Kongo, ziemia męczenników, cz. 6.

Czarny dzień

      Jeden Simba zdjął flagę z masztu, żeby pilot nie zauważył obozu wojskowego. Niestety było to za późno. Seria z karabinu maszynowego poraniła wielu bojowników Simba. Druga seria spadła na rzekę, gdzie kąpał się komendant z rebeliantami. Nagłe zanurzenie w wodzie uratowało im życie. Po skończonym alarmie jeden Simba udał się przyprowadzić uwięzionych Europejczyków przed komendanta. Skurczona i grożąca twarz komendanta nie wróżyła nic dobrego. Siostra Alberta zapytała cicho księdza Trauscha:, „Co nas tu czeka?”. Komendant cały rozogniony powiedział: „Księże Janie, ten człowiek widział księdza w progu, przywołującego samoloty amerykańskie (Dla rebeliantów wszystkie samoloty były amerykańskie). Widziano cię przed domem, jak dawałeś znaki amerykańskim samolotom”. Było to zwykłą głupotą. Dom, gdzie przebywali uwięzieni, znajdował się w dolinie i był otoczony wielkimi drzewam, a nasze drzwi były pozamykana na klucz. Ksiądz Trausch powiedział to komendantowi, dodając, że w tym czasie odmawiał właśnie brewiarz. Ksiądz Schuster powtórzył to, dodając, że w czasie krążenia samolotu układał pasjansa. W tym momencie przybył administrator cywilny z cała bandą młodzieży rewolucyjnej. Przystąpił on bezpośrednio do siostry Alberty i uderzył ją z całej siły w policzek. Zerwał on welon siostrze Wirginii i uderzył ją w głowę pałką. Trysnęła krew z głowy, a siostra zaczęła krzyczeć o pomoc i uciekać. Siostrę Katarzynę spotkało to samo. W tym momencie komendant zaczął krzyczeć: ”Zostawcie w spokoju siostry, one są moimi więźniami”. Siostry czynią wysiłki, aby zatamować krew, płynącą ze zranionych głów. Jeden młody kapitan ujął się również za siostrami. ( Był on uczniem szkoły katolickiej w Kasongo. Odwiedzał on czasem księży i był im życzliwy). „Dlaczego obchodzicie się z Europejczykami w taki sposób? To nie oni przywołali tu samoloty”. Po jakimś czasie zareagował komendant: „Proszę zdjąć buty, okulary i sutanny i wychodzimy pod nasz sztandar”. Więźniowie pół ubrani wychodzą na zewnątrz, gdzie znajduje się maszt sztandarowy w pośrodku podwórza. Przed masztem była alejka wysypana ostrym kruszywem z kamienia. Każdy z uwięzionych miał się położyć na wznak na tym kruszywie. „Amerykanie mogą teraz przyjeżdżać i potrzeć na was”. Zostawali w tej pozycji dość długo, wystawieni na palące słońce. Nadchodzi następna banda młodzieżówki z poleceniem: „Rozbierać się”. Mężczyźni zdjęli spodnie, siostry koszule, wszyscy musieli się położyć na brzuchach na ostrym kruszywie i wyciągnąć ręce. Rebelianci zabierają ubrania ofiar. Ta męczarnia przedłuża się i trwa do dwóch godzin czasu. Gwałtowna burza tropikalna wyzwoliła więźniów i mogli wrócić do swojego więzienia. W ich pokojach nie było ani ubrań, ani materacy. Wszyscy musieli siedzieć na gołym cemencie pod ścianą z wyciągniętymi przed siebie nogami.

     Banda młodzieży rewolucyjnej wdarła się do domu, gdzie byli przetrzymywani więźniowie. Krzyki, wyśmiewanie się z Europejczyków. Odgrywają sceny spotkania z siostrami, molestują je; zakonnice bronią się przed nimi rękami jak mogą. Simba zabawiają się mierzeniem drzewcami lanc w oczy księży i uderzają ich. Ksiądz Schuster uniknął takiego uderzenia, uchylając głowę, lecz drugi Simba zauważył to i wymierzył mu cios w piersi z całej siły. Gdy spadła mu głowa na piersi, inni zaczęli go bić kijami i drzewcami od lanc po nogach, nie oszczędzając przy tym innych misjonarzy. Jeżeli któryś uderzy ostrzem lancy w brzuch albo w pierś, wybuchają okrzyki radości i kpin z więźniów. Jeden z rebeliantów, naśladując nauczyciela, wygłaszał krótkie przemówienie, a następnie wywoływał kogoś z uwięzionych, aby powtórzył jego przemówienie. Jakiś Simba już w podeszłym  wieku podszedł do siostry Ludwiki z karabinem w ręku i powiedział do niej: „Ty mi się podobasz” i zaczął jej czynić niedwuznaczne propozycje. Siostra odpowiedziała energicznie i krótko; „Raczej wolę umrzeć”. Agresant udawał, że nie rozumie jej odpowiedzi i dalej nalegał na siostrę, więc siostra powtórzyła drugi raz: „Raczej wolę umrzeć”. „Jeżeli wolisz umrzeć, tym lepiej, zaraz umrzesz!”. Simba zaczął bić biedną siostrę kolbą swojego karabinu. Kilku innych żołdaków dołączyło się do niego i kopali na ziemi siostrę butami. Reszta sióstr chciała otoczyć bitą i dopomóc jej, lecz one też zostały pobite.

     Takie sceny rozgrywały się we wspólnej sali od wieczora, aż do późnych godzin nocnych. Gdy agresywna młodzieżówka wycofała się, inna grupa przyniosła spodnie mężczyzn i ubrania sióstr. Ubrania sióstr przesiąkły zaraz krwią. Teraz wszedł do sali Simba z batogiem ze skóry hipopotama, który w Kongu uchodził za ciężkie narzędzie tortur; pięć uderzeń takim batogiem uważane było za dużą karę. Początek chłosty rozpoczął się od księdza Trauscha, następnym był cywil, Pan Gillardin. Ksiądz Schuster otrzymał jedno uderzenie przez spodnie; to nie jest poważne, powiedział oprawca i dodał: „Zdejm spodnie”. Bity ksiądz odpowiedział: „To nie jest normalne, że w taki sposób jesteśmy bici, a jeszcze do tego trzeba zdejmować spodnie”. Teraz razy na księdza Schustera spadały jeden za drugim, chronił on jedynie głowę własnymi rękami. W tej chwili przypomniał mu się tekst świętego Pawła. „ Są sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci. Od Żydów pięciokroć byłem bity po czterdzieści razów bez jednego”(2Kor11,23-24).
     Rebelianci znów wrócili po pewnym czasie i przymuszali więźniów do palenia razem z nimi skrętów z narkotykami. Inni wykonywali taniec śmierci i zobowiązywali więźniów do uczestniczenia w nim. Ten makabryczny taniec i śpiew trwał aż do godziny drugiej nad ranem. Około godziny 2 przyszła następna grupa Simba nieco mniej wrogo nastawiona do misjonarzy. Powiedzieli oni do swoich poprzedników: „ Starczy tego na razie, zostawicie Białych w spokoju”. Nie było nic do jedzenia, lecz przynajmniej będą mogli nieco odpocząć. Jednak nikt nie układał się do spania po tym wszystkim, co przeżyli. Ksiądz Schuster wstał, gdyż razy, jakie otrzymał od rebeliantów, nie pozwalały mu siedzieć. Stał oparty o ścianę, starając się odzyskać resztki sił.

       Wczesnym rankiem Simba znów wracają i krzyczą: „Wszyscy Biali do oddzielnych pomieszczeń”. Wylali oni po wiadrze wody na każdego z więźniów. Siostra Katarzyna płakała ciągle, gdyż czuła się w niebezpieczeństwie, sama w oddzielnym pomieszczeniu. Po piętnastu minutach zostało wydane nowe zarządzenie; „Wszyscy wychodzą na dworzec kolejowy”. Korowód przemoczonych wraków ludzkich wyrusza boso, chwiejnie ze zmęczenia. Mają przejść prawie kilometr drogi boso po ostrych kamieniach. Ubrania przesiąknięte krwią, twarze zdeformowane od bicia, siostry bez welonów. Na dworcu wszyscy zostali umieszczeni w małym hangarze, którego rebelianci używali jako kuchni polowej w czasie ich podróży.

       W hangarze na podłodze było pełno brudu pomieszanego z ludzkimi odchodami. Więźniowie musieli usiąść w tum brudzie z wyciągniętymi nogami do przodu. Towarzyszący im rebelianci znów zaczęli wydawać rozkazy: „ Zdjąć ubrania”. Zaczęli następnie wszystkich bić po twarzach, zbierać z ziemi brudy i rzucać je na twarze więźniów. Tak znieważonych bili po nogach kijami i drzewcami od lanc i bagnetami. Jeżeli ktoś próbował uniknąć uderzenia, ściągał na siebie jeszcze większą złośliwość. Trwała ta męczarnia do godziny 9 wieczorem, do przyjazdu z Lowa statku z rodziną misjonarza protestanckiego, o nazwisku Taykor. W rodzie tym byli: pastor i jego żona, ich czworo dzieci, dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Chłopcy mieli 11 i 13 lat życia, dziewczynki zaś 3 i 5 lat życia. Były jeszcze dwie leciwe panie w wieku 70 lat. Wszyscy byli prawie nadzy. Teraz Simba zajęli się nowoprzybyłymi. Jeden z nich wywijał lancą wokół głowy jednej z leciwych pań. „Nie boisz się”, pytał. „Nie boję się”, odpowiedziała dama. „Nie boisz się umierać?” „Nie boję się”. Na te słowa uderzył ja bagnetem w głowę, a następnie w plecy. Kobieta była jakby przecięta na poły. Wszystkiemu towarzyszy nieznośny huk tamtamów. Rebelianci zapomnieli na chwilę o siostrach i księżach. 

c.d.n.

Fot. sxc.hu