Jeszcze o Bożym Ciele

Precesja Bożego Ciała. Wstyd się przyznać, jak niegdyś – jeszcze jako małego chłopca – bardzo nudziły mnie tego typu uroczystości. Z wypiekami na twarzy oczekiwałem od rodziców informacji, czy na tegoroczne Boże Ciało pojedziemy gdzieś na krótki odpoczynek. W góry, do lasu, nad jezioro. A tam wiadomo… Przecież nie będziemy iść na procesję. Bo zwyczajnie żal czasu – skoro i tak jesteśmy tu tylko trzy dni. Tak było…

Dziś więc, gdy idę z moimi własnymi dziećmi w procesji Bożego Ciała po ulicach Warszawy, nie mam prawa oceniać wszystkich tych ludzi, którzy zamykają przed nami okna. Wszystkich tych, których tutaj z nami nie ma. Którzy raczej woleliby, aby ta procesja po prostu się nie odbyła. Bo głośno, bo ulice poblokowane, bo „narzucanie innym własnego zdania”, itd… 

Nie pamiętam tak krótkiej procesji w mojej rodzinnej parafii jak w tym roku. Momentami ze zdumieniem oglądałem się za siebie, aby sprawdzić, czy to na pewno wszyscy. Czy czasem zaraz ktoś nie pojawi się zza rogu. Bo przecież tam na pewno musi być jakaś dalsza część procesji. Bo przecież to niemożliwe, żeby było nas tu dziś tak mało. Przy słonecznej pogodzie, przy bezchmurnym niebie. Wszak zawsze były nas tu tłumy. Przecież tu z nami idzie po ulicach Król. Ktoś, komu – jak nikomu innemu – bardzo na nas zależy. Na każdym. Bez wyjątku. 

I tak, to prawda – automatycznie pojawiły się w sercu żal i złość. Pojawiły się uczucia pretensji. Pojawiło się tak dobrze mi znane ludzkie oskarżenie rzucane względem ludzi, którzy woleli zamknąć okna, aniżeli wyjść i oddać hołd Jezusowi. Na szczęście jest też Kościół. I są ludzie mądrzejsi ode mnie. Zaraz bowiem usłyszałem od kapłana, że przy całym smutku, jaki wzbudza w nas ten widok, mamy być solą. Nadal mamy ufać. Nadal mamy wierzyć, że właśnie do takiego miejsca posyła nas dzisiaj Jezus. Właśnie do takiego miasta, w którym jesteśmy dziś mniejszością. I że On to już dawno przewidział. I żeby Mu zaufać. Bo nawet w czytaniach słyszanych z czterech ołtarzy wynikało, że Bóg przecież wszystko przewidział. Jest już przed nami. Tam gdzie podążamy. Tam gdzie idziemy.

Nam zaś pozostaje tylko czynić to, do czego nas wzywa. Do czego nas powołuje.

I wiecie co? Momentalnie złość i żal minęły. Niczym ręką odjął. I nawet ta pretensja względem tych nieobecnych jakoś uleciała. Już jej nie było. Wszak czeka robota do wykonania. Nie ma co narzekać. Nie ma co biadolić. Trzeba iść i świadczyć. Może właśnie po to było mi tak potrzebne to tegoroczne Boże Ciało?