Jak dobrze znasz swojego nastolatka?
KAŻDY W SWOIM ŚWIECIE BEZ POMOSTÓW DO ŚWIATA INNYCH
Jak dobrze znasz swojego nastolatka?
Ja mam w domu jednego nastolatka (i troje dzieci jeszcze oczekujących na ten wiek), ale za to na co dzień spotykam wielu takich osobników w szkole, tzn. w mojej pracy. Wiem, piszę trochę tak, jakbym pisała o „obcych”, o istotach z innej planety. Ale czy nie mamy czasem wrażenia, że właśnie tak się zachowują? Wchodząc w nowy okres swojego życia, zaczynają inaczej reagować na wiele sytuacji, ale też na ludzi z najbliższego otoczenia. Świat wydaje im się inny niż do tej pory, zupełnie tak, jakby widzieli go po raz pierwszy. Wiele rzeczy odkrywają na nowo i nie są one już oplecione dziecięcą wyobraźnią czy owiane tajemnicą znaną tylko dorosłym. Ten nowy świat jest odarty z kolorów, fantazję zastępuje szara rzeczywistość i sami uświadamiają sobie, że nikt nie widzi w nich już słodkiego dzieciaczka, jakim do niedawna byli. Muszą wykreować samych siebie na nowo, wybrać jakiś kierunek, swój styl spośród tych wszystkich, które obserwują w mediach i w otoczeniu.
Młodzi ludzie próbują się jakoś w tym wszystkim odnaleźć. Często się gubią i stają się przewrażliwieni na punkcie swojej osoby, z którą muszą się na nowo zaprzyjaźnić, co nie zawsze się udaje. Dobrze by było, gdyby mieli w tym czasie wsparcie dorosłych, którzy przecież sami już przez to przechodzili. Dużo daje rozmowa i wyjaśnienie, będące niejako wyprzedzeniem wydarzeń, które niedługo nastąpią. My, rodzice, powinniśmy przecież wiedzieć, co nas czeka w związku z wchodzeniem dziecka w wiek młodzieńczy. Wiedza jest połową sukcesu. Obecnie mamy wiele możliwości, aby trochę o tym poczytać czy też posłuchać – dokształcić się, ale też przypomnieć, co działo się w naszych głowach, gdy byliśmy w tym wieku. Dzięki temu będziemy mogli przygotować siebie samych i nasze dziecko na to, co będzie się działo.
Co nam to da? Oczywiście nie zmienimy i nie zawrócimy całego procesu dojrzewania. Jednakże nasz nastolatek będzie wiedział, że my jesteśmy świadomi, że nam zależy, że rozumiemy, co się dzieje (nawet jeśli nie rozumiemy konkretnie jego wewnętrznych problemów) i zawsze jesteśmy gotowi, aby go wesprzeć. Będziemy też mieli, o co się zaczepić po burzliwej wymianie zdań, może po kłótni, dlatego że wcześniej wyłożyliśmy karty na stół. Zrozumienie bowiem wcale nie oznacza zgody na wszystkie przeróżne zachowania i reakcje. Nie zezwala na swobodę, którą można wytłumaczyć wiekiem i dojrzewaniem. Wręcz przeciwnie, daje możliwość wcześniejszego ustalenia takich granic, które dają przestrzeń na odreagowanie emocji własnych i nastolatka, ale jednocześnie nie dają prawa do łamania zasad obowiązujących w domu. Może uda nam się wtedy uniknąć tekstów typu: dopóki mieszkasz w moim domu... Naprawdę warto to wszystko obgadać wcześniej.
Tyle że trudno jest wspierać kogoś, kogo nie znamy i z kim nie zbudowaliśmy wcześniej właściwych relacji. Nie można wejść w czyjeś życie nagle, na siłę i próbować go przekonać, że jesteśmy pełni dobrej woli, otwarci na zmiany i gotowi do współpracy. Nasze dzieci są „nasze” do czasu, a ten czas szybko mija. Jeśli nie zadbamy o to, aby zaistnieć i dobrze zapisać się w życiu małego dziecka, nie będziemy mieli argumentów, aby być obecnym w życiu nastolatka. To jest trochę jak z tym przysłowiem: Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Jeśli nie zbudujemy relacji z naszymi dziećmi odpowiednio wcześnie, nie pojawią się one później na zawołanie. Nasze zachowanie, nawet jeśli będzie naprawdę wynikało z dobrych intencji, wzbudzi raczej niepewność i podejrzliwość niż zaufanie.
Zacznijmy od muzyki
W zeszłym roku zadano mi ciekawe pytanie, które tak mnie uderzyło, że musiałam się chwilę nad nim zatrzymać, aby zrozumieć, o co chodzi. Było reakcją na moją uwagę, że słuchawki wetknięte w uszy mogą uszkodzić słuch. Zawsze w takiej sytuacji zaczyna się dopytywanie, jak to jest u mnie w domu i na co ja pozwalam moim dzieciom. Gdy powiedziałam, że moje dzieci nie mają takich słuchawek, padło właśnie owo pytanie: To jak pani dzieci słuchają muzyki? W głowie zobaczyłam wtedy obrazy z mojej młodości: gdy jechaliśmy z rodzicami do babci i słuchaliśmy wspólnie Czesława Niemena lub Marka Grechuty, gdy razem z braćmi włączaliśmy na cały dom płytę Prodigy, gdy pogrążona w „dole egzystencjalnym” słuchałam Starego Dobrego Małżeństwa lub Nicka Cave'a, no i te wszystkie teledyski oglądane dzięki kablówce na kanałach MTV lub VIVA. W uszach zaś słyszałam różne komentarze rodziców: skąd wzięłaś tę kasetę? O matko, co to za łomot! Ścisz to, bo sąsiedzi przyjdą! I wiele innych, ale nigdy nie słyszałam, że mam wyłączyć muzykę.
W jak wielkiej izolacji żyją dziś młodzi ludzie (choć na pewno nie wszyscy) – pod jednym dachem ze swoją rodziną, ale raczej obok siebie niż ze sobą. Mijają się, wychodząc na zajęcia dodatkowe, do szkoły i pracy, a potem idąc każdy do swojego pokoju. Każdy w swoich słuchawkach na uszach i w swoim świecie – dosłownie i w przenośni. Taka prosta rzecz jak muzyka. Ilu rodziców wie, czego słucha ich dziecko? Uwierzcie mi, że uczniowie byli zdziwieni, gdy powiedziałam, że my w domu i w samochodzie słuchamy głośno muzyki, takiej, na jaką właśnie mamy nastrój. Do tego głośno śpiewamy, a czasem tańczymy. Potrafimy się dogadać lub ustąpić, jeśli ktoś chce posłuchać czegoś innego. Już samo to uczy szukania porozumienia.
A znajomi naszych dzieci? Czy znamy ich twarze? Czy rozpoznalibyśmy ich na ulicy? Znamy ich imiona? W czasach bez komórek kolega lub koleżanka musieli przyjść do domu, powiedzieć: dzień dobry i zadać podstawowe pytanie: Czy Kasia jest w domu? Czasem później następowało kolejne: A czy może wyjść? Dzisiaj wydaje się to śmieszne, ale ile dawało dzieciom możliwości do rozwoju społecznego. Musiały rozmawiać z dorosłymi, niekiedy próbowały ich przekonać: Proszę pani, my naprawdę będziemy się uczyć, niech pani się zgodzi! Dziś wydaje się, jakby dzieci żyły w innym, równoległym świecie wobec świata dorosłych z ich najbliższego otoczenia. A my? My ciągle wzdychamy: Ach ta dzisiejsza młodzież.
Warto zapytać siebie samych: w jakim miejscu jestem teraz w relacjach z moim dzieckiem? Czy jeszcze mam czas na to, aby je lepiej poznać i aby dać się poznać od innej strony? Może teraz jest dobry moment na to, aby przestać jedynie dyscyplinować i wyznaczać miejsce, a zamiast tego spróbować odnaleźć to, co nas łączy, i to, czym się różnimy. A później? Docenić ten czas i dobrze go wykorzystać – dopóki jeszcze możemy.