Kobieto, o czym marzysz?

Są marzenia jak małe zwierzęta. Miłe w dotyku, sympatyczne, takie mordy kochane. Potrafimy je jeszcze do siebie dopuścić. Głaszczemy je, przytulamy. I są marzenia jak duże zwierzęta. Podziwiamy je z daleka. Myślimy o nich, ale te myśli trzymamy zawsze na smyczy – na dużym dystansie. Boimy się dopuścić je do siebie. Nie oswajamy ich, nie związujemy się z nimi, bo już od pierwszej chwili, kiedy się pojawiły, nie wierzymy w ich możliwości, w ich spełnienie. Mówimy wtedy mniej więcej tak: „może warto by było jakoś spróbować”, „chciałabym”, „dobrzy by było, gdybym”. Niestety, z tego miejsca do miejsca „robię to” – droga jest bardzo daleka.  

O czym w ogóle marzą kobiety? O czym ty marzysz? Co jest twoim „miłym, oswojonym zwierzątkiem”, a co „podziwiasz z daleka”? Dlaczego na pewnym etapie życia wstydzimy się marzyć? Jak to się dzieje, że świat widząc, jak zaprowadzamy dzieci do przedszkola na kolejną wizytę u lekarza, dalej: w biegu po zakupy, do pracy, do domu –ten świat mówi do nas wyraźnie: nie bądź śmieszna z tymi marzeniami? I ostatnie: dlaczego ta mała, która w nas mieszka, nasze wewnętrzne dziecko, wierzy temu światu i powtarza za nim: no właśnie, nie bądź śmieszna!

Wieczorem 20 września 2015 roku do młodzieży kubańskiej zgromadzonej w Ośrodku Kultury im. Ks. Félixa Vareli w Hawanie Papież Franciszek mówił: "W obiektywizm życia musi wejść zdolność do marzenia. A młody człowiek, który nie jest w stanie marzyć, ograniczony jest do samego siebie, zamknięty jest w sobie. Wszyscy marzą o rzeczach, które nigdy się nie wydarzą ... Ale marz o nich, pragnij ich, poszukuj perspektyw, otwórz siebie. Otwórz się na rzeczy wielkie".

I dalej:

Czasami dajecie się ponieść i marzycie zbytnio, a życie odcina wam drogę. To nieważne. Marzcie. I mówcie o waszych marzeniach. Opowiadajcie, mówcie o wielkich sprawach, jakich pragniecie, bo najważniejsza jest zdolność do marzeń – a życie opuszcza cię w połowie drogi – tym większą drogę przebyłeś. A zatem przede wszystkim marzyć.

Ojciec Święty porusza tu bardzo istotną kwestię dotyczącą istoty marzeń, a jest nią już sama ich obecność w naszym życiu, ich pojawienie się. To ono często nadaje rytm codzienności, daje to coś, czego może nie zauważamy z perspektywy „tu i teraz”, ale coś, co wyraźnie się dzieje. Oczywiście postawa: „no dobrze, mam marzenie” może być mało inspirująca do tego, by z marzenia zrobić konkretny projekt, który zaczniemy realizować. Na kolejnym etapie przyjaźni z naszymi marzeniami koniecznie trzeba się zapytać: dlaczego ich nie spełniam?

No właśnie, kobieto dzisiejszego dnia, dlaczego nie spełniasz swoich marzeń? Lęki? Jakie? Złe doświadczenia? Rozbijanie się o wcześniejsze niepowodzenia? A może to nie są Twoje marzenia, skoro nie masz motywacji, by je spełnić? Jeśli nie Twoje, to czyje? Tej dziewczyny, którą kiedyś byłaś? Może faktycznie, naprawdę jest taka szansa, że utknęłaś przy pewnych niespełnionych marzeniach i nie potrafisz zrobić kroku w stronę innych?

Hm. Wydaje się, że to właśnie z powodu dobrze rozumianej miłości własnej warto się temu wszystkiemu przyjrzeć: „Będziesz miłował Pana Boga swego, a bliźniego swego, jak siebie samego” (Mk 12, 30-31). Twoje szczęście jest w Tobie – mówi John Powell: Czeka na ciebie większy świat i pełniejsze życie. Musisz do niego dorosnąć, przekraczając siebie.

Ksiądz Jan Kaczkowski w jednym z wielu udzielanych wywiadów na pytanie: Jakie ojciec ma marzenia?, odpowiedział: „Zbawić się. To jest jedyne podstawowe marzenie – osiągnąć zbawienie i jeszcze przed śmiercią nie zaryć mordą w jakieś moralne błoto.”

I jak tu nie wierzyć w spełnienie marzeń?