Jestem wdzięczna!
Mówi się, że Polacy nie potrafią się cieszyć, ciągle narzekają, a jak coś świętują, to tylko martyrologię naszego narodu. Jest w tym z pewnością źdźbło prawdy. Choć współcześnie kładzie się nacisk, by raczej skupić się na dobrych stronach z zachowaniem pamięci o tym, co bolesne, i odebrać z trudnych doświadczeń lekcję. Ponadto prawdziwy chrześcijanin też raczej nie ma się tylko umartwiać, ale swoim życiem pokazywać wdzięczność i radość. A od czego zacząć? A może od zwykłej wdzięczności w swoim domu, rodzinie.
Świętowanie to jeden ze sposobów na naukę tradycji i zwyczajów rodzinnych, bliskości oraz właśnie wdzięczności. To przede wszystkim sposób na przeżywanie wielu ważnych i mniej ważnych dla rodziny chwil. Zazwyczaj w rodzinie do tego rodzaju świętowania mamy przeznaczonych tylko kilka konkretnych dni, jak święta Wielkiej Nocy, Boże Narodzenie, urodziny i imieniny, sylwester, może czasem Dzień Babci, Dziadka, Mamy czy Dziecka. A tak naprawdę okazji do świętowania może być mnóstwo. Nie trzeba od razu myć okien, robić generalnych porządków. Dzisiaj, co jest trochę smutne, nawet niedzieli nie świętuje się należycie. Ileż ludzi pracuje, nie licząc tych, którzy muszą, ale sama wiem, że w niektórych domach na weekend zostawiamy czasami prace domowe, odkurzanie, pranie. A brakuje nam niekiedy czasu na wspólny spacer, posiłek, rozmowy. Albo każdy sobie ją przeżywa osobno, nie uwzględniając reszty rodziny.
Do świętowania, jak się wydaje, nie potrzeba szczególnych okazji. W relacjach rodzinnych – bądź inaczej w miłości rodzicielskiej, małżeńskiej – czasem chodzi o to, by ze sobą być, by siebie zauważać i usłyszeć. Usłyszeć to, co dobre, umieć cieszyć się z najmniejszych sukcesów, jak również wtedy, kiedy starania okazują się trudne do przejścia bądź zupełnie nie dajemy rady. Chodzi mi tu głównie o wyrażanie wdzięczności, ale i o to, by znaleźć czas, by dany dzień uświetnić, uczynić go wyjątkowym.
Jeśli chodzi o pierwszy aspekt świętowania, to wdzięczność jest z pewnością tym, co każdy człowiek pragnie mieć i czuć. To przede wszystkim uznanie w oczach najbliższych, zauważenie naszych starań. Jak się okazuje, częściej skupiamy się na tym, co się nie udaje, w czym zawiedliśmy jako rodzice. Co gorsza, nasze czarnowidztwo niekiedy przenosi się na dzieci, nie pozwalając im się cieszyć z ich małych sukcesów czy po prostu odczuwać radości, nawet tej najmniejszej. W tym tkwi niebezpieczeństwo, że nasze dzieci same przestaną cieszyć się z tego, co kiedyś dawało im przyjemność, będą próbowały tylko nam ją sprawić, zupełnie wyrzekając się siebie. Będą chciały sprostać naszym oczekiwaniom, przypodobać się nam, by w końcu usłyszeć, że jesteśmy z nich dumni.
Rodzice też przyzwyczaili się do ciągłego bądź prawie ciągłego narzekania. W codziennych rozmowach przeważają – choć to zupełnie normalne – tematy o trudach rodzicielstwa, problemach w pracy, o niezrealizowanych planach i wyzwaniach. Nawet nasze marzenia są powodem do zmartwień, a nie pewnym celem, do którego warto czasem dążyć czy chociaż pomarzyć. Dlaczego by nie dostrzegać nawet w trudach tego, co nam się udało, co nas może inspiruje do nowych wyzwań, działań? Czemu nie być wdzięcznym za to, że macierzyństwo sprawiło, że jesteśmy lepsze, jeśli nawet czujemy, że niekoniecznie uda nam się zdobyć tytułu „Matki Roku”? Dlaczego czasem nie ugryźć się w język, kiedy nasze dziecko bez żadnego ponaglania posprząta pokój lub zje cały obiad bez większych problemów, i po prostu podziękować za to, że to wykonało? Wystarczy powiedzieć: „Dziękuję, że posprzątałeś”, a nie: „Dziękuję, że posprzątałeś. A nie można było tak zrobić wcześniej?".
Zresztą my czasem nawet nie umiemy przyjmować komplementów. Jak ktoś nam podziękuje, to uprzejmie mówimy, że to nic takiego, że wcale nie było tak trudno. A przecież dziękując, mówimy, że tak naprawdę dziękujemy za to, że zostaliśmy zauważeni, że to, co ktoś dla nas zrobił, było ważne, nawet jeśli byłaby to błahostka. Bądźmy wdzięczni za to, że ktoś zauważa nasze starania. Innym razem, kiedy usłyszymy, że ładnie wyglądamy, choć jeszcze widać pozostałości po ciąży, to po prostu podziękujmy. Samej mi się zdarza, by po słowie „dziękuję” od razu zaczynam się tłumaczyć ze swojego wyglądu czy ubrania. A dlaczego by nie przyjąć po prostu komplementu jako czegoś prawdziwego i szczerego? Czasem krągłości dodają uroku, czasem widok mamy w dresie jest wyrazem tego, że jesteśmy mamami zapracowanymi, oddanymi swoim dzieciom – nie zawsze muszą oznaczać zaniedbanie. Łatwo wpaść w taką pułapkę. Każda mama na swój sposób przeżywa rozterki związane ze swoim wyglądem czy stanem domu. To, że czasem odpuszczamy w imię innych priorytetów, jest wyłącznie naszą sprawą i tego, że umiemy same na siebie spojrzeć z uważnością i troską.
Innym rodzajem świętowania i wyrażania wdzięczności jest umiejętność robienia czegoś dla siebie, rodziny. Mogą to być małe przysługi bez oczekiwania czegoś w zamian. A także znajdowanie powodów, dla których czasem warto się odświętnie ubrać, przystroić dom, upiec ciasto. Powiem szczerze, że ostatnio sporo mieliśmy w domu niełatwych chwil. Kiedy w pewien sposób zaakceptowaliśmy zastany stan rzeczy, okazało się, że można w naszej codzienności odnaleźć powody do świętowania, czy jest to wieczór filmowy, czy może wizyta gości bądź my występujemy w roli gości u rodziny lub znajomych. Z każdej takiej sposobności wynosimy coś ubogacającego. Dzieci z kolei mają frajdę z tego, że mogą coś z nami zrobić słodkiego, przygotować pokój i stół. Nawet sprzątanie nie jest przykrym obowiązkiem, tylko okazją do rozmów. To nie jest tak, że ze wszystkiego robimy święto. Wiadomo, że co za dużo, to niezdrowo. Też nie chcemy, by te wyjątkowe dni czy czynności im spowszedniały. Chodzi bardziej o to, by same umiały odnajdywać wyjątkowość różnych czynności wykonywanych razem czy dla innych. Żeby wiedziały, że starania, uprzejmość i wspólna praca mogą przynosić radość i przyjemność.
Cieszę się, że wciąż mamy okazję, by pomimo naszych dzieci, móc nadal uczestniczyć w życiu towarzyskim. Nie jest łatwo. Czasem ich niechęć potrafi i nas zniechęcić. Czuję jednak wdzięczność, że macierzyństwo i rodzicielstwo mimo wszystko wypełniają w pewien sposób lukę w tym, czego czasem nam brakuje z czasów, kiedy nie było dzieci. Wiem, że w wielu domach kultywuje się wyrażanie wdzięczności na różne sposoby, zapisuje się to, za co jesteśmy wdzięczni, lub opowiada o tym. To pomaga wszystkim z całą pewnością pamiętać o tym, co dobre. To buduje atmosferę domu. A troska i szacunek wyrażone we współdziałaniu na pewno zaprocentują.