narażanie siebie na cierpienie, żeby być świętym, to przewrotność diabelska. Jezus nie pragnie cierpienia. On pragnie być wiernym Ojcu. Po rozeznaniu grzechu, winno być rozeznanie cierpienia. Co jest we mnie źródłem cierpienia? Dobry łotr rozeznał swój krzyż i rozeznał zbawczy krzyż Jezusa.
Cierpienie, które ma związek z własnym grzechem, to nie jest cierpienie Jezusa, to nie jest krzyż Jezusa, lecz własny. Gdy cierpimy jak łotr, to jest tu wezwanie do nawrócenia z grzechu. Należy dążyć do wyzwolenia z cierpienia, które niesie mój grzech. Gdy uświęcamy cierpienie, które niesie mój grzech, to jest to rodzaj cierpiętnictwa. Cierpienie moje nie posiada w sobie zbawczej mocy. Tylko cierpienie Jezusa ma moc zbawczą. To łaska Boga czyni z cierpienia miejsce pojednania. Te cierpienia, które nie mają bezpośredniego związku z grzechem, one mogą być krzyżem Jezusa.
Ojcze, w ręce Twoje, oddaję ducha Mego. Ojciec łączy całe życie Jezusa. Imię Ojca spaja całą Jego działalność: Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Bezwarunkowe oddanie Ojcu jest treścią życia Pana, Jego pokarmem. Jezus jednoczy się z Ojcem również w swoim człowieczeństwie. Krzyż, miejsce przeklęte, staje się miejscem spotkania z Ojcem i miejscem naszego zbawienia. Podobnie i moja słabość, może być miejscem mojego spotkania się z Bogiem.
Lekkomylność, głupota sprawiają, że wyrządzamy sobie nawzajem cierpienie. Nasze rany bywają długo otwarte, boleśnie przeżywamy swój czas. Delikatne dotknięcie ran powoduje dotkliwe cierpienie. Wrażliwość, nadwrażliwość, urazowość często nam towarzyszy. Urazowość jest wielka i z tym trzeba coś zrobić. Albo podatność na zranienia będzie nas niszczyć, będzie powodem konfliktów, albo będzie wykorzystana inaczej.
Należy być świadomym podatności na zranienie. Warto zobaczyć, że w tym jest zawarte niebezpieczeństwo: bunty wobec Boga, agresywne nastawienie do innych, zamykanie się w sobie. Podatność na zranienie jest ludzkim krzyżem. Krzyż może być tajemniczym miejscem spotkania z Ojcem, wzorem Jezusa. To, co jest przekleństwem życia, to, co należałoby wyeliminować, może stać się miejscem ofiarowania siebie. Nie należy unikać konfrontacji z podatnością na zranienie. Natomiast ważne jest to, byśmy pytali, co cierpienie robi ze mną, albo - co ja robię z moim cierpieniem. W każdym cierpieniu możliwe jest wyjście Jezusa: Ojcze, w ręce Twoje oddaję moje życie, moje cierpienie.
Przebicie włócznią, wymuszenie śmierci Jezusa było wątpliwym zwycięstwem Żydów. Stąd chcieli szybko sprzątnąć sprzed oczu ciało Jezusa wiszące na krzyżu. Żołnierze, przebijając bok Jezusa, skrupulatnie potwierdzili zgon. Przebicie włócznią jest ostatnią raną zadaną Jezusowi. Otwarty bok i Jezusowe słowo: Pragnę - to zaproszenie do miłości, do przyjęcia Jego Wcielenia, człowieczeństwa, nauki, nieludzkiej męki i śmierci - jako znaku miłości, prawdziwego życia. W rozmowie z Ojcem, prośmy, byśmy w jakiejś formie mogli powtórzyć te słowa: "Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego". By dojrzała w nas świadomość powierzenia swojego życia przez śmierć. Jezus nie broni życia, lecz je oddaje. Żeby dobrze umrzeć, trzeba komuś powierzyć swoje życie. Żeby dobrze żyć, trzeba komuś powierzyć swoje życie. Człowiekowi nie można powierzyć swojego życia. Prośmy, byśmy coraz głębiej doświadczali Boga, jako Ojca, który dał nam życie.