I nadziwić się nie mogę…?

Wtorek, 6 Niedziela Wielkanocna, rok I, J 16,5-11

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Teraz idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: «Dokąd idziesz?» Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu, bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś, bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie, bo władca tego świata został osądzony”.

 

Jak to jest możliwe, że odejście Jezusa może być korzystne? To pytanie już od jakiegoś czasu nurtuje moje serce. Wydaje mi się, że czasami człowiek musi poczuć, że „Boga nie ma”. Musi przekonać się, że o własnych siłach nic nie może uczynić. Musi nacieszyć się chwilami, gdy ma Jezusa blisko siebie. Bo dopiero kiedy mi czegoś w życiu zabraknie, to doceniam, jaki to był dla mnie wielki skarb. Czy zdajesz sobie sprawę, że twój skarb jest tak blisko…?