Jakub Bartczak - ksiądz z hiphopową duszą, cz. 2 (wywiad)
ANNA SOSNOWSKA: Jak Ksiądz traktuje swoją hiphopową działalność?
KS. JAKUB BARTCZAK: To przede wszystkim pasja, część mnie. Mam możliwość nagrywania takich utworów, wiem, o co w hip hopie chodzi, wiec to robię. I bardzo to lubię.
A nie próbuje Ksiądz w ten sposób także ewangelizować?
No pewnie tak.
Dopytuję o to, ponieważ widziałam nagrania z kilku Księdza koncertów i wydaje mi się, że taki rodzaj przekazu, mówiąc żargonem dziennikarskim, „żre”. Ludzie reagują na Księdza bardzo pozytywnie.
To prawda i muszę powiedzieć, że już kilka razy się nad tym zastanawiałem. Osobiście znam wielu niesamowitych księży, megautalentowanych czy robiących niesamowite rzeczy, a jednak oni nie istnieją w przestrzeni publicznej, za co niektórzy mają nawet do nich pretensje, bo na pewno mogliby zmienić wizerunek Kościoła.
Więc dlaczego się „chowają”?
To chyba wynika z tego, że Pan Bóg podarował nam coś o wiele bardziej niezwykłego i tego nie da się zmierzyć kategoriami, czy „żre”, czy nie „żre”. Relacja z Panem Bogiem, Ewangelia - niezmienna od dwóch tysięcy lat – dają nam wolność wewnętrzną od takiego sposobu myślenia. Mój pierwszy proboszcz - starszy, świetny ksiądz! – mówił, że bycie kapłanem w wielu sytuacjach nie jest wcale łatwe, bo ludzie nas chwalą, kiedy my chwalimy ich. Ale są przecież takie momenty, kiedy nie możemy tego zrobić. Jeśli próbuję w kimś poruszyć sumienie, to nie da się powiedzieć, że wtedy też „żre”, tylko to jest po ludzku bardzo trudna sytuacja.
Zdarzało się Księdzu, że po koncercie ktoś przychodził i mówił: chcę się wyspowiadać?
Tak. Dostaję też teraz dużo niesamowitych listów, w których ludzie piszą, że moja muzyka otwiera ich na Pana Boga. Tylko że ja traktuję te hiphopowe działania jako takie pierwsze zapraszanie, a już od tego człowieka zależy, czy wejdzie w głębię - w to, co może jest trudniejsze, ale i piękniejsze.
Ksiądz pokazuje inną, bardziej przyjazną niż ta znana z przekazów medialnych, twarz Kościoła. To chyba dobry wstęp do rozmowy o wierze, Bogu?
Mam wrażenie, że ludzie, którzy odeszli od Kościoła - a przecież większość Polaków jest ochrzczonych - szukają czasem pretekstu, żeby do niego wrócić. Dla części z nich moje koncerty mogą stać się takim pretekstem, bo oni sobie myślą: skoro ten ksiądz robi takie rzeczy, to w sumie jest jednym z nas, więc może nie będzie głupie, jeśli potem pójdę z nim pogadać.
A podobno miał Ksiądz wcześniej obawy, czy ludzie nie potraktują Księdza – tu cytat – „jak pajaca w sutannie”?
No tak, bo dla mediów siłą rzeczy jestem jakimś zjawiskiem, oryginałem.
Przeszkadza to Księdzu?
Nie, ale mam wrażenie, że media dopasowują ujęcie tematu do aktualnie panującej „koniunktury”. W zeszłym roku, kiedy pojawił się mój pierwszy teledysk, niektóre z mediów świeckich próbowały zrobić ze mnie rewolucjonistę, starającego się doprowadzić w Kościele do jakiegoś wyłomu.
„Ksiądz rewolucjonista” – to byłby fajny nagłówek!
Dlatego my, księża jesteśmy czasem nieufni w stosunku do mediów.
Ksiądz – takie mam poczucie – mocno pilnuje swojej kapłańskiej tożsamości. W teledyskach czy na koncertach występuje Ksiądz w sutannie, nie zgodził się też Ksiądz na żaden artystyczny pseudonim.
To prawda, że teraz bardzo pilnuję mojej tożsamości, ale wcześniej także musiałem jej bronić, więc jestem już zaprawiony w boju (śmiech). Chociaż w czasie seminarium kazano mi zerwać kontakty z kumplami hiphopowcami, to siłą rzeczy spotykałem ich w okresie ferii czy wakacji i wtedy ciągle musiałem odpowiadać na pytania o Boga, o to, co ja wyprawiam, dlaczego tak wybrałem. To wszystko ugruntowało mnie w kapłaństwie, ale potrzebowałem na to trochę czasu. Właśnie dlatego z hip hopem też objawiłem się dopiero po kilku latach bycia księdzem.
A jak na Księdza muzyczną działalność reaguje biskup, proboszczowie, koledzy w kapłaństwie?
Bardzo się staram, żeby to, co robię, nie miało wpływu na moją zwykłą posługę duszpasterską. To po pierwsze. Po drugie, jestem osobą na tyle towarzyską, że właściwie wszyscy mnie dobrze znają, więc wiedzą, z kim mają do czynienia. A po trzecie, zawsze pytam wielu ludzi o opinie czy proszę ich o radę – to dla mnie bardzo ważne. W tym gronie są osoby z kurii, moja mama i starsi księża - prawdziwy skarb Kościoła! To daje mi większą pewność, że robię coś dobrze.
To prawda, że przed publikacją pierwszego teledysku zaniósł go Ksiądz najpierw do kurii?
Tak, kolejny też. Jeżeli dyrektor wydziału duszpasterskiego mówi: to jest drętwe, to na pewno ma rację i ja to przyjmuję bez zmrużenia oka. Ostatnio jeden ksiądz mi powiedział, że on w ogóle nie rozumie takiej muzyki, że dla niego to w gruncie rzeczy jest trochę dziwne, ale słowa nie są niezgodne z nauczaniem Kościoła i naszą kapłańska tożsamością, więc spoko.
Nie spotkał się Ksiądz nigdy z zarzutem, że to jakieś fanaberie, „szołmeństwo”?
Nie, bo księża wiedzą, że Kuba ma związek z hip hopem.
Za chwilę ukaże się Księdza płyta pt. „Powołanie”. Co na niej znajdziemy?
Generalnie jest to rap megachrześcijański, kawałki, które - jak to moi koledzy z osiedla ładnie określali - ryją banię: o spowiedzi, o Kościele, o tym, skąd wziął się grzech, dlaczego chodzić na mszę. Czyli wszystko o Panu Bogu. Najwyraźniej zrobiłem się monotematyczny, ale w sumie Pan Bóg to temat rzeka i nie umiem już pisać o niczym innym (śmiech).
Sporo rozmawiamy o muzyce, ale przecież na co dzień jest Ksiądz tak zwanym zwykłym księdzem. Zmienił Ksiądz niedawno parafię – czym Ksiądz się tam zajmuje?
Uczę katechezy w podstawówce i zerówce.
Ma Ksiądz też pod swoją opieką szpital. Napisał ksiądz na Facebooku, że to kozacka posługa. Serio?
Serio, to jest naprawdę super.
Ale wielu księży traktuje wyjścia do szpitala raczej jako karę, bo to przecież kawał ciężkiej duszpasterskiej roboty.
Eee, nie wydaje mi się. Ja musiałem przejść casting u księdza proboszcza (śmiech). Przecież każdy by chciał chodzić z Komunią świętą do chorych.
Nie boi się Ksiądz tego?
Nie, chociaż przy okazji choroby mojego brata powiedziałem sobie, że moja noga nigdy więcej nie postanie w szpitalu, zwłaszcza na oddziale intensywnej terapii. Jednak potem pomyślałem: no dobra, mogę tam pójść, ale tylko jak będę księdzem. W szpitalu, którym opiekuje się nasza parafia, znajduje się wiele ciężkich przypadków, a ksiądz jest przecież tym, który może zanieść życie tam, gdzie została już tylko śmierć. Dlatego to kozacka posługa.
Przeczytaj pierwszą część rozmowy z ks. Jakubem
Ks. Jakub Bartczak jest wikariuszem parafii św. Elżbiety we Wrocławiu. Święcenia kapłańskie przyjął w 2007 r. Niegdyś był znany jako „Mane” i występował w dwóch hiphopowych grupach - Drugi komplet i Drutz. Niebawem ukaże się jego płyta z chrześcijańskim hiphopem pt.: „Powołanie” .
fot. YT/Pitah Production