Kongo, ziemia męczenników, cz. 4.
Księża z Ubundu, gdy zapowiedziany był przejazd generała przez ich miejscowość, przypuszczali, że będzie to generał Soumialot, gdyż Olenga zginął. W rzeczywistości był przejazdem przez Ubundu generał Olenga. Jego wóz zatrzymał się przed kościołem w czasie uroczystej Mszy świętej, którą sprawował ks. Trausch. Ksiądz Schuster przypuszczając, że przyjechali rebelianci, prosić o paliwo do samochodu, nie wychodził szubko na ich spotkanie. Generał, nie spotkawszy żadnego księdza przy kościele, odjechał w stronę domu Sióstr zakonnych. Po prawej stronie generała siedział wyżej wspomniany komendant. Świadom niewłaściwego zachowania względem Siostry Wirginii, siedział smutny u boku generała, ze spuszczonymi oczyma. Olenga interesował się życiem sióstr, pytał ich czy Simba traktują je jak należy. Gdyby siostry poskarżyły się do niego, o niewłaściwym zachowaniem się komendanta względem siostry Wirginii, to sprawa mogłaby wziąć zły obrót dla komendanta, lecz siostry nic nie wspomniały o tym wypadku. Generał polecił, aby siostry mogły swobodnie wykonywać ich posługę; rozpocząć nauczanie we właściwym czasie i kontynuować normalną pracę w szpitalu. W razie potrzeby, powiedział generał, proszę zgłosić się o pomoc do komendanta. „Proszę pracować jak dawniej, wykonując prace zlecone wam przez księży” Po tych słowach, wóz z generałem odjechał.
Wszystkie prace na misji były dalej kontynuowane, lecz ducha przygnębienia i poczucie niepewności można było z łatwością wyczuć. Ks. Trausch stał się małomówny i przewidywał ciągle jakąś katastrofę. Brat Józef nie wychodził prawie ze swojego pokoju, przychodził jedynie na posiłki, a resztę dnia przebywał u siebie, z zasłoniętymi oknami. Rebelianci powiedzieli kiedyś do sióstr: „My nigdy nie rozstrzeliwujemy kobiet, uważamy je za nasze matki”. Mimo tego zapewnienia siostry nie czuły się bezpieczne, modliły się jednak we wspólnocie i pracowały dla otwarcia szkół; przygotowywały zajęcia praktyczne dla szkoły krawieckiej i szyły spodenki dla chłopców.Na siódmego września, na dzień otwarcia szkól podstawowych, musiały mieć gotowych 70 par spodenek dla chłopców z wiosek, którzy przychodzili do szkoły w strzępach ubrania.
Przed rozpoczęciem roku szkolnego mianowany został w Ubundu nowy komendant, rebelianci oskarżyli poprzedniego o ciężkie nadużycia. Zarzucali mu, że nie daje im dostatecznej ilości pożywienia, że utrzymuje kontakty z niewiastami i że dokonuje egzekucji bez orzeczeń Trybunału Ludowego.
Ksiądz Schuster przytaczał przykład człowieka, którego komendant zastrzelił w barze, jedynie dlatego, że w jego karcie tożsamości było napisane: „Policjant”. Faktycznie nie był on nigdy policjantem, tylko pracował jakiś czas na policji. Komendanta zamknięto do więzienia w Kisangani, lecz dzięki temu, że przynależał do plemienia Mukusu, po dwóch tygodniach odzyskał dawny stopień wojskowy i został mianowany komendantem w innym miejscu.
Na rozpoczęcie roku szkolnego, cztery zakonnice wyżej wspominane, wróciły z Kisangani do Ubundu. Dwie z przybyłych sióstr objęły stanowiska dyrektorek szkół podstawowych, a dwie następne zajęły się przygotowaniem rozpoczęcia szkoły średniej dla dziewcząt, które przewidziane było na siódmego września. Siostrom zależało bardzo na tym, żeby szkoły funkcjonowały normalnie.
Uciążliwością dla księży i sióstr były ustawiczne odwiedziny rebeliantów w tygodniach po rozpoczęciu roku szkolnego. Sam komendant przychodził kontrolować wszystkie urządzenia techniczne wspólnoty księży i sióstr, podejrzewając ich o tajne nadajniki radiowe, dzięki którym mają kontakt z Ameryką. Często komendant wracał na następną kontrolę, prawie zaraz po zakończeniu poprzedniej.
W czasie tych kontroli komendant zabierał dla siebie wiele rzeczy, mniej lub więcej mu przydatnych. Piętnastego września załadował wóz drobnymi rzeczami ze wspólnoty księży i powiózł je do domu swojej żony. Korzystając z jego nieobecności, gdy transportował zabrane rzeczy, rebelianci zabrali siostry i księży na samochód towarowy, zostawiając go pod murem jednego z domów, w pełnym słońcu. Ksiądz Schuster próbował interweniować, tłumacząc rebeliantom, że młode siostry nie są jeszcze zwyczajne do znoszenia upałów klimatu tropikalnego, który może zaszkodzić ich zdrowiu. W odpowiedzi usłyszał: „Niech umierają na tym wozie”. Po zakończeniu tej komedii rebelianci wrócili do domu sióstr i miedzy godziną 13 a 16 przeszukiwali dokładnie cały dom, zaglądali do wszystkich szaf, sprawdzali szuflady. Zniecierpliwiona tym siostra Ludwika powiedziała: „Ja nie mogę wam towarzyszyć we wszystkich miejscach naraz”. Księdzu Schusterowi zapadła w pamięci ta data 15 września, uroczystość św. Teresy Wielkiej; miał on nadzieję, że w tym dniu nie spotka siostry żadna przykrość.
Od godziny szesnastej tego dnia rewizja była również przeprowadzona w domu księży. Jednostka terytorialna Ubundu, miała przed rebelią swojego administratora cywilnego, który był bardzo życzliwy dla misjonarzy. Gdy dowiedział się, co rebelianci zrobili z domem sióstr i księży, zatelefonował do Kisangani, powiadamiając tamtejsze władze o sytuacji misjonarzy w Ubundu. Następnego dnia przybył na miejsce z Kisangani jeden kapitan z armii rebelianckiej i przeprowadził kontrolę, po której komendant został odesłany do Kisangani, gdzie odbył parodniowy areszt. Gdy 22 listopada siostry i księża byli transportowani jako więźniowie drezyną do Kisangani, tenże komendant przyszedł ich pozdrowić na przystanku, przed przyjazdem do Kisangani, gdzie był już na nowo komendantem. Cytowany tu komendant był uczniem w szkole rzemiosła w Lubutu w roku 1958 i znał wszystkich tamtejszych księży.
Trzeci komendant miejscowości Ubundu był człowiekiem skrytym i mało kontaktowym. Był on z plemienia Lokale, urodzonym w Jangambi. Był on przepełniony nienawiścią i wzgardą do misjonarzy i ukazywał względem nich swoja złośliwość i brutalność. Od początku swojego urzędowania zajął się organizowaniem „młodzieży rewolucyjnej”, której był również szefem. Do grupy „młodzieży rewolucyjnej” przyjmowani byli zdeprawowani chłopcy w wieku 13 i 14 lat życia. Była to grupa młodocianych przestępców, zażywających lokalne narkotyki. Komendant posługiwał się tą grupą młodocianą do wykrywania przestępstw. Wykrywali oni przestępstwa, o których nikt uczciwy nie zdawał sobie nawet sprawy. Dziesiątego, względnie dwunastego listopada wykryli oni w magazynie domu księży trzy flagi belgijskie, zwinięte w rogu magazynu od 1960 roku. Wykryli również stary aparat filmowy, do którego już od paru lat nie było filmów. Najbardziej kompromitujące znalezisko było w pokoju Brata Józefa; odkryto tam woltomierz i kompas oraz słuchawkę ze wzmacniaczem dla osoby słabo słyszącej. Stary aparat filmowy uważali oni za nadajnik radiowy, służący do porozumiewania się z Amerykanami. Trzej misjonarze musieli się wstawić w biurze Komendanta i przejść surowe przesłuchanie. Nadzwyczajny komisariat w Kisangani nie potrafił rozwiązać tej sprawy i przekazał ją wyższej instancji. Jeden z pułkowników armii rebelianckiej przybył do Ubundu i uznał całą aferę za śmieszną. Mimo tego księża zostali skazani na odbycie kary aresztu.
Udając się do aresztu, księża natknęli się na scenę naprawdę poniżającą; z drugiej strony placu przed więzieniem, banda młodzieży rewolucyjnej biła siostry kijami, zmuszając je do szybszego marszu w stronę aresztu. Co się wydarzyło, że tak traktowano siostry? Po opuszczeniu domu księży ekipa poszukiwaczy wykroczeń udała się do domu sióstr i znalazła tam nowe koce. Parę dni wcześniej rebelianci zwrócili się do sióstr z prośbą o koce, siostry przekazały im używane koce, lecz w dobrym stanie. Uznane to zostało za przestępstwo. „Dlaczego nie dały nam siostry nowych kocy, lecz stare”?. W chwili odkrycia tego przekroczenia były już upokarzane i bite. Następnego dnia siostra przełożona ukazała ramiona całe posiniaczone, nie mogła się położyć na plecach z powodu otrzymanych razów. Siostra Norberta przez sześć dni nie mogła się ruszać z powodu pobicia. Wszystkie siostry były maltretowane. Przedstawiciel nadzwyczajny władzy z Kisangani uwolnił siostry z aresztu, a następnie uwolnił też księży.
Fot. sxc.hu