Jeżeli nie odejdę…

Wtorek, 6 Niedziela Wielkanocna, rok I, J 16,5-11

Jezus powiedział do swoich uczniów: Teraz idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: Dokąd idziesz? Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu - bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie - bo władca tego świata został osądzony.


    Dlaczego nie może pozostać z nami? Teraz, gdy nikt już nie jest w stanie mu cokolwiek zrobić, bo przecież mury przenika i w tylu miejscach pojawia się jednocześnie. Nauczyciel chce przysłać Pocieszyciela, kim On będzie? Czy będzie miał taka samą moc jak Jezus, czy będzie działał cuda jeszcze większe niż On? Mistrz z Nazaretu prosi, byśmy Mu po raz kolejny zaufali. Nigdy się na Nim nie zawiedliśmy. Trzeba tylko poczekać…

    Zapewne tak myśleli apostołowie, słuchając słów Jezusa. Lecz i dzisiaj do nas Jezus kieruje te same słowa. Zdarzają się chwilę w naszym życiu, kiedy pytamy: Jezu, dlaczego mnie opuściłeś, a może to ja Cię zgubiłem? Kiedy oddalam się od Ciebie przez grzech, wiem, że jesteś sprawiedliwym sędzią i wyrok Twój jest słuszny. Ale wiem, że miłosierdzie Twoje nad tym wszystkim odniesie triumf. Twoim śladami poszedł Jan Paweł II. Cieszyła nas jego obecność, żal i smutek ogarnął ludzi po jego śmierci. A on, zapatrzony w Mistrza, jeszcze więcej łask wyprosił ludziom po śmierci swojej, niż za życia. Wystarczyło poczekać…

Fot. sxc.hu