Ja ci wierzę!

Są takie tematy, które zajmują tylko na chwilę. A są takie, od których uwolnić się jest bardzo trudno. Dla mnie takim tematem jest kwestia seksualnego wykorzystywania dzieci. Niestety mam wrażenie, że społecznie temat ciągle spychany jest na margines. A to błąd.

Na samą myśl o tym, że ktoś dorosły mógłby zrobić krzywdę mojemu dziecku, wzbiera we mnie złość. Choć sporo na ten temat przeczytałam, odbyłam godziny rozmów ze specjalistami, ciągle nie potrafię zrozumieć, dlaczego ktoś, kto jest dorosły, kto z definicji powinien chronić dzieci, w tak brutalny sposób je krzywdzi, dodatkowo jeszcze uwodząc, manipulując i przedstawiając zło jako dobro. Co siedzi w głowie takiego człowieka? Czy naszą reakcją na takie działania ma być tylko oburzenie albo niestety częściej niedowierzanie, bagatelizowanie czy – nie daj, Boże! – tłumaczenie, że nic się nie stało albo że dziecko szybko zapomni, ewentualnie usprawiedliwienie, że „chłop musiał” (to nie żart, to ponura rzeczywistość)? Nasza bierność w tej kwestii, brak uważności tylko tej krzywdzie sprzyjają. Statystyki dotyczące kwestii wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży niestety rosną. Najwyższa pora, by uświadomić sobie, że statystycznie w jednej szkolnej klasie dwoje lub nawet troje dzieci doświadczyło jakiejś formy wykorzystania seksualnego – a jest ich cały wachlarz, od z pozoru niewinnych zachowań, po brutalny gwałt.

Informacje na temat kolejnych przypadków nadużyć seksualnych wobec dzieci i młodzieży regularnie pojawiające się w mediach, kolejne książki na ten temat, a także wiele, często przypadkowych, rozmów uświadamiają, że mamy do czynienia z epidemią. Bywa, że jesteśmy już zmęczeni i znużeni tym tematem. Jako reakcja obronna pojawia się w naszej głowie myśl: „Przecież mojego dziecka to nie dotyczy. Ono jest bezpieczne”. Czy na pewno? Czy jesteśmy w stanie w stu procentach zapewnić naszym dzieciom bezpieczeństwo? W dzisiejszych czasach, w których życie najmłodszych równolegle przebiega w dwóch światach – realnym i wirtualnym – wcale nie jest to takie proste. I sama, choć mam sporą wiedzę na ten temat, wcale nie jestem tego taka pewna.

Czy więc jako rodzice jesteśmy na straconej pozycji? Niekoniecznie. Ciągle jeszcze to od nas zależy, czy zbudujemy z dzieckiem dobrą relację, czy damy mu uważność i poświęcimy czas. To wszystko są czynniki chroniące przed wykorzystaniem seksualnym. My rodzice – ale także wszystkie osoby, które mają kontakt z osobami małoletnimi – powinniśmy mieć wiedzę dotyczącą tego tematu. Powinniśmy wiedzieć, jak adekwatnie reagować na krzywdę i jak wspierać zranione w ten sposób dziecko. Jest to o tyle istotne, gdyż – jak przekonuje Ewa Kusz, jedna z najlepszych w Polsce, a na pewno w Kościele katolickim specjalistek od prewencji, z którą wspólnie wydałam książkę Ja ci wierzę – „tematyka wykorzystania seksualnego przypomina górę lodową. Na zewnątrz widać tylko jej szczyt, trudno więc oszacować, jak ona jest wielka”. Trzeba więc liczyć się z tym, że osób pokrzywdzonych będzie ujawniać się coraz więcej, a w związku z powszechną świadomością problemu sprawcy szukać będą coraz to nowych sposobów dotarcia do potencjalnych ofiar. Dlatego mając dziś tak dużą wiedzę o tym, jak bardzo wykorzystanie seksualne niszczy życie nie tylko konkretnej skrzywdzonej osoby, ale także jej najbliższych, a w konsekwencji całych społeczeństw, nie można być na tę tematykę obojętnym. Nie wolno wypierać tego tematu, zamiatać go pod dywan, chronić dobrego imienia instytucji, w której pracują sprawcy. I nie ma znaczenia, czy jest nim świetny nauczyciel, osiągający sukcesy trener czy zaangażowany ksiądz. To nie oni są ofiarami – choć wiele osób ciągle jeszcze tak uważa. Ofiarami są wykorzystane dzieci, które za to, co się wydarzyło, nie ponoszą winy. Dlatego tak istotne jest, by dać wiarę nie tylko tym, którzy zostali skrzywdzeni teraz, ale i tym, którzy krzywdy wykorzystania doświadczyli wiele, wiele lat wcześniej, a przez całe życie trzymali to zdarzenie w tajemnicy. Osoby pokrzywdzone nie oczekują litości, moralizowania czy przekonywania, że jakoś to będzie, że wszystko się ułoży. One oczekują – i ta kwestia wraca w wielu rozmowach z osobami skrzywdzonymi – że przede wszystkim zostaną wysłuchane, że ktoś w końcu im uwierzy. Dlatego naszą reakcją na krzywdę osoby wykorzystanej powinny być słowa: „Ja ci wierzę, chcę ci pomóc”. Proszę mi wierzyć, można to zrobić. I to na różne sposoby. A jednym z nich jest inicjatywa postu i modlitwy za osoby pokrzywdzone w Kościele. W pierwszy piątek Wielkiego Postu, w tym roku 24 lutego, Kościół wzywa do tego, by te wszystkie osoby ogarnąć modlitwą. „Niczym św. Weronika ocierająca umęczone Oblicze Chrystusa, otrzyjmy chustą modlitwy i pokuty cierpiące twarze naszych sióstr i braci, których życie naznaczone jest dramatem wykorzystania” – zachęca abp Wojciech Polak, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży. I apeluje, by tworzyć wspólnotę ze Zranionymi. Nie tylko skrzywdzonymi w Kościele, ale także w każdym innym miejscu, bo ta krzywda zawsze boli i zawsze zostawia rysę na życiu skrzywdzonego człowieka, a nierzadko także i jego najbliższych.