Kongo, ziemia męczenników, cz. 3.

Ostatnie piętnaście dni sierpnia

    Szef grupy patrzył uparcie na księży ponurym spojrzeniem, bez najmniejszego słowa, do momentu aż wszyscy spuścili wzrok ku ziemi. Następnie powiedział niemiłym głosem: Ludzie mówią, że wy „jesteście złymi księżmi. Będziecie wszyscy rozstrzelani”. Ksiądz Trausch milczy. „Dlaczego mielibyśmy być złymi księżmi? Pytał ksiądz Schuster. Spójrz! Ja dziś jestem już starym człowiekiem, gdy przybyliśmy do Konga, byliśmy jeszcze młodzi i przez cały czas naszego pobytu tutaj pracowaliśmy dla dobra tego kraju. Popatrz na te szkoły koło naszego domu, to my wybudowaliśmy je. A w Kisangani Szkoła Normalna, Seminarium i prawie wszystkie inne szkoły są wybudowane przez nas. Najmądrzejsi ludzie Konga, dyrektorzy szkół i inni byli moimi uczniami. W Kinszasie pięciu senatorów było wykształcanych przez nas. A ty mówisz, że my jesteśmy złymi księżmi!...”

    „Jeżeli to jest prawdą, odbąknął szef, trochę zażenowany, to ty zostaniesz tu z bratem zakonnym, a my zastrzelimy najpierw księdza Trauscha.” Szef wchodzi do wozu z księdzem Trauschem i odjeżdża z nim… Ksiądz Schuster i brat zakonny chodzą chwilę przed domem i przygotowują się również na śmierć, gdyż przewidują, że skończy się z nimi podobnie jak księdzem Trauschem. Około siódmej godziny wieczór, zatrzymuje się przed domem księży jakiś samochód i ksiądz Trausch wychodzi z niego.

     Co działo się z księdzem Trauschem przez te dwie godziny? Przed biurem administracji Trybunał Ludowy stawiał ludziom pytanie odnośnie przywiezionego księdza: „zły”, czy „dobry”. Zły krzyczą muzułmanie i jeden z nauczycieli. Prowadzą księdza w stronę rzeki na egzekucję. W tym czasie pojawia się jeden bojownik Simba z plemienia Bakusu, gdzie pracuje ks. Schuster i pyta, co złego zrobił ksiądz, którego wiodą na egzekucję? Tłum zaskoczony pytaniem wraca przed Trybunał Ludowy. Ludzie zgromadzeni przed trybunałem krzyczą: Rozstrzelać go! Wracają wszyscy nad rzekę w celu wykonania egzekucji. Na nowo pojawia się ktoś z autorytetów i zgłasza wątpliwości odnośnie egzekucji. Taka zabawa z Trybunałem Ludowym trwa prawie dwie godziny. Około godziny siódmej wieczorem pojawia się nad rzeką jeszcze jeden Simba z plemienia Mituku i mówi, że przed egzekucją trzeba zaczerpnąć porady u komendanta, co należy uczynić z tym księdzem. Wspomniany oficer mieszkał w willi należącej do spółki Kolei Państwowej, nieco na uboczu. Udają się wszyscy wraz z księdzem, do wspomnianego komendanta, który wita bardzo serdecznie księdza, podaje mu krzesło, aby usiadł i pyta, o co chodzi? Ksiądz Trausch mówi, że został postawiony przed Trybunałem Ludowym i ten skazał go na rozstrzelanie. Nic z tego, odpowiada komendant. Ja znam historię tego księdza. Po wypiciu z księdzem szklanki piwa, odwozi go osobiście do domu księży. Pierś marynarki wojskowej wspomnianego oficera była udekorowana amuletami. W czasie picia przyjacielskiej szklanki piwa, bawił się nieustannie swoim rewolwerem. Jeszcze jedna szklanka piwa, przyjazna rozmowa i cały problem skończony, tym razem. Księża dowiedzieli się później, że wspomniany komendant był nauczycielem w szkole Ojców Ducha Świętego z Lubundy i był nawet przez jakiś czas ich nowicjuszem.

     Po tych przykrych wydarzeniach z księżmi, Siostry zakonne kładły się na spoczynek w habitach, czekając na chwilę nawiedzenia ich przez rebeliantów. Przychylność komendanta nie starczy do zagwarantowania im życia, ich życie zależeć będzie od złych lub dobrych humorów rebeliantów. Tak było z trzema gajowymi z Lasu Tropikalnego. Po ich egzekucji komendant protestował, że nie mieli do tego prawa, lecz ludzie już nie żyli.
Rebelianci są ciągle aktywni, oni sami mówili: „Simba nigdy nie śpi”. Przyjeżdżają oni o godzinie 10 wieczór, wracają jeszcze raz o północy i znów się jawią nad ranem. Gdy się zjawią na misji, to proszą o zegarki i o wszystko, co im przyjdzie na myśl. Kradzież mają zabronioną i nie kradną, lecz proszą. Wszystko kontrolują po kilka razy, wszędzie zaglądają, zapalają radio, aby zbadać, jakich stacji księża mogą słuchać, a dozwolone jest słuchanie tylko stacji Kisangani.

     Regulamin armii rebelianckiej zabrania wszystkim Simba jakichkolwiek stosunków z kobietami, nawet z ich własnymi żonami. Simba niewierny temu zakazowi traci automatycznie swoją niezniszczalność i dosięgnięty kulą przeciwnika zamienia się w wodę. Dla przygotowania im posiłków angażowali dziewczęta w wieku 12 lat. Po 15 dniach, jedną z tych dziewcząt była już rozstrzelana. Na skutek tego wydarzenia przełożeni z Kisangani przeprowadzili ankietę, w wyniku której wszystkie dziewczęta były odesłane do szpitala, a winni bojownicy Simba zamknięci w wiezieniu.

     Nowy komendant po przybyciu do Ubundu złożył wizytę Siostrom zakonnym. Okazał się być miłym i zapewniał Siostry o swojej życzliwości względem nich. Parę dni później, 16 sierpnia około godziny 9 wieczór, jakiś wóz zatrzymał się przed domem zakonnic. Jeden z rebeliantów zażądał, aby siostra Wirginia, najmłodsza spośród sióstr, udała się z nim do komendanta. Siostry energicznie zaprotestowały, mówiąc, że jest to niemożliwe. Siostry tłumaczyły bojownikom Simba, że wieczorem nie mogą opuszczać domu zakonnego, lecz na skutek agresywności rebeliantów i ich gróźb, wspomniana siostra powiedziała:, „Jeżeli tak się mają sprawy, to pójdę”. Wóz zatrzymał się przed domem komendanta, który zajął miejsce w wozie obok siostry i odjechali w stronę dzielnicy zamieszkałej przez ludność tubylczą.

    W drodze komendant usiłował zastraszyć siostrę, mówiąc: „ Ja jestem przychylny dla Sióstr, lecz wy pracujecie przeciwko nam rebeliantom.” Wóz zatrzymał się przed barem, z którego dochodziła wrzawa pijacka, lecz komendant nie wysiadł z siostrą, tylko słuchał jakiś czas muzyki i odgłosów dochodzących z baru. Po pewnym czasie wóz odjechał i zatrzymał się przed domem komendanta, który powiedział do siostry: „Proszę wejść do mnie, mam coś siostrze do powiedzenia”." Proszę powiedzieć mi to w wozie", odpowiedziała siostra. Na brutalne nalegania komendanta, siostra odpowiedziała:, „ Jeżeli pan ma złe zamiary względem mnie, to proszę wiedzieć raz na zawsze, że wolę umrzeć, niż popełnić grzech nieczystości”. Komendant złagodniał i dał odczuć siostrze, że chodzi o coś innego, zamknął drzwi samochodu i odwiózł siostrę pod klasztor. Siostra Wirginia zastała swoje towarzyszki przy odmawianiu różańca.

Fot. sxc.hu